#9 "Potrzebuje pomocy"

22 2 0
                                    

Te wszystkie teraźniejsze wydarzenia wydawały się być jak z jakiegoś filmu. Cieszyłam się, że byłam przynajmniej przy Tonym. W nocy myślałam o mamie i mojej siostrze. Nawet nie wiedziałam jak u nich. Tak bardzo chciałabym przy nich teraz być.. Albo chociaż usłyszeć ich głos. Już miałam się rozryczeć, ale powstrzymałam łzy. Mimo, że miałam ze sobą niego, to brakowało mi mojej najbliższej rodziny. Zwłaszcza, że teraz nie wiem, dlaczego ten psychopata nazywa go „zdrajcą", ale nie chciałam z nim jak na razie poruszać tego tematu. Tak podpowiadała mi intuicja.

Rano obudził nas James ( kolejny nienormalny debil) i rozkazał, abym wstała i poszła z nim. Pożegnałam się wzrokiem z Tonym i wstałam. Było ciężko przez tą nogę, ale dałam radę. Kulejąc, doszłam wraz z Jamesem do drzwi. Weszliśmy do środka. W środku znajdowało się różnego rodzaju plakatów na ścianach, dębowym biurkiem i łóżkiem z czarną kołdrą. Domyśliłam się, że to był pokój Maxa, w którym tu codziennie przebywał.

M: I jak ci się podoba moje biuro?

A: Haha, to ma być biuro? Nigdy bym na to nie wpadła- odpowiedziałam mu, śmiejąc się sarkastycznie

M: Słuchaj, sytuacja jest poważniejsza niż myślisz. Ten twój brzydal pochodzi z gangu, z którym konkurujemy...

A: No faktycznie, wcale tego nie wiem- odpowiedziałam znowu sarkastycznie. Zdecydowanie używam za dużo sarkazmu. Muszę się pod tym względem opanować.

M: Dowiedziałem się ostatnio, że im pomagasz. Zaciekawiłem się tą sytuacją. Uważam, że to my bardziej potrzebujemy pomocy niż oni. Dlatego MUSISZ być tutaj z nami przez trzy tygodnie...

A: N I E. Wyraziłam się jasno, czy jeszcze mam to tłumaczyć?- przerwałam mu po raz kolejny, bo nie miałam siły go już słuchać i próbowałam wyjść z „biura". Jednak jeszcze przed dotknięciem klamki James pociągnął mnie za włosy, co bardzo, ale to bardzo zabolało i skuliłam się z jękiem.

M: Więc dasz mi dokończyć czy mamy te czynność powtórzyć?- spytał z irytacją w głosie. Nie miałam wyjścia, więc musiałam się wrócić na krzesło.

M: Otóż moja droga, widzę, że nie chcesz z nami współpracować, więc zrobimy tak: albo jesteś z nami i nie dotykamy Toniego, albo się sprzeciwiasz, ale go zabijemy. Wybieraj!

A: Nie możesz tego zrobić!

M: Owszem Ashley, mogę. Więc?

A: A dasz mi się z nim chociaż pożegnać? Powiedzieć mu, o co chodzi i wszystko?

M: Dobra, ale obiecaj..

A; Ty raczej obiecaj, że go nie zabijesz!

M: Dobra dobra, spokojnie mała.

Nie chciało mi się już z nim wygadywać, więc już się po prostu nie odzywałam. Byłam cała zestresowana tą sytuacją. Tym, co ma się za trzy tygodnie wydarzyć i tym, czy uda mi się przeżyć u Maxa. Nienawidzę go, nienawidzę! A nawet nie wiem, jak się na nim odegrać. Czuję się taka bezradna...

Kazali mi wstać. Wstałam, związali mi ręce z tyłu i zaprowadzili do Toniego. Max trzymał rękę na jego ustach, aby nie mógł nic mówić. Ja natomiast musiałam mu wszystko powiedzieć o tym, co Max wymyślił. Było to okropnie niezręczne. Na koniec odwiązali mi ręce i przytuliłam się do Toniego z całych sił. Max już szedł, a ja tylko szybko szepnęłam Toniemu do ucha:

A; Przepraszam, ale to dla twojego dobra. Będę potrzebować pomocy

M: Ashley, idziemy!

Musiałam już iść. Zaprowadził mnie do swojego ferrari i gdzieś jechaliśmy. Nie mam nawet pojęcia gdzie. Przejażdżka odbyła się w ciszy. Jak już prawie byliśmy przy celu, to się odezwał:

M: Sama tego chciałaś- o dziwo nie zaśmiał się ani nic z tych rzeczy

A: Zamknij się!- po tym wypowiedzeniu zajrzałam w lusterko i widziałam, że p cichu się szydersko uśmiecha.

M: Jesteśmy- powiedział, a ja od razu wyjrzałam za okno. Nie mogłam uwierzyć własnym oczom!

*****

Przepraszam was za tak długą nieobecność. Postaram się teraz dodawać rozdziały częściej. To był taki dość krótki rozdzialik. Piszcie, czy wam się podobało i jak myślicie, co Ashley mogła zobaczyć. 

Krwawa szczerość Where stories live. Discover now