Wiatr kształtuje skały

117 6 1
                                    

Dwa cienie poruszały się płynnie na ścianie, oświetlane przez kilkaset świec i lampionów. Dwóch ubranych w ciemne szaty i stalowe hełmy, osłaniające twarz i głowę, mężczyzn pojedynkowało się na bambusowe atrapy broni. Ciężko było odróżnić kto jest kim. Jedyną różnicą między nimi był kolor przeplatających ich szaty, tradycyjne dla tego rejonu świata, szarf, starannie zawiązane wokół talii. Mimo dwóch różnych barw zarówno na szarfie zielonej, jaki i błękitno, granatowej widniał rodowy wzór przedstawiający dwa przeplatające się smoki. Symbol potęgi, dumy i honoru rodu. Wartości przekazywanych z pokolenia na pokolenie. 

Głośne odgłosy stukotu bambusowych kling, przerywały co chwilę ciszę nocy. Ciężko stwierdzić jak długo trwał pojedynek. Trudno było go porównać do innych typowych pojedynków, ze względu na jego intensywność i szybkość. Nie była to zwykła sportowa rywalizacja, czy typowy sparing. W ciosach widać było dyskretną agresję, przemawiającą coraz bardziej widocznie przy każdym ciosie. 

Mężczyzna z niebieską szarfą skontrował, nieudany atak rywala, szybkim wysokim cięciem na poziomie głowy, płynnie schodzącym na prawo w stronę tętnicy szyjnej. Uderzenie precyzyjne i silne, zostało mimo wszystko sprawnie sparowane przez mężczyznę w zielonej szarfie. Miecz podbił się gwałtownie na niebezpieczną dla posiadacza wysokość. Oponent wykorzystał natrafiającą się okazję, przenosząc ciężar ciała na lewą nogę. Skontrował nieprzygotowanego oponenta szybkim ciosem na wysokości przepony. Miecz po ostatnim ataku znajdował się zbyt wysoko, aby ten  zdążył go pochylić i zablokować atak.

Właściciel niebieskiej szarfy odskoczył gwałtownie do tyłu, pochylając się do kolejnego ataku. Doskoczył szybko i pewnie z wysuniętą przed siebie atrapą katany, próbując zaatakować kłuciem. Przeciwnik w zielonej szarfie z dużą siłą podbił broń atakującego tak, że ta ponownie znalazła się nad jego głową. Była okazja na wyprowadzenie kontry. Napastnik o niebieskiej szarfie nie zdążył wrócić do pozycji obronnej, co więcej popełnił kolejny błąd opuszczając "gardę" i gubiąc się w kolejnych ruchach i stawianych przez siebie krokach. Nie mając nic do stracenie machnął ponownie, z mniejszą precyzją i znacznie mniejszym impetem pozbawionym jakiejkolwiek pewności zadawanego ciosu, jak i idącą w parze siłą i precyzją. Przeciwnik jednak tylko czekał na tego typu błąd.

Szybkim piruetem ominął ostrze i znalazł się za plecami przeciwnika. Podniósł wysoko atrapę broni i płynnym, szybkim ruchem skierował ją w stronę karku oponenta. Mężczyzna z niebieska szarfą mimo złego ustawienia nie przestawał się bronić, co nie uszło uwadze oponenta. Podniósł swoja broń nad głowę w celu sparowania kontry. Jakież było jego zaskoczenie i przerażenie, gdy katana minęła jego blok, płynnym przejściem zmieniając trajektorię i szerokim łukiem minęła jego kark i plecy, po czym z dużym impetem uderzyła w zgięcie, ugiętego w gotowości do kontry, lewego kolana. Noga ugięła się bezwarunkowo i bezwładnie, a mężczyzna w niebieskiej szarfie jęknął głośno przepełniony, niekomfortowym, paraliżującym jego nogę bólem.

Teraz nadarzyła się okazja, aby to zakończyć. Mężczyzna z zieloną szarfą zamachnął się szeroko, jednak jego atak był zbyt wolny, zbyt pewny siebie. Przepełniła go pycha, pogarda i lekceważąca chęć popisania się w obliczu niemal nieuniknionej wygranej, tak jakby tym długo mierzonym cięciem chciał powiedzieć "Wygrałem". 

Oponent zdążył przewrócić się na bok i gwałtownym wyskokiem z prawej nogi podniósł się tuż przed odsłoniętym od ataku, bokiem rywala. Mężczyzna z zieloną szarfą pożałował tak oczywistego błędu, w przewidywalnym dla każdego sposób. W jego głowie zakiełkowała myśl, że gdyby nie chęć pogrążenia oponenta wstydem, prawdopodobnie pojedynek byłby już zakończony, oczywiście jego wygraną. Przeciwnik silnym zamachnięciem, uderzył Kashirą, centralnie w przeponę mężczyzny powalając go na ziemię. Rywal zwinął się przez obezwładniający go ból podbrzusza, walcząc o oddech, próbując zlokalizować swojego oponenta. Przepełniło go zrezygnowanie i wstyd własnym zachowanie. Dotarło do niego, że płaci cenę za własny, głupi i amatorski błąd. Błąd nie godny na tym etapie. 

Mów mi AngelaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz