Rozdział 13

60 5 0
                                    

     Uwielbiam podróże, szczególnie samochodem. Można usiąść w jakiejkolwiek pozycji ( chyba, że w okolicy grasuje policja), nie sprawdzają ci całego bagażu, możesz bez skrupułów otworzyć okno i zatrzymać się, kiedy chcesz. W naszym Ferrari spokojnie zmieściliśmy swoje bagaże i towar na sprzedaż. Nie zabalujemy tam długo, ale sama świadomość, że będę za granicą, wprawia mnie w radość.
W końcu. Wjeżdżamy na terytorium słonecznej Hiszpanii. Jest gorąco, wszędzie pełno turystów, nawet z dziećmi, mimo że rok szkolny się jeszcze nie skończył. Ale właściwie nie wiem, jak to jest w innych krajach.
Nie wiem też, jak się dogadać z kumplem Jewgienija. Nie zna ani ukraińskiego, ani polskiego, a co gorsza nawet angielskiego. Mówi tylko po hiszpańsku. Jewgieniej zna hiszpański. Często popisywał się jego znajomością, bo wiedział, że nawet jak popełni błąd, to nikt z nas się nie zorientuje.
     Mamy jechać do Barcelony. Tam będzie na nas czekać przy jakiejś plaży czy czymś w tym rodzaju. Podobno poznamy go, bo ma charakterystyczny wygląd.
***
     I nie myliliśmy się. Czeka. Ma może metr siedemdziesiąt, około pięćdziesięciu lat, blond włosy i strasznie długą brodę uplecioną w warkocz. Gdy podchodzimy bliżej, dostrzegam jego wytatuowane gałki oczne.
- Buenos dias.
To rozumiem. Chyba tylko to. Grzecznie odpowiadam. Nie wiemy, jak dalej prowadzić rozmowę. Może jednak zna jakiekolwiek angielskie słowa?
- My nie mówimy po hiszpańsku!- staram się jakoś łagodnie naprowadzić rozmowę.
- Aaaa, okej.
Dobra, zrozumiał.
- My mamy towar?
- Co?
- TOWAR.
- Aaa, tak. Wy mieć- pokazuje gestami narkotyki. Zdefiniował je jako zatkanie jednej dziurki od nosa i mocne wciągnięcie.
- Tak. W aucie.
Znowu nie rozumie.
- BRUM BRUM.
- Aaa, tak.
Nie ma na co czekać. Prowadzimy go do naszego wozu. Pierwsze co robi, to mu się przygląda. Zazdrości takiego cacka. Mateusz pozwala mu odpalić silnik. Cieszy się jak dziecko. Nie powiedziałabym, że handluje narkotykami.
Towar mu odpowiada.
- Jewgieniej dobry.
- Taak, bardzo. Chciał robić interesy, i ma.
- Co?
- INTERESY.
- Tak, tak. On mówić hiszpański.
- Wiemy. My nie. Pieniądze na jego konto.
Znowu nie rozumie. To takie denerwujące i ... śmieszne.
- PIENIĄDZE JEWGIENIEJ.
- Taak, wiem.
***
     Dogadaliśmy się. Teraz możemy cieszyć się pięknymi widokami, zwiedzić miasto, a co najważniejsza, iść poleżeć na barcelońskiej plaży.
Zawsze wiedziałam, że w ciepłych krajach jest cudownie. Ale dopiero gdy tu przyjechałam, mogłam być tego pewna. Przeliśmy właśnie pół miasta. Piękne budynki, roślinność, wszystko! W końcu możemy odpocząć, siedząc w piasku i popijając drinki z parasolką. Woda jest ciepła i przyjemna. Mogłabym siedzieć w niej bez końca. Ale w końcu trzeba będzie wrócić.
Aktualnie Jewgieniej chce porozmawiać na kamerce, więc odpalam telefon.
- Dobrze, że normalnie nie dzwonisz, bo roaming drogi, haha.
- Pokaż widoki lepiej, słonko.
Nie może się nadziwić. Sam chciałby tu być.
- Przyjeżdżaj- mówi Mateusz. Zabieram mu resztkę drinka.
- Nie mogę, muszę pilnować sytuacji na miejscu.
- Coś się dzieje?- pyta brat.
- Psy coś podejrzanie węszą. Może się zrobić gorąco.
- Mamy wracać?
- Lepiej, żeby tak.
No i właśnie zepsuł mi urlop. Jutro rano będziemy musieli wcześniej wstać i jechać z powrotem do Polski. Polski. Idealnego kraju. Nad Bałtykiem nie jest tak ładnie, w porównaniu z tym to tam jest brzydko. Jeździliśmy tam jeszcze z rodzicami. Zawsze gdzieś im uciekałam, nie wiedzieli gdzie. Mateusz wiedział, że po prostu chcę od nich odpocząć. Raz nawet przyłapał mnie na namiętnych pocałunkach z jakimś chłopaczkiem ze wsi. Gdyby zobaczyli mnie rodzice, byłaby afera na całą Polskę. Ale od tego ma się brata, żeby krył młodszą siostrę i ją kochał. Tak jak ona kocha jego.

Młoda gangsterkaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz