chapter six: "so?"

1K 109 32
                                    

Jak tylko znaleźli się na zewnątrz, Jungkook czym prędzej zamaszyście wyrwał się z trwającego objęcia Taehyunga i w bonusie odepchnął go dłońmi

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

Jak tylko znaleźli się na zewnątrz, Jungkook czym prędzej zamaszyście wyrwał się z trwającego objęcia Taehyunga i w bonusie odepchnął go dłońmi. Tamten zachwiał się, chwilowo utraciwszy równowagę, ale zakończył kompletnie to zbywając i ruszając swobodnym marszem do zaparkowanego nieopodal pick-upa. Jak zwykle pozostawał diabelsko obojętny, aczkolwiek jak nie usłyszał za sobą kroków Kooka, towarzyszących tym jego, przystanął w niedużej odległości, na jaką odszedł i ze zrezygnowaniem obrócił się przez ramię.

- Czego dotyczy strajk tym razem? - zapytał i przeczesał palcami burzę swych wiecznie zmierzwionych, ciemnych włosów. Za sprawą tego gestu, zwykle skryte za grzywką oczy stały się odrobinę bardziej widoczne; paraliżowały swym magnetyzującym spojrzeniem i pochłaniały jego głębokością.

- Czy ty właśnie ją przehandlowałeś?

Stojący sztywno, jakby został wbity w ziemię, Jungkook mimowolnie zacisnął pieści. Z kolei Taehyung wzruszył ramionami. Odruchowo zaczął po omacku poszukiwać wciśniętej w którąś z kieszeni paczki papierosów.

- Nie na zawsze - mruknął. - Chyba... Co się burzysz? Zluzuj majtki i ładuj się do samochodu, bo nie będę czekać aż skończysz te fochy.

- Ale... Taehyung, widziałeś jak ona się czuła?! Nawet jej nie uprzedziłeś.

- Twarda jest; przeżyje. Schronisko Heechula to idealne miejsce dla takich szczeniaków jak ona.

Grdyka Jungkooka podskoczyła. Całą jego sylwetkę oświetlało padające z lekka od boku światło starej latarni. Nierówno padająca mleczna poświata jasności spierała się z cieniem, malując na jego twarzy rzeźbienie nierówności przy zmarszczonych brwiach, nosie, rozchylonych wargach i podbródku.

- Co to w ogóle jest to całe schronisko?

Jak można się było spodziewać, Taehyung uśmiechnął się zawadiackim półuśmiechem. Skinieniem głowy znacząco wskazał najpierw samochód, potem pub, a na koniec w wyraźnym przekazie zamknął jedno oko. Jasne, oczywiście, że nie mógł gadać o takich rzeczach, kiedy zawsze ktoś mógł potrzebować akurat tej informacji i podsłuchiwać zza kąta. Albo donieść Heechulowi. Kiedyś wspominał o tym, że tutaj rozmowa, wydająca się być taką w cztery oczy, zawsze mogła nią być, ale to uszu należało się obawiać. Co owszem, miało sens, lecz czasami przeszkadzało, bo jeśli Taehyung wolał w pewnym momencie uciąć, to często zapowiadało celowy zamiar zmiany tematu.

Szybkim krokiem dołączył do niego i stanąwszy ramię w ramię, nie przestawał przewiercać go wzrokiem. Tyle, że jemu to nic nie robiło i jak gdyby nigdy nic kontynuował luźny marsz do auta z Kookiem przylepionym już do swego boku, jak to zdaje się, lubił. Jungkook wpakował się do samochodu pierwszy, gotów by Taehyungowi nie odpuścić i choćby nie wiadomo co, przycisnąć go do odpowiedzi.

- No więc?

Taehyung leniwie usadził się w fotelu i oparł. Papieros wiszący między jego wargami kopcił się niespiesznie, otaczając postać Tae dymnym woalem.

goddamn || taekookOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz