15

1.1K 70 23
                                    

•wrzesień•

Słyszał, jak serce biło w jego piersi. Przez cały czas wstrzymywał oddech i dopiero teraz to sobie uświadomił. Czuł nieznośny ucisk w klatce piersiowej. Dyszał i patrzył ze zdenerwowaniem na zamrożone ciało u jego stóp. Szczęście kolejny raz u niego zawitało. Książka, którą dała mu Jo, uratowała mu życie! Jeden z rozdziałów niesamowicie go zaciekawił. Było tam opisane jak tworzyć klony. Robiły to, co kazał ich właściciel. Znikały, dopiero gdy ktoś je zabił lub gdy stwórca tego chciał.

Czarnowłosy patrzył, jak jego klon zmienia się w pył i znika. Czuł ucisk w czaszce, przez co wiedział, że będzie miał gwarantowany ból głowy.

- Nicolas! Na Merlina! Całe szczęście jesteś cały! - Dysząc, podbiegła do niego Jo. - Dumbledore okazał się jakąś szaloną podróbą i biega po zamku! - Krzyczała przejęta. - Bałam się, że mógł cię dopaść! - Spojrzała na ciało. - Co to za gościu?

- A no wiesz. - Podrapał się po głowie. - Próbował mnie przed chwilą zabić. - Wzruszył ramionami.

- Aha... Czekaj, że co? Jak to próbował cię zabić!? - Spojrzała na niego przejęta. - I czemu jesteś taki spokojny?!

- Jeszcze to do mnie nie doszło. - Powiedział. - Pakuj go do torby. Musimy skombinować eliksir, by gość zaczął gadać.

- Spokojnie. Przewidziałam taki obrót sprawy. W domu mamy kilka buteleczek veritaserum. - Pokazała kciuk w górę.

Po chwili znajdowali się w domu. Barczysty facet skończył związany w salonie.

Młody mężczyzna usiadł na kanapie. Był zdenerwowany. Rozumiał już przyczynę zamknięcia się w sobie Ronana. Ktoś czyhał na jego życie. Ktoś w każdej chwili mógł go zabić. Złapał się za głowę. Tak cholernie się bał. Nie wiedział, co ma zrobić. Nawet jeśli udawał, że jest dobrze, to wcale tak nie było! Chciał krzyczeć z frustracji. Od jakiegoś czasu stał w miejscu. W dodatku wróg nie czekał, aż Nicolas się pozbiera. Nawet jeśli nie chciał, musiał w końcu działać, a nie mówić. Nie mógł przez całe życie polegać tylko na szczęściu. Siedział skulony na kanapie, coraz to bardziej się załamując.

- Boisz się. - Stwierdziła fioletowowłosa, stojąc przodem do skulonej postaci przyjaciela. Następnie ostrożnie położyła rękę na jego włosach. - Rozumiem. - Ukucnęła i przyłożyła dłoń do prawego policzka Nicolasa. - Wiem, że to musi być dla ciebie wstrząs. Nie musisz nic mówić. Ja tu będę obok. - Uśmiechnęła się słabo. - Dla ciebie. - Wyszeptała.

Po chwili fioletowooka usiadła obok Nicolasa i przytuliła go do swojego ramienia.

- Co ja mam zrobić Jo? Ja już nic nie wiem. - Jego glos drżał. - To irytujące... Tracę rodzinę przez jakiegoś człowieka bez powodu. Jeszcze wcześniej tracę przyjaciół. Trafiam do innego czasu. Gang mordercy moich rodziców się mnie uczepił, a Riddle na ich czele, w dodatku z własnej woli wszedłem w ich paszczę lwa, a teraz jeszcze ktoś próbuje mnie zabić. - Próbował brzmieć normalnie. - Chce tylko trochę spokoju. - Wtulił się w ramie przyjaciółki.

- Nie mogę powiedzieć ci co masz robić. - Głaskała czarnowłosego uspokajająco po głowie. - Wiedź jednak, że będę obok. Pamiętaj... Legendy nigdy nie umierają. Możemy być po za światem, możemy być osaczeni, zaklęci lub uwięzieni. Jednak prędzej czy później odradzamy się jeszcze silniejsi. I, mimo że nie masz takiej mocy, to jesteś Legendą. O tu. W sercu. - Wskazała palcem w odpowiednie miejsce. - Możesz mówić, że to za dużo lub że nie wytrzymasz. Jednak prawda jest taka, że możesz wytrzymać wszystko. To tylko brak wiary we własną sile powoduje, że dajesz się słabością. Nie jesteś już małym słabym Harrym. Jesteś Nicolas Murphy! - Uśmiechnęła się. - A teraz przestań się mazgaić i rusz tyłek, bo mamy więźnia do przesłuchania. - Powiedziała żartobliwie.

- Masz racje. Mazgaje się. - Otarł szybko kilka łez, których nie zdołał powstrzymać i wstał. - Czas przesłuchać więźnia.

