Rozdział 7

67 2 0
                                    

Mijały kolejne słoneczne dni. Od przenosin na "Gibraltar" minęło już w sumie kilka tygodni. Angela jak zwykle pracowała do późnych godzin nocnych. Mimo znacznie mniejszej ilości obowiązków jej czas pracy był nadal niezmienny. Ilość, została zastąpiona przez intensywność i trudność powierzonych obowiązków. Miała na głowie tylko jednego pacjenta, za to jak wymagającego. Można powiedzieć że robiła robotę za ośmiu specjalistów w różnych dziedzinach. Co prawda nie można powiedzieć, że została pozostawiona sama sobie. Większość implantów i mechanizmów o przeznaczeniu militarnym zaprojektował Torbjorn, ale Ziegler widząc jego porywczą wizję twórczą, załamywała jedynie ręce, nie wiedząc czy z jego projektów powinna się śmiać, czy płakać.

Nie można mu tego odbierać, jego mechanizmy i projekty często odgrywały kluczową rolę na polu walki i nie tylko, ale ich wygląd można delikatnie nazwać ekstrawaganckim. Nie licząc kilku kluczowych ulepszeń, Angela musiała praktycznie sama wysilać się aby protezy, jak najbardziej były zbliżone wyglądem, czy motoryką do tych ludzkich kończyn. Mimo, że Genji był już w pewien sposób opatrzony w prowizoryczne implanty, jego ciało i sprawne jeszcze kończyny były szczególnie narażone na urazy mechaniczne. Ziegler wertowała białe schematy z szczegółowymi przypisami do poszczególnych imitacji mięśni, ścięgien i nerwów, zastanawiając się w których miejscach może wprowadzić poprawki usprawniające motorykę implantów, czy dodając im jak najwięcej ludzkich cechy, między innymi czujniki sensoryczne, częściowo tylko przywracające czucie w utraconych partiach ciała.

Światło pojedynczej lampy ustawionej na stole, który w drobnym pomieszczeniu pełnił wiele funkcji oświetlało dziesiątki szkiców dłoni, nóg, stawów i nie tylko. Ziegler mimo że siedziała już nad projektami zdecydowanie dłużej niż powinna nie czuła żadnej presji czasu, żadnego niepotrzebnego stresu związanego z dniem jutrzejszym, nie licząc pojedynczego popołudniowego raportu o postępach poczynionych przez Shimadę. Podobała jej się nowa praca na tym stanowisku. Mimo to dłużące się w nieskończoność siedzenie po nocach w ciszy i ciągłe skupienie przy szczegółowym sprawdzaniu projektów nie było najprzyjemniejszym, co można było teraz robić. Od jakiegoś czasu łapała ją senność i naturalna potrzeba snu, z którą Ziegler walczyła popijając mocną, zimną kawę, zaparzoną kilka godzin wcześniej.

– Nie idziesz spać? Jest dość późno...

Dobiegł męski głos zza pleców Angeli, która omal nie rozlała zimnej od kilku godzin kawy, na dopiero co dopracowany implant prawej dłoni.

– Verdammt!... Nie skradaj się tak!

Krzyknęła wystraszona Ziegler widząc siedzącego przy oknie w siedzie skrzyżnym Shimadę, który spojrzał się na nią skrzywiony. Sam wystraszył się dość porządnie nieadekwatnej do jego czynu reakcji.

– Nie skradam się... jestem tu od kilku godzin... Jeżeli nie zauważyłaś... medytuję.

- Nie masz teraz treningu taktycznego z Leną?
Zapytała zaspanym głosem Angela, przerywając wypowiedź Shimady. Genji spojrzał się na nią z lekkim zaniepokojeniem i zdziwieniem.

-Too... było wczoraj...

Powiedział Genji zakłopotanym głosem, spoglądając się na zmęczoną, zdezorientowaną i ciągle lekko wystraszoną kobietę. Angela spuściła lekko spojrzenie, wzdychając cicho.

– A... to przepraszam.

Powiedziała Ziegler, z znacznie mniej krytycznym tonem głosu. Siedziała chwilę w ciszy przecierając lekko podrażnione od sztucznego światła oczy.

– Nie szkodzi.

Powiedział Genji wstając powoli z podłogi. Shimada podszedł powoli do stołu, przy którym od kilku godzin zasiadała Angela. Ziegler odwrócił się w stronę Shimady, nie odrywając wzroku od projektów.

Mów mi AngelaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz