-Witaj Gandalfie.- Odezwał się Elrond.
-Witaj. Dziękujemy za pomoc twoich rycerzy oraz młodej podopiecznej.- Uśmiechnął się czarodziej.
-To naprawdę nic takiego.- Elf zmierzył mnie wzrokiem. -Widzę, że potrzebujecie mojej pomocy.-
-Nadal potrafisz porozumiewać się w języku starokrasnoludzkim?- Zpytał Gandalf.
-Jako jeden z nielicznych w śródziemiu.-
-To dobrze, pomożesz nam rozszyfrować pewną mapę.-
-Oczywiście. Ty i król spod góry chodźcie za mną.- Zwrócił się do Thorina. - A resztę krasnoludów zapraszam na tarasy na ucztę.- Powiedział to w języku elfów.
-Czy on nas obraża?!- Wzburzyły się krasnoludy, nie rozumiejąc co Elrond powiedział.
-Uspokójcie się.- Nakazał im czarodziej. -Właśnie otrzymaliście zaproszenie na ucztę.-
-Proszę iść z nami.- Powiedziały elfki i zaprowadziły przybyszów w miejsce, o którym mówił Lord.
Kiedy już myślałam, że uniknę konsekwencji mojego wyjścia, usłyszałam niski głos.
-Ile razy ci mówiłem, że nie możesz opuszczać granic tego miejsca?- Zapytał Elrond.
-No tak, ale przecież nie możesz mnie tu trzymać w zamknięciu.- Odparłam obracając się w jego stronę.
-Nie będziemy znowu o tym rozmawiać. Złamałaś zakaz i spotkają cię za to konsekwencje.- Powiedział machając ręką na znak, że mam odejść.
Naburmuszona i z rękami założonymi na piersiach ruszyłam w kierunku tarasu, na którym znajdowały się krasnoludy. Weszłam bocznym wejściem a jedyne wolne miejsce, które zauważyłam, znajdowało się między tym wysokim brązowowłosym krasnoludem a jakimś blondwłosym.
-Jesteście rodzeństwem?- Zapytałam ich.
-Tak. Ja jestem Kili, a to jest Fili.- Brązowowłosy wskazał na blondyna.
-Miło mi, ja jestem...-
-Yyy a co to jest?- Przerwał mi najgrubszy ze wszystkich.
-No właśnie, czemu mamy jeść liście? My potrzebujemy mięsa!- Krzyknął inny.
-Tutaj praktykują raczej wegetarianizm, co nie znaczy, że raz na jakiś czas nie dostajemy mięsa. A warzywa wam nie zaszkodzą.- Powiedziałam uśmiechając się.
Główne drzwi na taras otworzyły się z hukiem. Wszedł przez nie Thorin razem z siwym krasnoludem. Reszta kompanii od razu się zbiegła i zaczęła wypytywać go o informacje związane z mapą.
-Opowiem wam wszystko po drodze, ponieważ musimy już ruszać.- Powiedział po krasnoludzku Dębowa Tarcza.
-Mogę iść z wami?- Zapytałam, a wzrok wszystkich padł na mnie.
-Co, czemu?-
-Chciałabym ruszyć z wami na wyprawę i pomóc wam odzyskać utracony dom.-
-Nie, nie możesz.- Powiedział przywódca grupy.
-No proszę. Naprawdę chciałabym pomóc, poza tym w tym miejscu czuję się jak w więzieniu.-
-Ale co powie na to ten twój król?-
-To nie mój król. Poza tym zorientuje się, że mnie nie ma, kiedy już dawno będziemy poza jego zasięgiem.- Wyjaśniłam, na co odpowiedziało mi milczenie.
-Mogę wam się przydać. Umiem świetnie walczyć przeróżnymi przedmiotami. Łuk, miecz, sztylet, topór... Umiem leczyć, nie za dobrze, ale jednak.-
-Dobrze, zgoda. Możesz jechać ale wiedz, że jeśli cokolwiek ci się stanie, to nie odpowiadam za to. Jeżeli coś sprawi, że nie będziesz w stanie chodzić, bądź będziesz poważnie ranna to zostawi...-
-Wszystko jasne. To kiedy wyruszamy?- Przerwałam Thorinowi.
-Teraz.- Dębowa Tarcza chciał wyjść z tarasu ale wbiegł przed niego hobbit.
-A-ale przecież Gandalf i ten elf powiedzieli, że mamy się stąd nie ruszać.- Powiedział lekko zestresowanym tonem.
-Jeśli pan chce zostać panie Baggins, to nikt panu nie broni, ale przypominam o kontrakcie który pan podpisał.- Odparł król spod góry i wyszedł, a wszyscy ruszyli za nim.
-A i jeszcze jedno, to jest Kili, Fili, Balin, Dwalin, Bifur, Bofur, Bombur, Oin, Gloin, Nori, Ori, Dori, a hobbit to Bilbo.- Przedstawił mi członków kompanii pokazując ich po kolei.
-A ty? Jak się nazywasz?- Spytał.
-Jestem Sophie.- Skinęłam głową.