Rano obudziłam się jako pierwsza. Nie chcąc nikogo budzić, weszłam do kuchni i usiadłam przy wielkim drewnianym stole. Po kilku minutach do pomieszczenia wszedł bardzo wysoki mężczyzna, z dzbankiem mleka w rękach.
-Witaj. Czy mógłbym wiedzieć co robicie w moim domu?- Spytał patrząc na mnie podejrzliwie.
-Byliśmy zmuszeni tu wejść, ponieważ gonili nas orkowie a Gandalf powiedział, że możemy się tu zatrzymać.- Wytłumaczyłam lekko się plącząc.
-Gandalf powiedział?- Zapytał ironicznie patrząc się za mnie. Obróciłam głowę i ujrzałam Gandalfa z krasnoludami, którzy patrzyli się na nas.
-Mój drogi Beornie wybacz najście, ale chyba Sophie Ci już wyjaśniła, dlaczego byliśmy zmuszeni tutaj przyjść.- Uśmiechnął się czarodziej i usiadł obok mnie.
- No dobrze, w takim razie usiądźcie a ja zaraz podam wam coś do zjedzenia.- Odparł stawiając dzbanek po środku stołu. Wszyscy zajęli miejsca a Beorn podał nam talerze wypełnione jedzeniem.
-To którędy zamierzacie iść?- Spytał gospodarz.
-Myślałem o przejściu przez Mroczną Puszczę.- Powiedział Gandalf.
-CO?!- Wykrzyknęłam. - Nie zgadzam się. Nie możemy...-
-Raczej nie masz nic do gadania.- Szepnął siedzący obok mnie Bilbo.
-Pomożesz nam? - Zapytał Thorin.
-Nie cierpię krasnoludów. Są zachłanne i uważają życie słabszych od siebie za bezwartościowe.- Powiedział i zapadła cisza.- Lecz orków nie cierpię jeszcze bardziej. Czego wam trzeba?-
*kilka godzin później*
-Ci co tu mieszkają chyba nie dbali o to miejsce.- Zaśmiał się Fili.
-Las jest na skraju wymarcia. I to nie przez elfy.- Dotknęłam najbliższego drzewa.
-Nie zajmujcie się tym teraz. Musicie iść w stronę góry. Za nic nie zbaczajcie ze ścieżki, inaczej spotka was nieszczęście.- Krzyknął na nas Gandalf oddalając się na koniu.
Pierwszy do lasu wszedł Thorin, za nim ja a za mną, reszta krasnoludów i hobbit. Jak podejrzewałam, po kilku krokach wszyscy stracili orientację w terenie i zapuszczaliśmy się coraz głębiej w ciemny las.
-Kręcimy się w kółko.- Krzyknął Bilbo, jednak nikt go nie posłuchał.
-Oni cię nie słyszą. W padli w pewnego rodzaju obłęd.- Powiedziałam, siadając pod jednym z drzew.
-Gandalf mówił, że to szlak elfów. Myślisz, że to ich sprawka?-
-Nie sądzę, po co mieliby zatruwać własny las? Wydaje mi się, że do takiego stanu doprowadziły ich toksyczne opary wydzielane przez te drzewa.-
-Musimy im jakoś pomóc.-
-Niby jak? Nie zwracają uwagi na nic co się do nich mówi.-
-Mam pomysł. Wejdę na to drzewo i sprawdzę, w którą stronę tak na prawdę trzeba iść.-
-Dobrze tylko uważaj.- Ostrzegłam hobbita, ale jego już przy mnie nie było.
Czekając na jego powrót, wyjęłam sztylet i zaczęłam go czyścić. Po chwili, kiedy Bilba nadl nie było, postanowiłam, że sprawdzę co się z nim stało. Wstałam na nogi i już miałam zacząć się wspinać na drzewo, kiedy zza krzaków usłyszałam szelest. Przede mną znajdował się olbrzymi pająk, który swoimi szybkimi ruchami obezwładnił mnie, i obwinął w sieć.