Rozdział V

116 7 0
                                    

Ałł - znowu ten ból... Leżę na podłodze, bardzo mi zimno. Podniosłam się z trudem i oparłam o ścianę. Nie wiem gdzie jestem, nigdy tu nie byłam. Pomieszczenie jest ciemne i puste. Nie ma tu nic oprócz wielkiej pajęczyny na suficie i małego okienka. Postanowiłam lepiej mu się przyjrzeć. Może dam radę się przez nie przecisnąć? Podeszłam bliżej, nie jestem w stanie do niego dosiegnąć, nawet gdy podszkoczę nie dotknę parapetu. Później udałam się do drzwi z nikłą nadzieją, że będą otwarte. Chwyciłam za klamkę, lekko trzasnęło. Tak! Udało się! Wystawiłam głowę aby upewnić się, że nie ma tam Malfoya. I tu już nie miałam tyle szczęścia. Siedzi na krześle, jest zamyślony i chyba... płacze?! Nie mogłam uwierzyć własnym oczom. Wystawiłam nogę za drzwi. Podłoga zaskrzypiała. Chłopak zerwał się i otarł łzy. Widać, że zawstydził się tego co zobaczyłam. Przez chwilę nawet zrobiło mi się go żal. Co ja mówię? Nie może być mi go żal, on mnie porwał.
Nagle ktoś wszedł do pokoju. To Lucjusz Malfoy.
- Widzę, że nasza szlama już się obudziła, wygodnie było? - zaśmiał się okropnie. Wtedy mogłam zobaczyć jego szklące się nienawiścią oczy. To był straszny widok. Rzuciłam niepewne spojrzenie w stronę chłopaka. Odwrócił głowę.
- Czego ode mnie chcecie? - w końcu odważyłam się odezwać.
- Draco, wyjaśnij koleżance. - powiedział ironicznie Lucjusz i znów się zaśmiał. Malfoy nie odpowiedział, starał się opanować kolejną łzę, która przemieżała jego policzek. - Ahh synu, aż tak to przeżywasz? Też się tak cieszyłem gdy zabijałem pierwszego mugolaka.
Przeszedł mnie dreszcz. Zabić? Mugolaka? Czyli... zabić mnie... Bez zastanowienia rzuciłam się do drzwi. Widziałam, że stoi przy nich Lucjusz, więc nie miałam żadnych szans ale ze strachu nie kontrolowałam swoich czynów. Chwycił mnie za kołnierz, który wbijał mi się w szyję. Zaczęłam się dusić, kaszlałam aż w końcu usłyszałam Malfoya:
- Puść ją, zrobię to sam, chce się trochę nad nią poznęcać - no to już wolałam się udusić. Upadłam na podłogę i ciężko dysząc wstałam na nogi. Chłopak popchnął mnie pomieszczenia, w którym wcześniej się obudziłam.
- Bardzo dobrze synu, dla nich nie można mieć litości. Baw się dobrze - wyszedł trzaskając drzwiami. Malfoy też zamknął drzwi. Przysunęłam się do samej ściany, skuliłam i popłakałam jak zgubione na peronie dziecko.
- Hermiona? - usłyszałam zdziwiona. Nigdy nie nazywał mnie po imieniu.
- Co chcesz? - zapytałam zrezygnowana. Kucnął przy mnie i szepnął:
-Słuchaj, nie chcę  tego robić, nie chcę  Cię zabijać. Za kilka minut będą tu śmierciożercy. Uciekniesz przez tajne drzwi i nie zdradzisz nikomu co tu się stało. - te słowa mnie zszokowały. On chciał mnie uratować?
- To dlaczego mnie tu przyprowadziłeś? - zapytałam.
- Ojciec powiedział mi, że muszę udowodnić swoją wierność tradycji i przyprowadzić do domu mugola. Nie wspominał nic o zabijaniu. Idź już. - machnął różdżką a w ścianie pojawiły się drzwi. Oszołomiona wszystkim co się tutaj zdarzyło wybiegłam jak najszybciej umiałam. Na zewnątrz dostrzegłam, że chłopak siedzi załamany na podłodze i chowa głowę w ręce. Podbiegłam do najbliższego drzewa i schowałam się za nim. Postanowiłam obserwować dalszy rozwój wydarzeń.

A to wszystko przez nienawiść... || DramioneOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz