Rano Tony obudził mnie o 7;00, więc generalnie spałam tylko 4 godziny. Byłam padnięta, ale przynajmniej wiedziałam co mam mówić i jak się mam zachowywać. Na śniadanie zrobiłam sobie jajecznicę z szynką ( tak, wzięło mi się na gotowanie). Nie miałam ubrań, więc dostałam czarną bluzę od Tony'iego , a spodnie miałam z wczoraj. Najpierw podjechaliśmy pod domy innych. Było nas w sumie 10. Jechaliśmy w dwóch samochodach podzieleni po pięciu i śpiewaliśmy na cały głos jakiś rap. Było to bardzo fajne uczucie. W końcu dojechaliśmy na miejsce. 9 typów, w tym Tony ustawili się pod każdym jaki był oknem i przed drzwiami tak, aby jakbym chciała uciec to nie miałabym jak. Było to trochę dziwne, bo przecież zgodziłam się na ten pomysł ( miało to trwać dwa dni). Jakiś typ o imieniu Jacob pomału otworzył mi drzwi trzymając broń. Szepnął mi do ucha:
J: Lepiej nic nie kombinuj mała!
A: Pfff, nie mam nawet zamiaru- wkurzyłam się i weszłam. Nagle zawołała mama:
M: Jezu Ashley, ty żyjesz!
A: Tak, żyje- przytuliłyśmy się, Suzi spała
A: Mam 10 minut aby się spakować i jeśli wszystko pójdzie dobrze to wrócę jutro.
M: Strasznie się boję! Idź się szybko pakuj- wiedziała, że nie mogę zostać bo inaczej zrobią komuś z nas krzywdę. Słyszałam jak płakała potajemnie. Ja w tym czasie brałam co tylko mogłam, wrzucałam do torby byle jakie ubrania, kosmetyki do twarzy, piżamę i rzeczy do makijażu. Na koniec pożegnałam się z mamą i parę łez mi poleciało na policzki. Zgodziłam się na jakiś układ, a nawet nie wiedziałam co mnie czeka
A: Powiedz Suzi, że pojechałam do koleżanki na noc i powiedz Florence , że przepraszam i że za nią tęsknie.
M: Oczywiście, że jej powiem. Trzymaj się!
Wyszłam z domu i wsiadłam do auta. Chłopcy mi bili brawa, że udało mi się spakować w tak krótkim czasie. Zaśmiałam się. Jednak te 10 minut, które tam spędziłam było moim najdłuższym w życiu. Oparłam się o okno i rozglądałam się myśląc, co mnie czeka. Nagle poczułam czyjąś rękę na moim udzie...
T: Będzie dobrze, zobaczysz
Z wszystkich tutaj znałam tylko niego. Nigdy bym się nie spodziewała, że bandyta może być taki słodki i opiekuńczy. Tony był ode mnie dwa lata starszy. Miał kręcone brąz włosy i bardzo zadbaną skórę twarzy. Nie miał ani jednego wyprysku! A ja miałam ich chyba z tysiąc. W tym momencie przypomniała mi się rozmowa z Tonym na klifie. A dokładnie jak opowiadał o swojej przeszłości. Wzruszyłam się bardzo. I powiedziałam:
A: Wierzę Ci.
Dojechaliśmy po długiej tym razem ciszy do domu. Tony miał mi opowiedzieć cały plan na jutro, ale zamiast tego spytał mnie, czy chce się iść zdrzemnąć. Boże jakie to było słodkie! Odpowiedziałam, że tak. Zaprowadził mnie do mojego różowego pokoju ( śmialiśmy się z tego) i przed drzemką mnie pocałował. Powiedział cichym głosem, że za godzinę mnie obudzi i mi wszystko wyjaśni jak ma to wyglądać... Chciałam jeszcze napisać do mamy przed spaniem, że wszystko u mnie gra, ale niestety nie miałam telefonu ( wiadomo przez jaką akcję).
