20

1.2K 50 30
                                    

,,Błędy też się dla mnie liczą. Nie wykreślam ich ani z życia, ani z pamięci. I nigdy nie winię za nie innych."
Andrzej Sapkowski - Krew elfów
/////////////////////////////////////////////////////////////////

    Lairiel spojrzała na piękny pałac Rivendell i westchnęła zrezygnowana. Zostałaby tu na dłużej, lecz Thorin postanowił, że muszą ruszać w dalszą drogę. Wpradzie Dzień Durina się zbliżał, ale mieli dużo czasu. Przynajmniej tak uważała. Nie zdołała przekonać męża, by zaczekał na Gandalfa, bez którego musieli wyruszać w dalszą drogę. Zawsze, gdy był, czuła się pewniej i bardziej przekonana o szczęśliwym zakończeniu tej wyprawy. Teraz sceptycznie nastawiona ruszyła obok syna, a jej przyzwyczajone do ciemności oczy odnalazły deptającego przed nią hobbita. Zwieszony z głową w dole w ogóle się nie odzywał. Złapała za rękę syna, by czuć jego bliskość i obecność. Thorm uśmiechnął się do niej, a jego szafirowe spojrzenie przeszyło ją na wskroś.

                             ****

  Rozpętała się straszliwa ulewa i zimny wiatr, przez który wszyscy drgali z zimna. Nie przeszkadzało to Thorinowi; przyspieszył kroku, jakby krople deszczu dodały mu siły. Inni ledwo za nim nadążali. Pogoda przeszła ich najśmielsze oczekiwania. Lairiel z przymrużonymi oczami szła przed siebie, a dłońmi ocierała o śliski materiał płaszcza, chcąc się trochę rozgrzać i poczuć ciepło, za którym tęskniła. Włosy okleiły się wokół jej twarzy, co rusz odgarniając je z twarzy. Bilbo trzymał się blisko Thorma, który nakazał mu trzymać się jego płaszcza. Bilbo był mu za to wdzięczny; widział w chłopaku kilka cech matki, przez które bardzo się polubili.

  Granatowe niebo przecieła błyskawica i straszliwie zagrzmiało. Lairiel lekko podskoczyła i przyspieszyła kroku, idąc obok Thorina. Ujęła jego ramię i spojrzała na niebo, na którym znowu pojawiły się błyskawice.

— Boisz się? — spytał Thorin i mocniej ją przytulił do siebie. Lairiel kiwnęła głową. Każdy huk wzbudzał w niej dreszcze, zwłaszcza, że miała słuch po matce i doskonale słyszała nawet najmniejszy szelest.

  — Uwaga!!

  Przeleciał nad nimi ogromny głaz, który rozbił się nad nimi, a rozkruszone odłamki skały zaczęły spadać im na głowy. Wszyscy wzięli głębokie wdechy i przyczepili się do półki sklanej najbardziej jak to było możliwe.

— To walka olbrzymów! Kryć się!

— Musimy się schronić! — zarządził przywódca.

  Góry roztąpiły się, a nich wyszły sklane olbrzymy, które zaczęły swoją walkę, a krasnoludy z przerażeniem w oczach szukały schronienia. Skały latały nad nimi, jakby nabrały skrzydeł. Huk za hukiem, grzmot za grzmotem, błyskawica za błyskawicą przecinała niebo. Lairiel zachwiała się na nogach;  serce stanęło jej na chwilę, gdy skała się rozpołowiła, dzieląc kompanię na dwie części. Druga często kompanii, w tym jej syn, zniknęli jej z oczu, wpadając w przepaść.

— Thorm!!! — krzyknęła ile miała sił w płucach — Kili, Fili!! Synu!!

  Oprócz trójki z nich, był tam Dwalin, Balin i Bilbo. Przez łzy szukała ich wzrokiem w ciemności. Walki olbrzymów ustały; słyszała jedynie swój niespokojny oddech i świszczący wiatr, wśród gór. Thorin pobiegł przed siebie w stronę, gdzie ostatni raz ich zobaczył. Myśl o tym, że mógłby stracić kogoś z kompanii, w dodatku swojego syna, stawała się dla niego najgorszą karą. Westchnął z ulgą, gdy zobaczył ich całych, z lekkimi ranami na twarzy. Thorm resztkami sił trzymał Bilba, który wisiał nad przepaścią. Lairiel przytuliła się do syna, wdychając jego zapach i palcami dotykając jego twarzy, jakby chciała się upewnić, że żyje.

Korona w dłoni || Thorin Oakenshield ✔️Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz