Rozdział 14

52 5 0
                                    

[. . .]

Zapadał wieczór. Na ulicach stolicy Szwajcarii powstawał coraz większy ruch jak zazwyczaj o tych godzinach. Ludzie tłumnie wychodzili z miejsc pracy i jak w każdy piątkowy wieczór rozpoczynali celebrację oczekiwanych dwóch dni wolnego, oczywiście z kilkoma wyjątkami... Przez przeszklony dach szwajcarskiej placówki przedostawały się ciepłe barwy zachodzącego światła, pozostawiając na głównym holu pomarańczowo-różowy wzór powstały od gry światła i cieni. Na niebie niemal stojące w miejscu, prezentowały się podłużne i regularne kłębki słabych i delikatnych obłoków rozszarpanych na skutek wiatru. Wieczór zapowiadał się chłodny ale bardzo spokojny i łagodny. Żadnego silnego wiatru, żadnego deszczu, śniegu... jedynie słońce i niemal czyste niebo.

Angela jak zwykle o tej porze siedziała u siebie w gabinecie. Minęło już trochę czasu od momentu całej afery na północy Skandynawii, a życie w pozostałych placówkach toczyło się tak jak zawsze, sprawiając wrażenie, że nic się nie wydarzyło. Angela chodziła po gabinecie, przyglądając się półprzezroczystemu skrawkowi twardej folii z szarym, niemal czarnym zarysem ręki, a konkretnie barku. Ziegler przymrużyła lekko oczy i poprawiła swoje okólary w czarnych oprawkach, przybliżając do siebie ów zarys z zaciekawieniem i ponownie oddalając go szybko. Mruknęła cicho coś pod nosem, odstawiając zdjęcie na stole i podchodząc do pacjenta. Kobieta przyglądała się ręce Genjiego z pewnego rodzaju zainteresowaniem. Mężczyzna siedział jedynie cicho z przymkniętymi oczami, oddychając głęboko.

- I co?

Zapytał spokojnie Genji spoglądając na kobietę, delikatnie przesuwającą palce po jego obolałym barku. Ziegler nie odezwała się jednak, ciągle ze skupieniem profesjonalisty badała podejrzanie wyglądający uraz.

-Prześwietlenie nie wskazuje złamania ale coś jest nie tak ze stawem... Daj mi jeszcze chwilę.

Powiedziała kobieta, nieco mocniej ściskając bark. Shimada syknął gwałtownie, ponownie zamykając oczy. Kobieta uśmiechnęła się lekko sama do siebie.

- Chyba już wiem... podniesiesz rękę?

Zapytała delikatnie podtrzymując spód kontuzjowanej kończyny. Shimada mimo trudu jaki włożył nie dał rady podnieść ręki wyżej niż kilka centymetrów, nad podbrzuszem. Angela złapała go za dłoń, asekurując jego poczynania, po chwili klepiąc ją kilkukrotnie, dając tym samym do zrozumienia, że już wystarczy.

-Tak jak myślałam...

Powiedziała cicho odchodząc kawałek od siedzącego mężczyzny z wpół rozmontowanym pancerzem, na klatce piersiowej.

-Masz wybity bark, w twoim wypadku to nic poważnego.

Mężczyzna odwrócił głowę i przeklął cicho. Nie do końca podobała mu się wizja zaprzestania treningów, szczególnie w okresie przygotowawczym przed misją.

- Co właściwie zrobiłeś? Jeśli oczywiście mogę wiedzieć...

Zapytała z zainteresowaniem Angela, jednocześnie spoglądając na monitor komputera służbowego, upewniając się czy aby na pewno poprawnie pamięta przebieg zabiegu.

- Długa historia. Powiedzmy że trochę mnie poniosło podczas sesji treningowej z Leną i trochę przeceniłem wytrzymałość... mojego ciała.

Powiedział mężczyzna przygotowując rękę w odpowiedni sposób uginając ją w łokciu.

- Miałeś już kiedyś wybity bark?

Zapytała zdziwiona Angela, widząc Genjiego siedzącego z gotową do nastawienia barku ręką.

- Zdarzyło się... mi, bratu, to dość częsty uraz... normalnie nastawialiśmy tego typu urazy samodzielnie, ale skoro masz trochę czasu, to stwierdziłem, że zostawię to tobie... nie chcę żebyś się nudziła...

Mów mi AngelaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz