8.

7.2K 79 2
                                    

To jest ten dzień. Dziś zabieram moją księżniczkę do prestiżowej restauracji. W końcu spędzimy razem cały weekend. Bez żadnej pracy. Bez żadnych obowiązków. Tak jak jej obiecałam. Wracam ze swojej firmy dziś o wiele wcześniej, niż zawsze w piątki. Jestem bardzo szczęśliwa. W radiu słyszę Rihanna- Diamonds i od razu przygłaszam najbardziej jak się da, wlepiając wzrok na drogę i podśpiewując pod nosem:

So shine bright tonight
You and I
We're beautiful like diamonds in the sky
Eye to eye,
So alive
We're beautiful like diamonds in the sky.

Dojeżdżam już na naszą posesję, zostawiam samochód przy garażu i szybkim krokiem kieruję się do drzwi domu.
— Kooochaaanie! - zatrzaskuję za sobą drzwi i kieruję się do salonu.
— Tutaj jestem. - słyszę, jej głos dochodzi z kuchni. No tak. Jest 18:00, robi kolację.
Gdy ta stoi przy blacie skupiona na mieszaniu składników, ja delikatnie podchodzę do niej od tyłu i mocno przytulam. Całuję jej szyję i kark. Jestem po prostu podekscytowana.
Odwraca się twarzą do mnie, a ja nie zwlekam wbijam się w jej usta i biorę na ręce.
— Uu skarbie. Co się dzieje? - czuję jak uśmiecha mi się w usta.
— Zostaw kolację. Dziś zjemy gdzie indziej.
— Ale...jak to. - jej zdziwienie powoduje u mnie uśmiech.
— Zabieram Cię. Nie powiem nic więcej. Ubierz się ładnie, o 19:30 mamy rezerwację.
— Kotku! Patrz jak wyglądam! - stawiam ją na ziemię, żeby mogła ponarzekać.
— Zdążysz się przygotować. - łapię ją w talii i przyciągam do siebie, żeby jeszcze ukraść mały pocałunek.

Dochodzi 19:00 a moja narzeczona jeszcze nie zeszła na dół ze swojej garderoby. Siedzę na kanapie w swojej eleganckiej, niebieskiej sukience, która opina moje lekko umięśnione uda.
— Kochanie! Jeśli zaraz nie wyjedziemy to się spóźnimy.
— Już idę! - słyszę jak jej szpilki stukają na schodach. Wstaję z kanapy, żeby zobaczyć, jak wygląda.
O Boże. Boże Boże nie wierzę. Ubrała sukienkę, którą kiedyś jej kupiłam. Jest trochę krótka, dlatego nie była do niej przekonana. Ale tak. Wygląda cudownie. Wygląda jak prawdziwa królowa. Czarny pasuje do jej ciemnych włosów.
— Wyglądasz pięknie. - nie mogę się napatrzeć.
— Jedźmy już bo się spóźnimy. - podchodzi do mnie, żeby tylko lekko musnąć ustami mój policzek. Czerwona szminka? Brzmi seksownie.

— Kochanie przecież w tej restauracji jedzą szychy tego miasta. - patrzy na billboardy umieszczone na budynku.
— Ja nie jestem szychą? - puszczam jej oczko.
Wysiadam i kieruję się do drzwi pasażera, żebym mogła otworzyć jej drzwi.
— Dziękuję, skarbie. - biorę ją pod rękę.
Daję kluczyki mojego czarnego Mustanga szoferowi.
— Proszę uważać, gryzie. - ten tylko mi skinął głową.
W środku jest bardzo ekskluzywnie. Lampy w kryształach, kto wie czy prawdziwe. Moja dziewczyna jest zdumiona widokiem. Podoba jej się.
Podchodzi do nas recepcjonista.
— Pani Cabello. Proszę za mną. - kieruje nas do najlepszego kąta tej restauracji. Nasz stolik różni się od innych. Jest na nim mnóstwo świec, trochę ciemności robi romantyczną atmosferę. Odsuwam jej krzesło, żeby pomóc jej usiąść. Uśmiecha się do mnie. Tak pięknie wygląda. Jest po prostu boginią. Siadam naprzeciwko.
— Kochanie tu jest tak pięknie. - moja ukochana nie może wyjść ze zdziwienia.
— Cieszę się, że Ci się podoba.

Gdy dostajemy naszą wspólną kolację, moja ukochana wzięła sobie lasagne a ja standardowo spaghetti bez żadnego gadania bierzemy się za konsumpcję. Od czasu do czasu patrzę na moją narzeczoną. To jest po prostu silniejsze ode mnie. Przyłapuje mnie na tym unosząc kącik ust. Chcąc mnie sprowokować łapie się za swój dekolt i odsuwa sukienkę razem z ramiączkiem stanika. Musiała. Musiała po prostu to zrobić. Jest tak cholernie seksowna. Kurwa. Próbuję się opanować gdy jej stopa wylądowała między moimi nogami pod stołem. To już za wiele.
— Chodź na chwilę, kotku. - odkładam sztućce i biorę moją ukochaną za rękę. Szybkim krokiem kieruję się do toalety na inwalidów i matek. Otwieram drzwi, ale stoję w progu, żeby dziewczyna przeszła pierwsza. Zamykam za nami drzwi na klucz i biorę ją na ręce, atakując usta. Też tego chciała. Pogłębia pocałunek, gdy ja stawiam ją na stoliku do przebierania dzieci i podwijam jej sukienkę. Bez żadnego zbędnego gadania wchodzę w nią dwoma palcami, zakrywając drugą ręką jej usta.
— No proszę, kotku. Jaka mokra. - patrzę na nią, poruszając w niej szybciej. Ta z wrażenia opiera się na łokciach i oddaje się ekstazie.
Całuję jej szyję, gdzieniegdzie robiąc malinki. Czuję jak się spina, jak się wyrywa. Wchodzę w nią głębiej dotykając punktu G. Mam Cię. Przyspieszam, wyciągając do połowy palce i wbijając mocniej. Czuję to, dochodzi. Odkrywam jej usta i wbijam się w nie swoimi, tak, żeby wyjęczała mi w usta, jak jej jest dobrze. Doprowadziłam ją do orgazmu. Na stoliku widać, jak leje się z niej sok. Całuję ją jeszcze. Pozwalam jej trochę odetchnąć. Dyszy w moją szyję, gdy ja staram się ją ubrać.
— Dziękuję, kotku. - mówi połszeptem. — Potrzebowałam tego.
— Wiem, skarbie. - poprawiam jej kosmyk włosów. Jest taka idealna.
— Ale to za mało. Chcę więcej.
Oh kobieto. Tańczę jak mi zagrasz. Po prostu jej głos sprawia, że nie mogę zaprzeczyć.
— Z Tobą nigdzie nie można wyjść. Co za baba. Ogarnij się, jedziemy do domu. - mówię przez zęby. Jestem napalona, i to jest jej wina.
Brązowooka tylko się uśmiecha i daje mi buziaka.
— No to w drogę. - zadowolona kręci tyłkiem do wyjścia.
Coś czuję, że cały weekend taki będzie. Seks, seks i seks.
                                                 Clarke

Jesteś już moja Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz