Oriane oficjalnie nie podobało się na balu. Była znudzona, śpiąca i nadal trochę bolała ją kostka, którą przy upadku sobie lekko wykręciła. Chciała już wracać, ale nigdzie nie mogła znaleźć żadnej z sióstr ani matki.
W dodatku mocno zawiązany gorset coraz bardziej jej się dawał we znaki i cisnął. Matka przed wyjściem uparła się, żeby własnoręcznie poprawić zawiązanie sznurków u córek i przez to teraz Oriane czuła się niekomfortowo w obciskającym stroju.
Chodziła po sali balowej, przyglądając się tańczącym parom. Przed oczami wirowały jej kolorowe toalety dam, które uzupełniały czarne fraki mężczyzn. Wystrój pomieszczenia podobał jej się - panował tam przepych i bogactwo, które de Tralise'owie chętnie eksponowali paryskiej socjecie.
Najbardziej zachwycał ją jednak największy żyrandol, wiszący na samym środku sali. Był wykonany ze złota i kryształków, przez co wpasowywał się w dekorację sali. Gdy Oriane na niego patrzyła, kryształki migały do niej zachęcająco, niby tysiące małych słońc, tańczących na niebie w rozgwieżdżoną noc. Angielskie bale były dużo skromniejsze, ponieważ tam arystokraci woleli zachowywać umiar w wystroju, przez co dziewczyna nie była przyzwyczajona do tak pięknych widoków.
Gdy wpatrywała się w piękne światła odbijające się wielokrotnie niczym małe tęcze w paciorkach na żyrandolu, zakręciło jej się w głowie. Już od jakiegoś czasu mocowała się z gorsetem, który wzbraniał jej oddychania, przez co brakowało jej powietrza. Czuła, że nogi się pod nią uginają i się lekko dusi.
"Naprawdę pechowy bal", pomyślała. Starała się dotrzeć na zewnątrz, mając nadzieję, że ucieknie tam od duchoty panującej w sali balowej, a świeże powietrze ją orzeźwi. Nie zrobiła jednak kilku kroków, gdy upadła na podłogę i straciła przytomność.
Ostatnim, co poczuła, było wiele spojrzeń na nią skierowanych.
Po chwili znów usłyszała gwar muzyki, rozmów i tańca. Starała się podnieść, ale nadal było jej duszno. Na szczęście ktoś przyszedł jej z pomocą.
–Mademoiselle – usłyszała młody głos, ale nadal zbyt kręciło jej się w głowie, żeby stwierdzić, do kogo on należy. Dopiero po chwili zobaczyła, kto pomógł jej wstać. Rozpoznała go od razu.
– Albert?... Znaczy, monsieur de Charbon! Miło pana widzieć. – Zdała sobie sprawę ze swojego nietaktu, jakim było odezwanie się do młodzieńca po imieniu.
Zrobiła to z przyzwyczajenia. Gdy była mała, bawili się razem i wtedy żadne z nich nie myślało nawet o tym, żeby nie używać imion. Teraz jednak, gdy podrośli, a dzieciństwo już dawno było za nimi, nie wypadało się tak do siebie zwracać.
Jej wybawca również wydawał się zdziwiony jej widokiem.
– Ori... mademoiselle. – On również chciał nazwać ją po imieniu, ale zdał sobie sprawę, że to nie wypada. – Chce pani wyjść na zewnątrz? Widziałem, że pani nieco zasłabła...
– Och, tak – podchwyciła Oriane, chcąc rozładować dziwne napięcie między nimi. – Proszę prowadzić.
– Zobaczyłem, jak pani mdleje, ale nie sądziłem, że to pani – powiedział Albert, nieco skonfundowany. – Cóż, miło mi, że mogłem pomóc tak pięknej damie. – Uśmiechnął się do niej.
Gdy przepchnęli się przez tłum do drzwi na balkon i je otworzyli, Oriane odetchnęła z ulgą świeżym powietrzem. Od razu poczuła się dużo lepiej. Spojrzała z wdzięcznością na de Charbona.
– Dziękuję, monsieur. Bez pana nie dałabym rady tutaj przyjść – rzekła z uśmiechem.
