Rano obudził nas głos strzału z pistoletu. Na początku nie wiedziałam, gdzie jestem, ale dopiero później przypomniało mi się wszystko z wczoraj. Popatrzyliśmy się na siebie równocześnie. Podejrzewam, że to miała być ta wczorajsza akcja. Do tzw. „bunkru" wszedł Max i jeszcze jeden chłopak. Na szczęście się wyspałam, co znaczy, że być może damy sobie radę z nimi. Usłyszałam głos:
M: Hejka obrzydliwi!
To było okropne, jednak nikt z nas się nie odezwał. Tony z tego co po nim zobaczyłam był przybity, więc postanowiłam, że to ja będę z nimi gadać.
M: Idziesz ze mną kotku
A: Mógłbyś przestać! Jest to naprawdę irytujące, ogarnij się okej?
M: Zaraz ty się ogarniesz jak zobaczysz, gdzie idziemy. Weź ją James
A: Jeszcze zobaczysz!...
M: Co niby zobaczę hmm? Jak umierasz?- zaśmiał się
T: Zostaw ją dupku!- moje myśli: Tony tylko nie to!
M: A po ciebie jeszcze wrócimy. Albo nie! Ty idziesz teraz! Odstaw ją
J: Jasne
Wtedy nadszedł idealny moment. Nie wiedziałam, gdzie oni chcieli zabrać Toniego, więc musiałam jakoś zareagować. Zauważyłam, że James miał w ręce scyzoryk, więc uderzyłam go nagle. On, nie spodziewając się tego zgiął się, a ja związanymi rękami wzięłam scyzoryk. Obcięłam linę, którą były związane moje ręce. To trwało zaledwie kilka sekund. Usłyszałam głos Toniego:
T: Ashley spokojnie.
Znowu ktoś mnie uspokaja. Myślałam że zdążę odebrać Maxowi pistolet, lecz on był szybszy. Chwycił z całej siły moją rękę ( prawie ją szczypiąc) i odrzucił mnie na podłogę.
M: Nie pamiętasz co ci ostatnio powiedziałem?- zapytał ze uśmiechem na twarzy. Próbowałam wstać ale wycelował we mnie bronią i STRZELIŁ! Miałam całe prawe uda zakrwawione. Słyszałam, że Tony się na nich rzucił, jednak nic z tego. Zabrali go, a ja nawet nie mam pojęcia gdzie. Przez ten moment nie orientowałam się, co się dzieje wokół mnie. Słyszałam tylko głosy. Na koniec usłyszałam:
M: Bierzemy go, a do niej zawołajcie Noah'a.
Podszedł na koniec do mnie, chwycił podbródek i powiedział:
M: A po ciebie jeszcze kochana się wrócimy- po tych słowach wyszli. Nie słyszałam Toniego, więc musiałam się szybko orientować, aby zobaczyć w którą idą stronę. Poszli naprzeciwko siebie do ukrytych w ścianie drzwi.
Chwilę potem przyszedł do mnie Noah. Tak, ten Noah do którego ja dzwoniłam, żeby opatrzył ranę Toniego. Byłam już w miarę otrząśnięta, więc zaczęłam dumnie rozmowę:
A: O, co za niespodzianka! Nie podejrzewałabym, że jesteś tak żałosny.
N: A jednak jestem. Myślałam, że jeszcze nie będziesz jarzyć co się wokół ciebie dzieje
A: To źle myślałeś. Lepiej z tym zrób, nie mam dużo czasu.
N: Ale ja mam!- zaśmiał się.
A: Jak myślisz, że jesteś śmieszny to się mylisz. A nie! Przecież musisz udawać, w końcu klaunem jesteś.
Widać było po nim, że się wkurzył. Wow! 1:0 dla mnie. Zaczął opatrywać moją ranę, ale robił to zdecydowanie za mocno. Na końcu bardzo głośno pociągnął moją nogę.
A: Ałć! Nie masz uczuć co do drugiej osoby, czy jak?!
N: Najwidoczniej...
Próbowałam wstać. Było ciężko, ale udało się. Nie ustałam jednak długo na nogach. Skacząc, zaszłam do łóżka. Zauważyłam tam broń, na której była karteczka z napisem „Damy radę". Pistolet był najwidoczniej naładowany. Wzięłam w dłoń pistolet i wymierzyłam nim w Noaha.
A: Wydawałeś się taki dobry, a tu proszę. Lepiej spadaj!
Poszedł. Na całe szczęście w końcu byłam sama. Rozmyślałam nad tym, co Max mógł robić, czy mówić Toniemu. Jednak nie zastanawiałam się nad tym długo, ponieważ usłyszałam kolejny strzał!
Nie mam pojęcia, jak oni mogą tak żyć. Całe życie w stresie oraz w takim hałasie... Przyszedł po mnie Max i ten James. Starałam się udawać straszną kalekę, w sumie nawet nie wiem dlaczego. Max wziął mnie na ręce, aby mnie zanieść do tego miejsca. Spytałam się go, gdzie jest Tony.
M: Teraz będziesz ze mną!
Że co? Nigdzie nie idę z nim! Wtedy zatęskniło mi się bardzo za Florence. Ona pewnie by mnie teraz pocieszała i dogadywała mu jak najmocniej. Łza zaczęła mi lecieć po policzku, lecz szybko ją otarłam. Zanim się obejrzałam byliśmy na miejscu. Max postawił mnie i poszłam kulejąc do drzwi jakiegoś budynku. Otworzyłam drzwi a oni zamknęli je przed moim nosem. Szczyt! Jak tak można! Weszliśmy do pokoju, w którym znajdowało się tylko drewniane biurko i krzesło. Pomieszczenie było wymalowane całe na biało. Nawet podłoga wpasowała się w kolor ścian.
M: Mamy ci do przedstawienia pewien układ.
A: Nie interesuje mnie żaden wasz układ, gdzie jest Tony?
M: Być może zobaczysz.
A: Hahaha- w tej sytuacji mogłam się tylko szorstko zaśmiać
M: Będziesz pracowała z nami w gangu trzy tygodnie i wtedy cię wypuścimy. Jednak jeśli się nie zgodzisz, postąpimy inaczej.
Hmm... Ciekawe, że akurat trzy tygodnie. Pewnie wszystko mu Noah powiedział. Ten zdrajca!
A: A dlaczego trzy tygodnie?
M: To już nie twoja sprawa.
A: Owszem, moja. Zabraliście mnie tu, więc domagam się wyjaśnień.
M: Wybieraj!
A: Pfff, w życiu nie będę z wami pracowała, nigdy!
M: Pytam się ostatni raz, czy jesteś tego pewna? Zastanów się dobrze
A: Jestem zdecydowana na 100%
M: W takim razie James zabierz ją do tego zdrajcy
A: Tony to nie zdrajca! W porównaniu do ciebie nawet nie skrzywdziłby muchy
M: Hahaha, James, zostaw ją jednak ze mną. Pójdziemy do pewnego miejsca i ci wszystko wyjaśnię moja droga!
A: Nie!
To nie było ostatnim wyrazem, jakie powiedziałam. Znowu miałam związane ręce i tym razem jeszcze taśmę na buzi. James zabrał do ciemnego pomieszczenia w którym był Tony!
J: Rano zabierze cię Max. Nara!
Nie mogłam nic mówić do Toniego, więc on mówił do mnie. Dlaczego Tony jest zdrajcą? Ukrywał coś przede mną? Chciałam już z tego wyjść. Pozwolił mi się położyć na jego kolanach. Opowiadał mi swój plan, jak chce mnie i siebie stąd wydostać. Było to trudne, ale możliwe. Najgorsze było to, że nie mieliśmy broni. Miałam w kieszeni tylko scyzoryk.
YOU ARE READING
Krwawa szczerość
RomanceByły wakacje przed rozpoczęciem mojej nowej licealnej szkoły. Poszłam z przyjaciółką na spacer do lasu, do którego chodziłam od zawsze. Nie wiedziałam jednak, że tak skończy się to wyjście. Jestem ciekawa, kiedy wrócę do domu...