Trzy dni. Dokładnie tyle minęło od momentu ostatniej sprzeczki z Uchihami. Na szczęście, wszystko w miarę obeszło się i ludzie z mojego klanu, w porę udzielili mi pierwszej pomocy. Dzięki temu nadal żyję i nie wącham kwiatków od spodu.
Ale zbaczając z tematu. Gdy nareście mniej więcej powróciłam do zdrowia, dostałam polecenie od starszyny aby przesłuchać porwanych Uchihów. Szczerzę, dziwię się iż oni w ogóle coś mi powierzyli, gdyż ni dla kogo nie będzie to odkryciem dnia, ale nienawidzą mnie. Chociaż na szczęście, nie zbyt obchodzi mnie zdanie już na pół żywych, poruszających się kościotrupów.
- O, kogo moje oczy widzą. Moja ukochana kuzynka - właśnie takie słowa usłyszałam podchodząc do odpowiedniego pokoju, zza pleców. Odwróciwszy się do tyłu, ujrzałam starszego i ciepło uśmiechającego się kuzyna, który rozprostował swoję ręce w różne boki, tym samym zapraszając mnie do przytulasa. Nie długo myśląc zbliżyłam się do niego i mocno uścisnęłam.
- Hej, hej. Dawno cię nie widziałam. Gdzie się podziewałeś? - odpowiedziałam z równie miłym uśmieszkiem, podnosząc wzrok na mordkę blondyna.
- A miałem parę spraw do załatwienia poza terenem klanu. Sama wiesz jakie starszyna zadania wydaje.
- Eheh, tak, wiem... - powiedziałam z niezręcznym uśmieszkiem, po czym odpuściłam z ucisku Senju.
- A tak swoją drogą, słyszałem od Tobiramy, iż w ostatniej sprzeczce zostałaś mocno ranna. Ty jak się czujesz? Już lepiej?
- A, no nie jest źle. To miło z twojej strony, iż spytałeś się, Daisuke.
- Oi proszę cię, daj spokój. To przecież nic dziwnego, że martwie się o swoją młodszą kuzynkę - po tych słowach, chłopak szeroko uśmiechnął się i poczochrał moje włosy. W tamtym momencie przymkęłam oczy, w szerokim uśmiechu, nie protestując przeciwko głaskaniu.
- No już, już, zepsujesz mi fryzurę - powiedziałam po minucie, a blondyn jak by obudzony z transu szybko zabrał dłoń.
- Wybacz, zamyśliłem się heh.
- Nie szkodzi.
- Dobra, to ja już może nie będę dłużej cię przytrzymywać. Chyba miałaś jakiś cel, skoro spuściłaś się tutaj - kiwnęłam spokojnie głową na potwierdzenie słów o "celu".
- Masz rację. Mam robotę do wykonania.
- W takim razie powodzenia i leć już.
- Mhm - pod koniec jeszcze raz przytuliłam kuzyna i niespiesznym krokiem zmierzyłam w stronę odpowiednich drzwi.
Po wejściu do pomieszczenia, ujrzałam jedynie jednego jeńca na samym środku. Widząc to, zmarszczyłam brwi, rozumiejąc iż innych już zdążyli zabrać dla nieznanych mi celów. Cicho warknęłam pod nosem, po czym zbliżyłam się do chłopaka na oko w moim wieku, który siedział z spuszczoną głową i związanymi kończynami. Nie długo myśląc pociągnęłam dłoń ku jego twarzy, oczekując jakiej-kolwiek reakcji, jednak ona nie nastąpiła.
W kolejnej sekundzie złapałam jego podbródek i uniosłam w górę głowę. Twarz, którą ujrzałam, była kompletnie bez życia. Puste oczy, blada skóra, ranienia tu i tam. Napuchnięte oko od najprawdopodobniej tortur, które przeszedł tutaj.
- Chyba ci starzy pojeby żartują... - wysyczałam pod nosem, po czym ciężko westchnęłam. - Dobra gościu, chcesz żyć?
- ...
- No tak czy nie? Bo masz teraz wybór albo cię szybko i bezboleśnie zabijam albo leczę i ty mi mówisz jakieś randomowe informacje o klanie. - słysząc ostatnie słowa, na dosłownie mig, w jego oczach pojawiła się złość przerastająca w wkurzenie. Jednak pomimo tego, czarno-włosy nadal milczał jak grób. Póki oczekiwałam odpowiedzi, zaczęłam rozpatrywać twarz Uchihy biegając po niej wzrokiem. Gdy dotarłam do ust, przymrużyłam lekko oczy, po czym spokojnie wypowiedziałam - O ty. Pamiętam cię skubany. Zaatakowałeś mnie przed tym jak Tobiramcia mnie osłonił. Cóż... W takim razie ja podejmuję decyzję za ciebie
CZYTASZ
Po dwóch stronach wojny
RomanceOd czego zaczyna się miłość? Przypadkowe spotkanie? A może to miły uśmiech lub gest? Może to od trafienia kapustą w głowę? (sytuacja zdarzyła się w rzeczywistości) Owszem, lecz u naszej głównej bohaterki zaczyna się wszystko od walki. "Mówią, że pr...