Zapadła niezręczna cisza, przerywana jedynie nocnymi odgłosami Paryża. Oriane patrzyła na lśniące gwiazdy, a Albert po prostu tępo wpatrywał się przed siebie. Krępowała go obecność damy obok niego, sam na sam.
– Jak się pani podoba w Paryżu? – zapytał, żeby przerwać ciszę.
Dziewczyna oderwała wzrok od nieba i spojrzała na rozmówcę.
– Szczerze mówiąc, wolałabym być w Anglii – westchnęła. – Brakuje mi ojca, a on spoczywa tam...
Chłopiec przypomniał sobie lorda ze wspomnień z dzieciństwa. Wydawał mu się spokojnym, statecznym człowiekiem, który bardzo kochał swoje córki.
– Rozumiem... – Miał ochotę przytulić pannę Hargrave. A potem zdał sobie sprawę, jak nie odpowiednie są takie myśli i natychmiast wyparł je z umysłu. – Ale może przynajmniej na balu podoba się pani bardziej?
Oriane zachichotała. Nie było to trafne pytanie, nie po tym, jak straciła przytomność w sali balowej.
– Niekoniecznie. Najpierw się potknęłam, potem zemdlałam... i cały czas ktoś musiał mi pomagać - przewróciła oczami. Nie lubiła pomocy, wolała być samodzielna. – Nie tańczyłam z nikim, kogo bym znała i z nikim nie rozmawiałam. W sumie rozmowa z panem to najmilsze, co mi się dziś przytrafiło. – Zarumieniła się lekko i odwróciła wzrok.
Albert również spąsowiał jak panienka. Po chwili wpadł jednak na pomysł.
– Myślę, że mogę sprawić, żeby wspominała pani ten bal nieco weselej. – Ukłonił się i wyciągnął rękę. – Zechce pani ze mną zatańczyć?
Oriane była zaskoczona, ale nie wypadało jej odmówić, dlatego ułożyła swoją rączkę na dłoni chłopaka. Ten zaraz ją powiódł z powrotem do sali balowej.
Muzycy akurat wygrywali pierwsze takty walca. Oriane przez chwilę była zmartwiona, ponieważ ten taniec nie był jej ulubionym. Czuła się niezręcznie, będąc tak blisko swojego partnera.
Jej chwilowe strapienie nie uszło uwadze jej partnera.
– Coś nie tak, mademoiselle? – zaniepokoił się.
Dziewczyna uśmiechnęła się.
– Nie, skądże.
Ustawili się przodem do siebie, ręce ułożyli do walca. Zaczęli sunąc po parkiecie, razem z wieloma innymi parami, które ich otaczały z każdej strony.
Oriane pomyślała, że razem z Albertem muszą prezentować się naprawdę estetycznie i czarująco.
Bal dobiegał końca. Cornélie szukała wzrokiem swoich córek, ale nie mogła ich znaleźć. Po chwili jednak dojrzała Louise wraz z przyjaciółkami, a Gabrielle i Oriane rozmawiały wraz z jakimiś młodzieńcami, każda osobno. Matkę ciekawiło, kogo spotkały jej córki, ale uznała, że zostawi ten temat na podróż powozem.
Podeszła do każdej z nich, a one pożegnały się i ruszyły za matką. Kobieta była niesamowicie zainteresowana, co jej pociechy jej powiedzą o ich balu.
Pożegnały się z gospodarzami (Gabrielle lekko się zarumieniła, gdy spotkała wzrok syna markiza, co nie uszło uwadze matki), a następnie wsiadły do powozu.
Odjeżdżając do Jourdain Manoir, rozmawiały o swoich przeżyciach.
Cóż, nawet Oriane wróciła od de Tralise'ów zadowolona.
CZYTASZ
Siostry Hargrave
Historical FictionAnglia - Francja, 1828 r. Kiedy umiera lord Hargrave, jego małżonka, lady Cornélie Hargrave, postanawia razem z trzema córkami wyjechać do Francji, swojej ojczyzny. Nie spodziewa się jednak, że powrócą tam do niej fragmenty z przeszłości, które miał...