Zanim zdążyłam zasnąć usłyszałam strzały. Byłam okropnie wystraszona. Zanim zdążyłam wstać z łóżka ktoś zamknął moje wejściowe drzwi do pokoju. Zaczęłam krzyczeć. Nie wiedziałam przecież co się działo! A co jeżeli zabrali Toniego? Nie mogłam pozwolić aby ktoś go porwał. Szybko przypomniało mi się, że w dolnej szufladzie przy moim łóżku jest pistolet. Nie odważyłam się powiedzieć jeszcze o tym Toniemu, że go znalazłam, więc go schowałam. Nie wiedziałam, czy jest naładowany. Jednak go wzięłam do ręki, w razie, gdyby miał w środku „amunicja". Żeby nie strzelać od razu, zaczęłam po raz kolejny krzyczeć. Nie wytrzymałam i nie wiem jakim cudem, ale udało mi się wyważyć drzwi. Weszłam i zaczęłam strzelać do ubranych na czarno mężczyzn. Pistolet był naładowany!! Niespodziewanych gości było w sumie 5. Strzeliłam jednego, reszta uciekła. To wszystko trwało tylko małą chwilę. Inni z typów wzięli tego zastrzelonego i jeden do mnie krzyknął:
X: Jeszcze zobaczysz!
Nic nie powiedziałam tylko nakierowałam na niego broń. Gdy wszyscy wyszli zauważyłam za ladą kuchenną leżącego rannego Toniego! Poryczałam po tym, jak na niego zobaczyłam. Na szczęście był przytomny. Został postrzelony w lewę ramię i tą właśnie rękę miał zakrwawioną. Zaczęłam je opatrywać na tyle ile mogłam. Zadzwoniłam do Noah ( był on przewodniczącym tego całego gangu i wiem, że jest on w tym gangu jedynym lekarzem z wykształcenia), opowiedziałam mu szybko co zaszło i w jakim Tony jest stanie.
N: Jadę najszybciej, jak się da!
Następnie uspokoiłam trochę Toniego i gadałam mu, że wszystko będzie dobrze. Miałam w każdym bądź razie taką nadzieję.
A: Jesteś prawo czy lewo- ręczny?
T: Prawo...
A: To dobrze bo będziesz mógł strzelać- zażartowałam, a on się też zaśmiał. Miał cudny śmiech. Chwilę potem przyjechał Noah i opatrzył go profesjonalnie. Czekałam godzinę w swoim pokoju przy okazji rozpakowywując się. Cały czas myślałam o tym, jak szybko wyzdrowieje i ogólnie o tej akcji. Nagle zza drzwi pojawił się Noah:
N: Jesteś wielka! Tony mi wszystko opowiedział
A: Kiedy wyzdrowieje?
N: Najprawdopodobniej za 3 tygodnie ramię mu się zagoi. Wiem, z czym to się liczy. Naprawdę
mi przykro...
A: Dzięki- powiedziałam, bo miało to trwać tylko dwa dni.
N: Zadzwonisz do rodziny i opowiedz jej o tym. Postaramy się zająć tobą jak najlepiej.
A: Dziękuje!- podeszłam i przytuliłam go. Pn odwzajemnił gest. Z jednej strony się ucieszyłam a z drugiej strony bałam się, jak to przeżyje mama i Suzi. Ale wiedziałam, że to zrozumieją.
N: Tony narazie śpi. Pomóż ci w czymś?
A: Nie, nie musisz.
Odprowadziłam go do drzwi i podziękowałam mu, ale to on głównie dziękował mi. Poszłam do łóżka, aby zrozumieć to, co się wydarzyło. Oczywiście rozpłakałam się. Jaki to miał być plan? Jak Tony sobie poradzi z ręką? Jak moja mama przyjmie to, co się stało i jak przede wszystkim zrozumie, że zostaje tu na dłużej? Miałam do siebie milion tego typu pytań. W pewnym momiencie usłyszałam kroki...
YOU ARE READING
Krwawa szczerość
RomanceByły wakacje przed rozpoczęciem mojej nowej licealnej szkoły. Poszłam z przyjaciółką na spacer do lasu, do którego chodziłam od zawsze. Nie wiedziałam jednak, że tak skończy się to wyjście. Jestem ciekawa, kiedy wrócę do domu...