Our morning

659 82 40
                                    

– Wstawaj stary. Może i ty mnie tam wniosłeś, ale twoja matka obudziłaby się siedem razy, zanim postawiłbym z tobą stopę na pierwszym stopniu. Poza tym nie mam kluczy – Mówiąc to, potrząsał nim lekko za ramię, aby przyspieszyć proces budzenia.

Przespali razem całą noc i nie wydarzyło się tam nic szczególnego. Jedynie trochę pogadali, a potem poszli spać. Co prawda Seonghwa bardzo wiercił się przez sen i kilka razy kopnął go w twarz, ale to nic.

O dziwo nie bolały go ani plecy, ani ręce mimo spania w naprawdę pokracznej pozycji. Jak widać Seonghwie też było całkiem wygodnie, skoro nie raczył zbudzić się przez całą drogę z lasu aż pod jego dom. Szturchnął go jeszcze raz.

Ani drgnął. 

Hongjoong westchnął cicho. I co on miał z nim zrobić? To logiczne, że o zaniesieniu go do domu mógł sobie pomarzyć.

Spojrzał na niego jeszcze raz.

Czarne kosmyki opadły mu na czoło w nieładzie, usta były lekko rozchylone, a z ich kącika skapywała mu ślina. Obserwował to z niemałym rozbawieniem, rozmyślając nad tym, jak człowiek staje się bezbronny podczas snu.

Potrząsnął głową aby odgonić się od myśli i spróbował jeszcze raz.

Nic.

Westchnął ponownie, tylko tym razem głośniej. No cóż, chyba nie miał wyboru.

Po chwili wahania znowu odpalił wóz, a ten z cichym protestem wytoczył się z parkingu niedaleko domu Seonghwy i klekocząc, co jakiś czas wypuszczając z tylnej rury wydechowej czarną chmurę dymu, (Hongjoong obiecywał sobie, że niedługo wymieni ten tłumik. Obiecywał to od równych dwóch lat.) pojechał w przeciwnym kierunku.

–––

Nie wiedział dokładnie, co go zbudziło. Może był to zapach kawy, może promienie porannego słońca, a może coś zupełnie innego, czego nie zdążyła uchwycić jego świadomość.

Rozchylił delikatnie ciężkie powieki, po czym natychmiast je zamknął. Coś nad nim stało. Za nic w świecie nie otworzy oczu ponownie. Będzie udawał, że nic się nie stało dopóki nie zachce mu się sikać albo jeść. Genialne.

– Widziałem to. Wstawaj, zrobiłem śniadanie.

– Nic nie widziałeś.

– Zaraz sam cię z tego łóżka zwlekę.

Seonghwa jęknął rozpaczliwie, leniwie otwierając oczy. Nad nim stał Hongjoong, ubrany w zbyt dużą koszulę z wielkim, fioletowym napisem "Wszyscy jesteśmy wegetarianami!". Kolor natychmiast przypomniał mu o pudełku, które trzymał w rogu swojego pokoju i wtedy coś zrozumiał.

Nie był w swoim pokoju.

Rozejrzał się. Mieszkanie było małe, aczkolwiek przytulne i urządzone w skromnym, minimalistycznym, podobnym do jego stylu.

Sypialnia była połączona z salonem, więc widział szklany stolik, który tam stał i kremową sofę, wpasowującą się kolorem w beżowe ściany. Brązowe zasłony nie przepuszczały słońca (Choć akurat w miejscu, gdzie leżał Seonghwa, młodszy celowo je odsłonił, aby promienie padały mu prosto na twarz) a drewniane dodatki w postaci afrykańskich figurek dopełniały wnętrza, stojąc na półkach zrobionych z ciemnego orzecha.

– Gdzie... Gdzie ja... – Urwał i spojrzał się na siebie, ku swojej uldze zauważając, że ma na sobie te same ubrania co wczoraj.

– Spokojnie, przecież cię nie zabiłem – posłał mu rozbawione spojrzenie – Zabawne, że zauważyłeś, że nie jesteś w swoim domu dopiero po tak długim czasie. Nawet wymieniliśmy zdania, a ty się nie zorientowałeś. Czy ja mam głos jak twoja matka?

homophobic - 𝚂𝙷 𝚡 𝙷𝙹Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz