Obudziło mnie stukanie do okna. Otworzyłam oczy, mrugając nimi przez chwilę, po czym odsunęłam kołdrę i wstałam. Podeszłam do okna i zobaczyłam za nim sowę z listem w dziobie. Otworzyłam okno, odczepiłam list i już miałam pogłaskać zwierzę, kiedy to nagle odwróciło się i odleciało. Pokręciłam głową, zdziwiona, ile pracy mają te małe stworzenia. Zamknęłam okno i nawet nie patrząc na list wiedziałam, że jest z Hogwartu. Mimowolnie uśmiechnęłam się, widząc nadzwyczaj dokładny adres. Otworzyłam kopertę, przeleciałam wzrokiem treść i poczułam taką radość, jakiej dawno nie czułam. Szybko przebrałam się i zbiegłam po schodach. Weszłam do kuchni, gdzie moja mama przygotowywała śniadanie, a tata czytał gazetę przy stole. Ot, normalna ludzka rodzina. Oczywiście pomijając fakt, że moi rodzice pracują w Ministerstwie Magii w departamencie Międzynarodowej Współpracy Czarodziejów, a ja niedługo wyjeżdżam do Hogwartu.
Po wejściu rzuciłam list na stół, pieczątką do góry. Usiadłam, udając obojętność, ale kiedy zobaczyłam uśmiechnięte buzie rodziców, nie mogłam dłużej powstrzymywać radości.
- To kiedy jedziemy na zakupy?
***
- Podoba ci się różdżka? - spytała mnie mama, kiedy wyszłyśmy ze sklepu.
- Tak - odrzekłam, nadal oglądając różdżkę i trzymając do niej pudełko w drugiej ręce. Nie była jakaś niezwykła - rdzeń z włosa jednorożca, dziesięć i pół cala, cedr. Ale była moja. Bo byłam czarownicą. Nadal nie mogłam w to uwierzyć. Ścisnęłam różdżkę ostatni raz i schowałam ją do pudełka.
Razem z mamą kupiłyśmy wszystko, co było na liście przysłanej ze szkoły. Nagle mama weszła do jakiegoś sklepu, a ja za nią. Był to sklep ze zwierzętami. Zaskoczyła mnie. Kompletnie o tym zapomniałam.
- Które chcesz? Szczura, ropuchę...
- Sowę! - krzyknęłam rozpromieniona, widząc brązowego ptaka patrzącego na mnie ciemnożółtymi oczami.
Mama zapłaciła za zwierzątko oraz wzięła klatkę, w której się znajdowało. Po chwili moja rodzicielka zaczęła rozmawiać z kasjerką - okazało się, że to jej znajoma z młodszych lat. Zostawiłam je same i wyszłam na zewnątrz. Założyłam ręce na piersi i rozejrzałam się. Westchnęłam. Tłum rodziców z dziećmi nie malał, wręcz robił się coraz większy z minuty na minutę. Ludzie mijali się, co jakiś czas kiwając do siebie głową, kiedy rozpoznawali swoich znajomych. Nastolatkowie zatrzymywali się co jakiś czas, widząc w mijanych twarzach swoich przyjaciół. Przytulali się, rozmawiali, wybuchali śmiechem. Miałam nadzieję, że i ja za rok będę spotykać znajomych z Hogwartu.
Stałam obok wejścia do sklepu ze zwierzętami, najbliżsi mijani ludzie szli jakiś metr ode mnie, więc nie ryzykowałam, że ktoś mnie potrąci. Pomyliłam się. Chłopak, trochę niższy ode mnie, ale prawdopodobnie w moim wieku, przeszedł obok mnie tak blisko, że uderzył mnie ramieniem. Zachwiałam się, a on przeszedł, nie zaszczycając mnie nawet spojrzeniem, a jedynie strzępkiem słów, z których mogłam wywnioskować, że to moja wina, bo stałam na środku.
- Palant - powiedziałam cicho, patrząc w ślad za chłopakiem.
- To Draco Malfoy. - Podskoczyłam, słysząc czyjś głos. Odwróciłam głowę. Po mojej prawej stał wysoki rudowłosy nastolatek, a obok niego stał drugi młodzieniec, taki sam jak ten pierwszy. Bliźniacy.
- Chociaż "palant" też pewnie do niego pasuje - powiedział, prawdopodobnie, drugi rudzielec. Obaj się uśmiechali. - Jestem George, a ten przystojniak obok mnie to Fred.
- H-hej - odpowiedziałam. Serio, musiałam zrobić takie pierwsze wrażenie? Potrącona przez jakiegoś Malfoya i jąkająca się? - Lily. Lily Witer.
CZYTASZ
You're my flashlight//Harry Potter
Fanfiction"Tym razem odwróciłam się i spojrzałam w ślad za nim. Serce biło mi niesamowicie szybko i bałam się tego, co mnie czeka. Nagle zdałam sobie sprawę, że w takim razie cała szkoła się o tym dowie. Przez chwilę miałam ochotę wstać, ale tego nie zrob...