Dwójka przyjaciół wstała i podeszła do związanej postaci. Na twarzy mężczyzny było niestety tylko kilka zadrapań.

- Rennervate.¹ - Machnął różdżką czarnowłosy. Barczysty mężczyzna ocudził się i ze strachem zaczął się rozglądać. Jolenta podeszła do niego i siłą wlała kilka kropel veritaserum do jego ust. Po krótkiej chwili oczy mężczyzny zrobiły się puste.

- Czemu probowałeś go zabić? - Zapytała.

- Mój szef ma go na oku. To świetny pomysł na awans i zarobek. - Monotonnie odpowiedział.

- Czyli przyszedłeś sam?

- Tak.

- Nie pomyślałeś może, że twój szef ma inne plany niż zabicie go? - Podniosła brew i usiadła na krześle obok, a następnie założyła nogę na nogę.

- ...

- Jak się tu dostałeś? Z tego, co wiem mugole widza tylko ruinę.

- Jestem charłakiem.

- Kto jest twoim szefem?

- Nie znam go. Wiem tylko, że nazywa się go lazurowym księciem.

- Jak się nazywasz?

- Daniel Thomson.

- Czy należysz do gangu?

- Tak.

- Jak się nazywa?

- Lazurowe poddani.

- Keh... Ktoś tu ma wygórowane ego. - Powiedziała z przekąsem Jo. - Jakie stanowisko zajmujesz i co robisz?

- Jestem nowy. Jak na razie przemyt narkotyków i kradzieże.

- Znasz Lazurowego księcia osobiście?

- Nie.

- Kiedy jest wasze najbliższe spotkanie.

- Za tydzień w środę jest bankiet. Odbywa się on w rezydencji Crossów.

- Czy wiesz coś na temat śmierci zwierząt w tym domu?

- Nie.

- Jakieś pytania Nicolas? - Zapytała.

- Nie mam żadnych jak na razie. Ukryjmy go gdzieś i trochę u nas posiedzi. Może się jeszcze przydać. - Odpowiedział chłodno. - Wybacz Jo, muszę iść. Ostatnio moi współlokatorzy zaczęli węszyć, gdzie znikam na noc, co robi się strasznie uciążliwe. - Czarnowłosego naprawdę zirytowało to, jak ostatniej nocy o mało nie zobaczyli, że wchodzi do torby.

- Papa! - Pożegnała się fioletowowłosa. - Czekaj! Zapomniałam o czymś!

- Tak? - Zapytał.

- Pomyślałam, że łatwiej będzie, gdy zrozumiemy w stu procentach Ronana. To jest kolczyk, który umożliwia zrozumienie osób posługujących się innym językiem. - Pokazała mu kolczyk z długim białym piórem. Podobny, tylko fioletowy, miała w lewym uchu. - Które ucho wybierasz?

- Lewe. - Powiedział z przekonaniem. Po chwili miał już kolczyk z piórem w uchu. Delikatnie glaskal białe piórko bawiąc sie biżuteria. W końcu skierował się do wyjścia.

I nie zapomnij, że masz randkę w sobotę. - Powiedziała z cwanym uśmieszkiem fioletowowłosa.

- To nie randa! - Odkrzyknął, wychodząc z domu. - Co we mnie wtedy wstąpiło by ją zaprosić? - Wymamrotał do siebie.

Od tego dnia minęło kilka dni. Fioletowooka chodziła krok w krok za czarnowłosym ze względu na Dumbledore'a. Był aktualnie piątek. Zielonooki siedział na śniadaniu. Nikt nie zwrócił większej uwagi na jego kolczyk. Po tym, jak Riddle ,,przyjął" go do grupy, nakazał mu siedzenie razem z nimi. Czerwonooki chciał mieć bowiem oko na Nicolasa, z czego wspomniany dobrze o tym wiedział. Wten dyrektor Dippet wstał ze swojego miejsca i podszedł do mównicy.

- Chciałbym przekazać wiadomość. Otóż dziś dołączą do nas trzej uczniowie. Powitajcie ich ciepło! Dwójka z nich nie jest do końca czarodziejami. Mam nadzieję, że ich zaakceptujecie. - Spojrzał wymownie na stół Slytherinu. Zapraszam! - Klasnął w dłonie. W całej sali zabrzmiały szepty.

Nicolas o mało się nie zakrztusił, gdy zobaczył jego dwójkę przyjaciół w drzwiach. Nie zwrócił uwagi na dziwnie ubraną trzecią postać. Patrzył na Jo wzrokiem mówiącym ,,Porozmawiamy później na ten temat."

- Ronan Murphy-Raisa! - Wykrzyknął dyrektor. Czarnowłosy demon usiadł na stołku, a na jego głowie spoczął artefakt.

- Gryffindor! - Wykrzyknęła tiara bez zbędnych komentarzy. Ronan stanął obok, zapewne czekając na Jo.

Zaskoczony Nicolas aż otworzył usta. Czuł lekkie ciepło w sercu. Ronan ma jego i Jo nazwisko... To takie miłe.

Zaciekawiony Tom patrzył na zielonookiego kątem oka. Gdy tylko trojka nowych uczniów się pojawiła, maska Nicolasa od razu spadła ukazując czysty szok. Zastanawiało go też powiązanie z tym demonem. Czyżby w żyłach Nicolasa płynęła krew demonów?

- Jolenta Raisa! - Kolejny raz wykrzyknął dyrektor. Wspomniana posłusznie jak na nią usiadła na drewnianym stołku, a tiara opadła na jej głowę.

- Ciekawy umysł. Potęgą twojego rodu wspiera cię w poszukiwaniach. Pamiętaj o tym. Ravenclaw! - Wykrzyknęła.

- Będę. - Powiedziała z uśmiechem Jo. Następnie podeszła do Ronana i oboje się udali do stołu Slytherinu.

Cała sala patrzyła w milczeniu, jak dwójka nowych osób podchodzi do stołu kompletnie innego im domu. W ułamku sekundy zaczęły się szepty i wytykanie palcami. Dwójka przyjaciół wcisnęła się obok Nicolasa. Ronan po lewej, a Jo po prawej stronie. Wcześniej obok siedział Lestrange i Black, obaj byli widocznie zirytowani.

- Ty... - Rudolf chciał zacząć tyradę, jednak Jo przerwała mu, nawet na niego nie spoglądając.

- Mów do ręki plebsie. - Przed twarzą wściekłego do granic możliwości czarodzieja, wylądowała dłoń fioletowowłosej. - Niespodzianka! Nie spodziewałeś się tego co?

- Co wy tu robicie?! - Szeptał zdenerwowany Nicolas.

- Nudziło mi się, wiec postanowiłam się rozerwać. - Wzruszyła ramionami kobieta. - Wzięłam ze sobą Ronana. Chłopina musi się rozerwać! Zobaczyć trochę świata. Wiesz, o czym mowie. Ostatnio taki spięty był. - Próbowała jakoś wybrnąć. Jednak czarnowłosy patrzył na nią w stylu ,,Jaja se ze mnie robisz?" Za to demon jedynie wzruszył ramionami. Jakoś bardzo się tym nie przejął. Nie miał zamiaru rozmawiać z tymi ludźmi, a tym bardziej z arystokratycznym znanym mu już blondynem naprzeciwko niego. Abraxas raz po raz otwierał i zamykał buzie ze zdziwienia.

- To ty! - Wykrzyknął, przez co spoczęło na nim kilka spojrzeń. Blondyn jednak się tym nie przejął. Ronan jedynie prychnął na niego i odwrócił wzrok. - EJ nie ignoruj mnie. - Patrzył uparcie w demona. - I tak wiem, że w końcu ze mną porozmawiasz. - Prychnął.

- Ronan jest niemy. - Powiedział zielonooki.

- Wiem.

- To jak ty chcesz z nim porozmawiać?

- Umiem język migowy. - Uśmiechnął się delikatnie arystokrata.

- Rozumiem. - Dzięki oświadczeniu blondyna, były gryfon pozwolił sobie na malutki uśmieszek. Coś czuł, że jeśli relacja tych dwóch się rozwinie, to będzie niezłe przedstawienie. Wtedy zarejestrował, że nowy uczeń był przydzielony jakiś czas temu i to do domu węża. Jednak nie dziwił się. Sam chłopak wyglądał trochę jak wąż. Białe sięgające do pasa włosy, blada cera i wyraziste oczy okalane białymi rzęsami nadawały mu iście wężowy wygląd. Posiadał elfie uszy i kły, które wystawały mu nieco z ust. Jednak najciekawsze były jego oczy. Przez prawe oko przechodziła blizna. Było ono białe bez tęczówki. Lewe oko miało odcień chłodnej zieleni tak innej od jego szmaragdowej. Miał na sobie niecodzienną szatę, której kołnierz zdobiło białe futro. Patrzył na wszystko chłodnym wzrokiem. Zdecydowanie pasował do domu węża. Wtedy ich oczy się spotkały. Mimo że oboje posiadali zielone oczy, a w przypadku nowego, oko, to wydawać się mogło, że to dwa zupełnie inne kolory.

- Nazywa się Serpens. - Powiedział Tom.

- Pasuje do niego. - Odwrócił wzrok od białowłosego. - Jak na węża przystało. - Uśmiechnął się lekko. Serpens z francuskiego oznacza wąż. A on dobrze zrozumiał to dzięki piórze w przyczepionym w jego uchu.

*************************
I tak oto mamy kolejny rozdział. W końcu szkoła się kończy, a ja wrócę do co tygodniowych rozdziałów.

Komentarz z oceną rozdziału ------------>

¹ Zaklęcie które przerywa drętwote.


Życie lubi zaskakiwać [PORZUCONE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz