#4 Porwanie

28 2 0
                                    

Rano jak wstałyśmy poinformowałyśmy moją mamę, że na chwilę wychodzimy z domu, by skorzystać z pogody. Poszłyśmy w stronę lasu. Po drodze miałyśmy jeszcze tzw. głupawkę z wczoraj i chichrałyśmy się na cały głos, czasami nawet skulając się ze śmiechu. Kiedy pokazałam Florence plamę krwi na pniu jednego ze starszych drzew w tym lesie, zamarła. Przez chwilę trwała wokół nas głucha cisza. Jednak wiem, że Florence będzie chciała znaleźć sprawcę ( czyli tego, który strzelał). Po tej ciszy i obejrzeniu uważnie plamy i całej okolicy dookoła odezwała się Florence:

F: Idziemy w głąb lasu!

A: Ale nie mamy ze sobą nic, co jak się coś wydarzy?

F: Idziemy! - stwierdziła z trwogą i tak też zrobiłyśmy.

Na szczęście był ciepły, słoneczny poranek więc wątpiłam, że wydarzy się coś złego. Rozglądaliśmy się po lesie. Las zwany „Czarny" ( nie mam pojęcia dlaczego) nie był dużych rozmiarów, jednak gdy weszło się do środka, wydawał się być ogromny. Jakieś 100 lat temu był tu pożar. Wyginęły w jego skutku wszystkie zwierzęta zamieszkujące ten las. Obecnie również rzadko kiedy spotka się tu żywą istotę zwierzęcą, jednak czasami się zdarzają m.in. myszy. Najwięcej jest tu ptaków. Jako małe dziecko chodziłam tu z mamą na spacery, lecz nigdy nie szłam z nią tak głęboko. Jak teraz idę z Florence. Dominowały w tym lesie zdecydowanie drzewa liściaste i zdecydowany kolor jasnej zieleni. Rozmawiałam w tym momencie z Florence o naszych największych tegorocznych przypałach:

F: Pamiętasz jak jakiś typ podszedł do nas i zaczął nas bić, a my oddałyśmy mu i nas popamiętał?

A: Jezu ile temu to było... chyba jakiś rok minął od tego czasu

F: Tak, ale totalnie mu musiało odwalić! Przecież pojawił się nie wiadomo skąd i zaczął nam dawać z „liścia" i zaczął nas kopać.

A: No był i najprawdopodobniej jest nadal psychiczny. A pokonałyśmy go tylko dzięki naszemu kursu z samoobrony, pamiętasz co tam się dopiero działo?

F: No, większość dziewczyn przecież od samych pojedynczych uderzeń ryczała!

A: A pamiętasz, jak ty płakałaś od uderzenia w...

F: Przestań, to był tylko raz!

Zaśmiałyśmy się. W tym momencie usłyszałyśmy to, czego nie powinnyśmy usłyszeć o tej porze- kolejne strzały! Dobiegały one z drogi, którą niedawno szłyśmy. Pobiegłyśmy jeszcze bardziej w głąb lasu. Zaczęłam piszczeć ale Florence dała mi znak, żebym się uciszyła. Czułam ogromny strach. Byłam również jednocześnie zła na to, że wciągnęłam w to Florence. Jest odważniejsza ode mnie, ale nie chciałam, by cokolwiek jej się stało. Nigdy nie czułam takiego strachu, jak teraz. Moje bicie serca przyśpieszyło o jakieś dwa razy, a klatka piersiowa unosiła się coraz bardziej w górę i w dół. Strzały na chwilę ustały, ale zaraz znowu osoby mające broń rozpoczęły strzelankę. Zauważyłam, że Florence już nie mogła i stanęła- pod tym względem Florence nigdy nie lubiła aktywności fizycznej. Zawsze miała dwóje z WF. Krzyknęłam:

A: Florence, nie teraz!

I podbiegłam do niej. Jednak było już za późno. Ktoś chwycił moje barki z całej siły i zaciągnął pod pień drzewa w lewo, a Florence zanieśli w prawo. Widziałam, że Florence już nie miała siły i się im poddała. Ja zdążyłam się wyrwać i pobiegłam pędem nie wiem gdzie. Jednak ten ktoś dogonił mnie i związał( nogi, ręce i dał coś na usta ale nie wiem co to było). Rozpłakałam się jak dziecko. Ryczałam cały czas- bałam się jak nigdy dotąd. Moje serce przyśpieszało coraz bardziej i bardziej. Zabrał mnie do auta- mmm... jedne z nowszych porsche! Ciekawe skąd go miał... Na szczęście nie jechał tak szybko jak jadą ludzie na filmach amerykańskich. Ryczałam i krzyczałam. W pewnym momencie zaczął mnie uspokajać. Nie wiem jakim trafem ale wtedy zasnęłam.

 Nie mam pojęcia ile spałam, ale obudziłam się z wielkim bólem głowy i w dziwnym miejscu. Byłam cała umazana, ale na szczęście odwiązana. Popatrzyłam się przez okno i był już zachód słońca! To faktycznie długo spałam. Byłam w miejscu, które już wcześniej znałam, ale nie pamiętałam skąd miałam je w mojej pamięci. Zanim się rozdarłam, przypomniałam sobie to miejsce. Byłam tu w wakacje na samotnej małej podróży. Na dole góry, prawie że klifu znajduje się przystanek na którym tamtego dnia wysiadłam. Na szczyt tego miejsca prowadzą schody i różne zakamarki. Może jest jakaś inna droga, skoro on tu dojechał samochodem? Okej, była to pora aby zacząć krzyczeć, aby porywacz otworzył mi drzwi. Rozdarłam się, a on przyszedł i otworzył kluczem drzwi. Był jeszcze w kominiarce. Wyszłam ze świętym spokojem i nie mogłam uwierzyć co znajdowało się przede mną. Był tam kraciasty kocyk z lodami, pizzą i kanapkami na tle morza! Super, zostałam porwana po to? Co to ma być? Jednak starałam się nadal utrzymać spokój. Usiedliśmy i w końcu typ zdjął kominiarkę. Gdy go zobaczyłam, moje oczy i usta otworzyły i się w jednym momencie. To... to był Tony! 

--------------------------------------------------------------------------

Jest to do tej pory mój najdłuższy rozdział. Postaram się częściej pisać rozdziały mniej więcej tej długości🥰

Krwawa szczerość Where stories live. Discover now