Rozdział 9

76 6 1
                                    

     Moje urodziny. Brat sprawił, że to najpiękniejszy dzień w moim życiu. Dostałam od niego arabski sztylet z wygrawerowanym imieniem. To dopiero dobra obrona! Cały dzień mi usługuje, a po południu zawozi na egzamin.
I kto by się spodziewał, zdaję za pierwszym razem. W końcu miałam najlepszego instruktora pod słońcem. Wystarczy teraz odebrać dokument, zrobię to razem z odbiorem dowodu osobistego.
Oczywiście, nie zaprzeczam, jeździłam już bez prawka na duże dystansy. I, uwaga, nikt mnie nigdy nie złapał! To trzeba być profesjonalistą.
     Po powrocie Mateusz zamawia pizzę, moją ulubioną, farmerską. Dostawca daje w gratisie najlepszą trawkę, jaką posiada na magazynie. Ale nie mogę jarać zbyt dużo, jutro muszę iść " trzeźwa" do szkoły, żeby się z niej wypisać.
***
     Zajebista trawa. Muszę się dowiedzieć, skąd ją ma. Może kupię sobie więcej?
Ktoś dzwoni do drzwi.
- Spodziewasz się kogoś, słonko?
- Nie mów tak do mnie! Tak może do mnie mówić tylko Jewgienijuś.
Otwieram. To Damian. Zapomniałam, że też chciał się najarać.
- To co chcesz, skarbie? Do wyboru do koloru.
- Daj cokolwiek.
Daje kokę. Dobra jest, ale wolę amfę. Wyciąga z kieszeni jakieś pieniądze.
- Zostaw-mówię- Pierwszy jest gratis, że tak się wyrażę, na koszt firmy.
- Okej- mówi nieśmiale. Waha się, czy to zrobić.
- Bierz! Chłopie, będziesz miał niezły odjazd!
- No, właśnie widzę.
- A nie nie, to trawka.
Wychodzi bez pożegnania. O co mu znowu chodzi?
     Dzwoni telefon. To mój ziomeczek. Pewnie z życzeniami urodzinowymi dzwoni.
- No co tam skarbie?
- Alles Gute zum Geburtstag, jak to mówią Niemcy.
- Dankeeee.
- Czy ty coś jarałaś?
- Ehe.
- Właśnie słyszę. Szykujcie posłania.
- Że co?
- Wbijamy do Warszawy w odwiedziny. Gdzieś się musimy przekimać, nie?
- To se idź do hotelu, ziomuś. Wygodne łóżka mają, my nie.
- Do zobaczenia, słonko.
Jakiż z niego zwariowany mężczyzna. Czyżby miał nowy interes?
- Maateuuuuusz!
- Czego?!
- Ziomeczki z Ukrainy wbijają do nas!
- Co kur? Kiedy??
- Nie wiem, co mnie to obchodzi, hahaa.
- No pewnie, zaś wszystko na mojej głowie.
Przesadza, jak zwykle.
***
     Rano dzwoni telefon. Nie mam kaca z czuję się normalnie. Nieznany numer.
- Słucham?
- Dzień dobry! Czy rozmawiam z Miriam?
- Zależy kto pyta.
- Dzwonię że szpitala miejskiego. Trafił do nas młody mężczyzna, prawdopodobnie wziął narkotyki, mówił, żeby Panią poinformować. Zna go Pani?
- Znam- chyba ledwo słyszy mój głos. Wiedziałam, że nie będzie z tego nic dobrego. On nie umie ćpać, mógł umrzeć.
- Przyjedzie Pani?
- Oczywiście.
- W takim razie czekam. Do zobaczenia.
Nie chcę jej widzieć. Nie chcę jechać do szpitala. Ale muszę, muszę dla niego. A co, jeśli policja już tam była, a on im powiedział?
- Dawaj auto- rzucam w pośpiechu.
- Nie masz jeszcze dok...
- W dupie z auto dawaj, Damian w szpitalu jest.
-O...
- Nie kończ tylko dawaj auto.
Rzuca mi klucze, a ja pędzę na parking.
     W mieście są korki, nie mogę przez nie przejechać. Chętnie bym zrobiła slalom, ale wszędzie może być policja i złapią mnie na jeździe bez prawka. A tego nie chcę, bo życie mi się załamie.
Już się załamało.
***
     - Jacyś młodzi znaleźli go na ulicy. We krwi miał spore stężenie kokainy.
- Pewnie poszedł do tego klubu, w którym często są narkotyki. Chciał spróbować.
- Dobrze go Pani zna?
- To mój przyjaciel.
Z którym spałam.
-Mogę do niego wejść?
- Tak, ale proszę go nie męczyć.
Leży niewinnie na łóżku. Chyba śpi. Wszędzie kabelki i pikawki. On mógł umrzeć. A ja mu to dałam. Teraz już wiem, jak niektórzy reagują na dobry towar.
Ja takiej reakcji nie miałam nigdy. Mateusz też nie. Jesteśmy do tego stworzeni.
Jest taki bezbronny, nieprzytomny, bez sił. Co ja mam teraz zrobić?
- Miriam?
- Chcesz, żebym zawału dostała? Zresztą, chciałeś, to masz. Nie mówiłam, że będzie dobrze.
- Wiem..
Rozglądam się, czy ktoś nas nie podsłuchuje. Pusto.
- Były gliny?
- Tak...
- Mam nadzieję, że im nie powiedziałeś, bo inaczej..- odchylam kurtkę ze sztyletem za pasem.
- Porąbało cię? Nie wydałbym cię.
- Masz szczęście.
Siedzimy chwilę w milczeniu. Zastanawiam się, co z nim zrobić, jak stąd wyjdzie. Nie ma nikogo bliskiego, kto by mu pomógł. Będziemy musieli się nim zająć.
Dostaje SMS-a.
Twoje słonka przyjechały.
Jeszcze mi ich cholera brakuje teraz. No cóż, jakoś to pogodzę.
- Muszę już iść, Ukraina mi się na chatę zjechała. Przyjdę jeszcze, trzymaj się. I pamiętaj, co ci mówiłam.
- Wiem. Dzięki.
Żal mi go. Naprawdę.

Młoda gangsterkaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz