10

1.8K 99 65
                                    

•Wrzesień•

Nasz czarnowłosy bohater tej książki, siedział aktualnie na śniadaniu. Postanowił, że sam już może dobierać sobie posiłki, raczej nic nadzwyczajnego się nie działo. Otóż każdy, kto tak myśli, myli się. Z każdej strony obserwowali go. Grupa Toma Riddle'a postanowiła się rozsiąść na każdej długości stołu. Avery trochę dalej po lewej stronie. Rosier po prawej. Naprzeciw niego siedział Malfoy. Black zaraz koło niego. Lestrange postanowił pozostać obok Avery'ego. I on. Książę ciemności jak zawsze pośrodku stołu. Zwykle jego grupa siedziała wokół niego. Po prawej Abraxas koło niego Orion. Rudolf po lewej, koło niego Edward. Naprzeciw siedział Evan. Jednak przez rozkaz, jaki wydał im Riddle, musieli się rozsiąść. A Nicolas? Udawał, że nie widzi tych ukradkowych spojrzeń. Na pytania Abraxasa odpowiadał luźno, a wzrok Toma oddawał odważnie. Tak jakby nigdy nic.

W ten przyszedł czas na sowią pocztę. Z chmary rożnokolorowych stworzeń, wyróżniało się jedno. W sumie nie było nawet sową, był to mały zwinny czerwony smok! Poruszał się bardzo szybko! Wręcz można powiedzieć, że biegł w powietrzu! W ułamku sekundy pojawił się przy Nicolasie. Zaczął się łasić, domagając się uwagi. Prężył się niczym kot pod palcami avadookiego. Pomrukiwał raz po raz, a czarnowłosy chichotał. To zwierzę przypominało mu typowego dachowca chcącego podebrać co nieco z talerza.

W tym czasie wielką salą zawładnęła panika. Ten stwór zaraz wszystko spali!

- TO JEST PIEPRZONY SMOK! CO TY ROBISZ CZŁOWIEKU!? - Przerażony Abraxas zakrywał się talerzem.

- Daj spokój. Przecież nie jest taki groźny. - Powiedział uradowany Nicolas. To małe smoczątko było takie przytulaśne. Głaskał raz po raz brzuch smoka. Wspomniane zwierzę wiło się z przyjemności. - Dobra mały pokaż, co tam masz dla mnie.

Mały smok wysunął łapę w kierunku długowłosego. Zielonooki spokojnie odwiązał list i zaczął go czytać.

Drogi Nicolasie.
Śmieszna sytuacja, ale wylądowałam na jakimś odludziu! Tam właśnie znalazłam tego oto słodziaka! Czadowy co nie?! Nazwałam go Brutus! Piszę do ciebie z dobrymi wieściami. Znalazłam tu kilka ciekawych książek, więc życzę miłego czytania! Wiedz, że nie długo będę u ciebie. Mam nadzieje, że wszystko u ciebie dobrze.

Z pozdrowieniami Jo

Ps. Ten list spali się po wyjęciu książek z koperty po trzech sekundach.

Czarnowłosy wyjął pomniejszone książki z koperty i szybko odłożył papier. Tak jak Jo napisała, list spłonął po trzech sekundach. Wyjął list, który napisał dwa dni temu. Chciał go wysłać wcześniej, ale zapomniał, że nie ma adresu Jolenty. Jedyne co mógł to czekać. Całe szczęście jego przyjaciółka się pospieszyła. Przywiązał kopertę do łapy Brutusa i klepnął w nią lekko. Czerwony smok podniósł głowę z miski z szynką i odleciał. W trakcie lotu wyzionął mały pas ognia i zniknął z wielkiej sali. Dopiero wtedy uczniowie i nauczyciele odetchnęli. Tylko cztery osoby na sali były rozluźnione. Nicolas, Tom, Rebus Hagrid i nauczyciel opieki nad magicznych stworzeniach.

Marcus Wilson. Nauczyciel opieki nad magicznymi stworzeniami. Wysoki, granatowowłosy, o czarnych tęczówkach bez dna. Właśnie zbliżał się z tajemniczym uśmiechem do Nicolasa.

- Panie Murphy. Cóż to za rodzaj smoka? Przypomina trochę żmijoząba peruwiańskiego! - Zapytał z błyskiem w oku.

- Oh sam nie wiem. To smok mojej przyjaciółki. Jednak ma pan racje. Strasznie przypomina żmijoząba peruwiańskiego! Zastanawia mnie raczej, jaką mieszanką smoków jest. Chociaż mam wrażenie, że to mieszanka smoka i innego stworzenia! - Zafascynowany Nicolas mówił bez przerwy.

Życie lubi zaskakiwać [PORZUCONE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz