Kiedy byłem mały, świat przedstawiano mi w zupełnie innych barwach

1.1K 121 260
                                    

Do tej pory słyszał jedynie szum ogromnego drzewa, w którego cieniu się znajdował. Czuł lekki wietrzyk muskający jego twarz, oraz przyjemną w dotyku trawę, której zapach był w stanie wywołać wiele dobrych wspomnień. Oprócz tego, co jakiś czas można było usłyszeć ćwierk ptaków, chowających się w koronach drzew. Minione dni były dość upalne, więc nawet one nie chciały choć na chwilę opuścić swej oazy. Czując jak coś ląduje mu na czubku nosa, powoli otworzył oczy. Musiał bardzo się postarać, by nie pisnąć, gdy spojrzał na błękitną ważkę, wpatrującą się w niego swymi wielkimi oczyma. Ten widok był dość ciekawy, tym bardziej, że jeszcze nigdy nie miał okazji przyjrzeć się takiemu owadowi z bliska. Była piękna. Jej wpół przezroczyste skrzydła poruszały się wraz z lekkim wiatrem, który jako jedyny w tej sytuacji, był w stanie ochłodzić nieco temperaturę. Chłopiec uśmiechnął się, podnosząc się na łokciach, jednak w tym samym momencie, ważka wzbiła się w powietrze. Okrążyła go kilka razy, po czym odleciała, zostawiając zachwyconego blondyna czymś tak banalnym, jednocześnie mającym w sobie niesamowite piękno.

— Toya, widziałeś to? — Spytał, nie odrywając wzroku od ważki, której zwykli ludzie nie byliby już w stanie dostrzec. Leżący obok niego czerwonowłosy chłopiec, uchylił lekko powiekę, chcąc przyzwyczaić się do jasnego światła, które po takim czasie płytkiego snu, było nie do zniesienia. Po chwili otworzył także drugie oko, by następnie spojrzeć na blondyna, wpatrującego się w dal.

— Co takiego? — Westchnął, podnosząc się do siadu. Gdy to zrobił, przetarł dłonią zaspane oczy, nadal czując senność, która z pewnością nie da mu spokoju przez najbliższy czas.

— Ważka — Odparł dumnie. Odwracając głowę w stronę półprzytomnego przyjaciela, lekko się uśmiechnął. — Była piękna. Zupełnie jak twój ogień.

Czerwonowłosy słysząc to, posłał mu zdziwione spojrzenie, by kilka sekund później, odwrócić speszony wzrok. Zawsze reagował w ten sam sposób, a z kolei Keigo uwielbiał jego indywidualność, bez przerwy wyrażając swój zachwyt. Jednak sam właściciel błękitnego płomienia nie był z niego równie dumny. Kojarzył mu się jedynie z cierpieniem, którego doświadczał na każdym treningu, zgotowanym przez ojca. Choć czasami wydawało mu się, że bardziej od poparzeń, bolał go jego brak empatii, czy okazywania jakichkolwiek uczuć. Był zimnym realistą dążącym do perfekcji, nawet jeśli chodziło o jego kilkuletniego syna, w przyszłości mającego zająć jego miejsce. Odruchowo chwycił się za zabandażowaną rękę, schowaną pod rękawem bordowej bluzy. Blizn przybywało, a on z dnia na dzień coraz bardziej przestawał wierzyć, że ten horror się skończy. Oczywiście Keigo nic o tym nie wiedział. O wiele łatwiej było mu wytłumaczyć dlaczego w tak gorące dni chodzi w bluzach. Nie chciał go martwić i niszczyć jego kolorowego świata. On również nie miał w życiu lekko, więc nie miał zamiaru narażać go na dodatkowe zmartwienia. Tym bardziej, iż wiedział jak ważną był dla niego osobą.

— Przesadzasz. To tylko ważka —  Westchnął, opierając ręce za sobą i spoglądając w stronę błękitnego nieba. Białe, pojedyncze chmurki płynęły w wolnym tempie, a lekki wietrzyk co jakiś czas wkradał się między liście, porywając je do tańca. Blondyn spoglądając w jego stronę, uśmiechnął się widząc zmieszanie na twarzy przyjaciela.

— Była jak my — Mówiąc to, po chwili znów spotkał się ze zdziwionym spojrzeniem czerwonowłosego, który ni jak nie mógł zrozumieć co mu chodzi po głowie. Dlatego też Keigo nie chcąc kazać mu czekać, kontynuował wypowiedź, wcześniej jednak kierując złote tęczówki w gorę, na podniebny świat. — Była błękitna, jak twój ogień. I miała skrzydła, jak ja. To takie połączenie naszej dwójki, Toya.

