ROK 1952
To był wyjątkowo piękny dzień. Słońce pojawiło się na horyzoncie chwilę przed 6:00, budząc świat do życia swymi promieniami.Ptaki umilały porę wstawania cudownym śpiewem, która dzięki akompanaimentowi natury nie wydawała się ani trochę trudna czy nieprzyjemna. Widok zieleniących się drzew i mnóstwa kolorowych kiwatów, który rozciągał się za oknem, sprawiał, że aż chciało się wybiec na zewnątrz i dotknąć rosy osadzającej się na liściach krzewów. Iga obudziła się w wyśmienitym humorze. Zaraz po otwarciu oczu na jej twarzy zagościł szeroki uśmiech. Przeciągnęła się, zrzucając okrywającą ją delikatną kołdrę w kolorze kremowej bieli. Kobieta sięgnęła po porannik, leżący obok stoliczka nocnego, założyła go na siebie i spojrzała w lustro. Jej jasnobrązowe włosy niesfornie opadały na delikatne ramiona. W niebieskich oczach znów zagościł dawny blask. Rozanielona, po cichu wymknęła się z sypialni i ruszyła w kierunku wyjścia na werandę. Każdego dnia na nowo zachwycała się otaczającym krajobrazem i rozkoszowała świeżym, nieskazitelnym powietrzem. Nie mogła nadziwić się ośnieżonym szczytom górskim, pod którymi rozciągały się zielone pola i ogrone połacie drzew. Wygrzewała się na słońcu, które czule pieściło jej twarz i pozwalała ogromnym motylom siadać na jej dłoniach. Ciężko było jej uwierzyć w to, że dwunastego dnia grudnia spędza czas w ogrodzie bez grubeg płaszcza czy futra. W posiedzeniu na tarasie towarzyszył jej wierny spaniel- Hanzo, który leżał przy starym, bujanym fotelu. Siedząc tak, dziewczyna rozmyślała o tym, co zrobi i co tej doby przyniesie jej los. Nie rozwlekała się już nad przeszłością, ponieważ udało jej się znaleźć upragniony spokój. Z optymizmem patrzyła w przyszłość, dziękując Bogu za każdą chwilę życia:
- Dzień dobry, kochanie!- odezwał się niski, męski głos.
-Ale mnie wystraszyłeś Otto- powiedziała wybuchając śmiechem. Blondwłosy, wysoki mężczyzna usiadł na ławce obok i zaczał czule gładzić jej dłonie.
- Robię śniadanie. Na co masz ochotę?- zapytał.
- Bez różnicy. Zjem wszystko co podasz- zapewniła, obdarowując go delikatnym pocałunkiem.
- Nawet nie wiesz jak się cieszę, że tutaj przyjechaliśmy. Potrzebowaliśmy tego- stwierdził przytulając się do Igi. Para zamarła w swoich objęciach i rozkoszowała się ciszą:
- MAMO!- usłyszeli głośny krzyk, dobiegający gdzieś z głębi domu.- CHODŹ DO MNIE!
-Mhm... i już po spokoju- wyszeptała kobieta i wyszła z tarasu, zabierając ze sobą psa. Ostrożnie wspięła sie po krętych, mahoniowych schodach i otworzyła drzwi do małego pokoiku na poddaszu. Pomieszczenie przepełniał zapach drewna, pochodzący od belek, które zwisały z sufitu. Przywiązane do nich barwne girlandy papierowych motyli wraz z wielkimi kwiatami wymalowanymi na ścianie tworzyły we wnętrzu imitację małej dżungli. Zza stosu jasnozielonych poduszek, leżących na małym, białym łóżku wychyliła się urocza, dziecięca twarzyczka:
- Co się stało Mario?- zapytała Iga, biorąc 4-letniego chłopca na ręce.
- Chciałbym dostać kotka- powiedział jej na ucho. Kobieta roześmiała się.
- To była ta ważna sprawa, która musiała przerwać mamie odpoczynek?- usmiechnęła się i pocałowała synka w policzek.- Skoro już nie śpisz, to przebieramy się i idzemy coś zjeść. Tata szykuje dla nas prawdziwe pyszności!
- Ale dostanę go?- chłopiec nie poddawał się w walce o swoje wymarzone zwierzę.
- Nie wiem. Musimy zrobić rodzinną naradę i wszystko ustalić - próbowała ostudzić jego zapędy.- Proszę, tutaj masz ubrania. Mam ci pomóc czy dasz radę sam?
- Jestem już duży, mamo- zapewnił ją o swojej zaradności.- Możesz już wracać.
- Dobrze, w takim razie już mnie tu nie ma- powiedziała znikając za drzwiami.
Roześmiana weszła do przestronnej kuchni, z której roztaczał się widok na sąsiednie gospodarstwa.Przy białych, drewniach blatach krzątał się Otto, którego pochłonęło przygotowywanie omletu. Na dużym stole, przykrytym ręcznie robionym, koronkowym bierznikiem, znajdowało się już eleganckie, porcelanowe nakrycie. Do pieknej zastawy idealnie pasował stojący na środku bukiet orchideii:
- Wszystko gotowe!- oznajmił mężczyzna, stawiajac na stolę patelnię z jajeczną pysznością.
- Dziękuję skarbie- powiedziała, po czym wzięła z naczynia porcję potrawy.
- Mario pospiesz się- poganiał synka, który jak zwykle ociagał się przed zejściem na dół.- Co on tak długo robi?!
- Pewnie znalazł sobie nową zabawę- stwierdziła iga, przełykając uprzednio łyk gorzkiej kawy.
- Albo siedzi z lornetką w ręku i obserwuje konie Aguilar- zaśmiał się.- Może powinniśmy pomyśleć o lekcjach jazdy dla niego.
- Nie wiem, według mnie jest na to za mały- oznajmiła, wyrażając swój brak entuzjazmu dla pomysłu męża.
- Mamo, mamo, zgódź się, błagam!- krzyczał podekscytowany chłopiec, który od dłuższej chwili podsłuchiwał rodziców.
- O ty nicponiu! Nie ładnie tak szpiegować dorosłych- skarcił go Otto, po czym posadził syna na kolanach.
- Ja bardzo chcę jeździć na koniku!
- Jedz, mały- nakzała mu Iga.- Jak będziesz unikał śniadania, to zabraknie ci sił, żeby wogóle wyjść z domu.
Szczęśliwa rodzinka zjadła wspólny posiłek, po którym każdy wrócił do swoich codziennych zajęć. Otto pożegnał się z żoną i ruszył w kierunku miejscowej przychodni, w której był jedynym lekażem. Praca ta zapewniała jemu i jego bliskim nie tylko stabilizację finansową i dostatnie życie, ale i szacunek wszystkich Argentyńczyków, mieszkającym w La Cocha. Iga została nauczycielką plastyki i przyjomwała uzdolnionych uczniów w domu. W swoim gabinecie stworzyła prawdziwe studio artystyczne, wyposażone w sztalugi, płótna, stanowiska rzeźbiarskie oraz koła garncarskie.Dzieciaki i młodzież uwielbiały spędząć czas na prowadzonych przez nią zajęciach, dzięki czemu kobieta czuła się spełniona. Sztuka pomogła jej w odzyskaniu kontroli nad własnymi emocjami i uczuciami i właśnie na tym aspekcie twórczości skupiała się na swoich lekcjach. W pracy często towarzyszył jej Mario, który jednak więcej przeszkadzał niż pomagał. Był zbyt energicznym i ciekawym świata dzieckiem, by usiedziec na miejscu dłużej, niż 15 minut. Maluch zdecydowania bardziej wolał hasać po orgodzie i obesrwować zwierzęta. Początkowo Iga miała duże opory, by zostawiać go na dworze samego, jednak gdy zauważyła, że tutaj wszystkie dzieci, nawet jeszcze młodsze niż jej syn całe dnie przesiadują na zewnątrz, stwierdziła, że nie będzie na siłę zatrzymywać syna w domu. Tak właśnie upływał im czas w nowym kraju, który okazał się instnym El Dorado dla zatroskanych serc. Argentyna wspomogła gojenie się ran przeszłości i przyćmiła swoim urokiem dawne problemy. Andyjski kraj dał im wszystko to, o czym marzyli i czego żadne inne państwo nie było w stanie im zapewnić.
CZYTASZ
Wojna na trzy fronty cz. II
Ficção HistóricaPo latach rozłąki Iga w końcu odnajduje Mathiasa, ale ich radość nie trwa zbyt długo... Nad niemcem wisi widmo wyroku śmierci. Amerykanie przejmują opiekę nad małym Fransem, nie chcęc dopuścić, by dziecko wychowywał zbrodniarz wojenny. Iga porzuca c...