Uśmiechnął się promiennie, przez co siedzący obok niego chłopczyk mógł przysiąc, że w życiu nie dane było mu widzieć piękniejszego uśmiechu. Był tak delikatny, tak niewinny, iż miał ochotę go dla siebie zachować już na zawsze. Pragnął by należał tylko do niego. Nie chciał się nim z nikim dzielić. I dopiero po jakimś czasie zrozumiał, że nie chodziło o sam uśmiech, a o jego właściciela. Był jego oazą, odskocznią, kimś z kim nie musiał martwić się o problemy dotyczące quirk czy też ojca. Nie musiał się martwić niczym. Będąc z nim, towarzyszyły mu same pozytywne emocje, a smutek czy złość nie miały prawa bytu. I nie chodziło tu o jego samopoczucie, lecz o skrzydlatego przyjaciela, który nie miał prawa się o niego martwić. Między nimi miały być tylko te dobre chwile i Toya doskonale sobie z tym radził. Keigo nie był tak żywiołowy jak reszta dzieci, ale to właśnie to go do niego przyciągało. Jego cicha natura, jego niewinność, jego czystość, brak jakiejkolwiek skazy. Nie mógł pozwolić by cokolwiek mu się stało. Nie pozwoliłby go skrzywdzić, nawet za cenę własnego szczęścia.

Keigo czując na czole ciepłą dłoń przyjaciela, spojrzał na niego kątem oka, unosząc przy tym brew, co zabawnie wyglądało ze strony uśmiechniętego Todoroki'ego.

— Jednak nie masz gorączki — Stwierdził wracając na swe wcześniejsze miejsce.

— Dlaczego miałbym... — Spytał niepewnie blondyn, który momentalnie posmutniał, odwracając głowę gdzieś w bok. Czasami nie rozumiał żartów Toy'i, przez co zwykle się peszył.

— Bo zacząłeś gadać dziwne rzeczy — Wyjaśnił energicznie chłopiec, przyciągając go do siebie i mierzwiąc mu włosy zaciśniętą piąstką. Oczywiście spotkał się ze znakiem sprzeciwu ze strony skrzydlatego, jednak jego uścisk był na tyle mocny, że praktycznie nie miał żadnej szansy na wyrwanie się. Jednak gdy w końcu postanowił go puścić, Keigo wyprostował się i spojrzał na niego naburmuszony, dzięki czemu spotkał się z parsknięciem śmiechu ze strony przyjaciela. — Wyglądasz jak napuszony kurczak!

Blondyn marszcząc brwi, spojrzał w górę czując, że na głowie aktualnie ma coś na wzór afro. Jednym ruchem dłoni przywołał jako tako włosy do porządku, po czym z niezadowoleniem spojrzał w jakiś punkt przed nimi. Toya widząc to od razu wywrócił oczami. Dobrze wiedział jak nie cierpiał określenia ''kurczak'', ale to czasami było silniejsze od niego.

— Oj, bez fochów — Takami czując na ramieniu dłoń przyciągającą go z powrotem do przyjaciela, miał zamiar ponownie mu się wyrwać, jednak gdy jego głowa wylądowała na jego torsie, zrezygnował z tego pomysłu. Czuł jego ciepło które ni jak mu nie przeszkadzało, a wręcz zachęcało do pozostania w tej pozycji, mimo iż dzień był naprawdę gorący. Lekko się uśmiechając wtulił się w jego bordową bluzę, czując oplatające się wokół niego dłonie. Czerwonowłosy widząc, iż ten najwyraźniej nie zamierza protestować, także się uśmiechnął i oparł podbródek na jego blond lokach. Keigo czuł przyjemne ciepło, nie należące do jego przyjaciela. Pochodziło z jego serca, które w tym momencie biło jak szalone. Nigdy wcześniej nie doświadczył takiej bliskości, nawet ze strony własnych rodziców. Dlatego też nic już więcej nie mówiąc, miał nadzieję na pozostanie w tej pozycji jeszcze długi czas. — Powinniśmy już wracać.

Zauważył po jakimś czasie Toya, wpatrując się w słońce zmierzające ku zachodowi. Nie słysząc odpowiedzi ze strony przyjaciela, zwrócił wzrok ku niemu. Miał zamknięte oczy.

— Keigo? — Spytał łagodnie, muskając jego ucho ciepłym oddechem, przez co ten lekko poruszył głową.

— Jeszcze nie — Wymruczał chłopiec, wtulając twarz w jego klatkę piersiową, przez co momentalnie zrozumiał, że nie byłby w stanie tego przerwać. Będąc w jego ciepłych ramionach, towarzyszyło mu wiele emocji, których wcześniej nie miał okazji poczuć. Bezpieczeństwo i ciepło drugiego człowieka, którego by nie odczuwał, gdyby nie był z nim tak blisko jeśli chodzi o relacje. Nie chciał tego kończyć. Nie chciał tego tracić. Nie chciał wracać do domu, bo tam jedynie co na niego czekało, to chłód. Nie mógł liczyć na to samo ciepło, które fundował mu Toya, który równie mocno nie chciał się jeszcze rozstawać. Dlatego też nie bacząc na konsekwencje z jakimi się niebawem spotka, postanowił przystać na jego prośbę.

— Dobrze.

𝚏𝚊𝚔𝚎 𝚙𝚎𝚘𝚙𝚕𝚎 || 𝚑𝚘𝚝𝚠𝚒𝚗𝚐𝚜Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz