Seonghwa wpatrywał się oniemiały w siedzącego przed nim Hongjoonga, nie do końca wiedząc, co powiedzieć. Jeszcze raz obejrzał się na grających na boisku chłopaków, po czym uścisnął mocniej rękę czerwonowłosego.
– Chcesz... Chcesz się przejechać? – zapytał, a tamten spojrzał na niego pytająco – Proszę. Stawiam, że gdzieś tutaj zaparkowałeś, a chciałbym z tobą porozmawiać w innych warunkach, niż te. Na osobności.
Hongjoong zamyślił się na chwilę, po czym skinął głową na znak zgody. Seonghwa pomógł mu wstać i ruszyli razem w kierunku jego auta.
Był tak zaabsorbowany nogą Hongjoonga, że nie zauważył, że całą drogę trzymali się za ręce.
–––
– Teraz w prawo – Nawigował, chcąc zaprowadzić Hongjoonga do miejsca, w którym zaszywał się, gdy było mu źle albo coś szło nie po jego myśli.
Tamten skręcił wedle polecenia i wjechał na mały placyk, otoczony zewsząd opuszczonymi blokami, pamiętającymi prawdopodobnie więcej czasu, niż by chciały.
– Tutaj...? – Zapytał, niepewnie wychodząc z auta.
– Tak, idealnie. A teraz chodź – Pociągnął go za sobą i już wkrótce wdrapywali się na dach ośmiopiętrowego bloku – Wszystko w porządku? – W ponad połowie drogi odwrócił się i spojrzał na młodszego zatroskanym wzrokiem.
– Wszystko dobrze. Jak mówiłem, z takimi czynnościami nie mam zbytnich problemów, dlatego myślę, że to, co ojciec mi uszkodził, było odpowiedzialne specyficznie za manewr skoku. Inaczej nie wchodziłbym teraz na ósme piętro i nie mógłbym zanieść cię na rękach do mojego mieszkania, mimo że musiałem wtedy pokonać jedynie dystans z samochodu do windy.
Seonghwa zatrzymał się w połowie stopnia. No tak, przecież nigdy nie myślał nad tym, jakim cudem znalazł się nagle w mieszkaniu Hongjoonga, podczas gdy zasypiał w aucie.
Dopiero teraz Hongjoong uświadomił mu, że trzymał go na rękach, patrzył na niego, kiedy leżał cały zaśliniony i rozwalony i...
Myśląc o tym, natychmiast spuścił wzrok na ziemię, usta zaciskając w wąską kreskę, a jego twarz przybrała kolor ciemnokrwistego pomidora.
Nie uszło to oczywiście uwadze Hongjoonga, który widząc jego reakcje, uniósł jedną brew i spojrzał na niego pytająco.
Dopiero po chwili dotarło do niego, że wspomniał o trzymaniu Seonghwy na rękach, ale nie chciało mu się wierzyć, że to przez to tamten tak się speszył.
Uśmiechnął się lekko, a w jego oczach zaiskrzała drwina.
– Seonghwa... czy ty... nigdy nikogo nie miałeś? – Zapytał powoli, a gdy tamten w odpowiedzi drgnął, wiedział, że trafił w sedno.
– A-a czy to ważne?! Nie... nie będę odpowiadał na takie głupie pytania! – Wyjąkał cały czerwony, po czym odwrócił się na pięcie i udając złego, pokonał resztę dystansu.
– Nie pień się tak, tylko zapytałem, cnotko! – Zawołał za nim, a w odpowiedzi usłyszał tylko defensywne prychnięcie i jeszcze szybsze kroki. Kącik ust podjechał mu do góry, kiedy pomyślał o tym, ile frajdy daje mu ten student.
Po dłuższej chwili doszedł na górę, a widząc Seonghwe, który siedział pod ścianą, patrząc na niego ze łzami w oczach i kolanami pod brodą, roześmiał się melodyjnie, prędko podchodząc do niego i mimo biernego sprzeciwu tamtego, padł przed nim na kolana, zamykając go w mocnym, aczkolwiek czułym uścisku
– Przepraszam. Jesteś naprawdę uroczy, gdy się tak wściekasz, więc nie mogę się powstrzymać i prowokuje cie coraz częściej i częściej. Gdybyś tylko widział, jak słodki jesteś... Widzę cie regularnie od paru miesięcy, ale jedyne o czym myśle, to o tym, że z każdym spotkaniem stajesz się jeszcze piękniejszy – Wyszeptał mu do ucha, gładząc leniwie jego jedwabiste, czarne loki.
Seonghwa spuścił głowę, nie chcąc, aby tamten zobaczył, że przez te wypowiedź jego łzy jedynie się nasiliły.
– Znowu się ze mną droczysz... – Powiedział cichutko, ale Hongjoong zdołał to usłyszeć.
Gwałtownie zaprzestał wszystkim czynnościom, odsuwając się od niego delikatnie, ale wciąż trzymając go w ramionach. Chciał zmusić Seonghwe do spojrzenia mu w oczy, ale tamten nie chciał, więc Hongjoong chwycił go za brodę i stanowczo skierował jego twarz ku sobie, zamierając, gdy po skrzyżowaniu spojrzeń zobaczył w ciemnych oczach Seonghwy lśniące, kryształowe łzy.
– Ja... ale dlaczego ty... – wpatrywał się w niego dalej, czując, jak serce mu przyspiesza ze strachu – Jakie "znowu"? Przecież nigdy się z tobą nie droczyłem na ten temat... Dlaczego płaczesz? Jeju, tylko żartowałem z tą cnotką, aż tak cie to uraziło? Przepraszam...
Tamten lekko drżał, nie panując nad emocjami, które trzymał sobie przez ostatnie paręnaście tygodni. Nie chodziło tylko o te durne przezwisko, ale o to, że Hongjoong znowu był dla niego taki czuły i wyrozumiały, żeby zaraz potem dać mu do zrozumienia, że to tylko żarty. Miał już dość tego, jak się z nim bawił. Wytarł łzy, po czym skierował wzrok na czubki swoich butów.
– Hongjoong... Czym... Czym tak właściwie jest nasza relacja? – Odważył się zapytać, a pytanie zawisło w powietrzu, wprawiając Hongjoonga w jeszcze większe oniemienie.
– Czym... No przecież... – Zaczął, ale zamilkł, nie wiedząc, co powiedzieć. Przyjaciele? Można ich tak określić, ale... Ale on nie chciał nazywać Seonghwy swoim przyjacielem. Tylko przyjacielem. Nie chciał, ale... Czy Seonghwa czuł to samo? Przecież... tak jest dobrze. Spotykają się często, rozmawiają o bzdurach, zwierzają sobie nawzajem i żartują, a gdyby mu powiedział, to mogłoby zniknąć. Co jeżeli Seonghwa nie widzi go jako partnera, a jako najlepszego przyjaciela? Nie chciał burzyć tego, co przez ostatnie parę miesięcy zbudowali, więc najbezpieczniejszą opcją było zostanie przy tym, co jest teraz – Przecież jesteśmy przyjaciółmi.
Seonghwa podniósł lekko głowę, zaciskając usta w wąską kreskę i starając się powstrzymać szloch. Mimo łez wciąż znajdujących się w kącikach jego oczu i dreszczy, które wstrząsały ciałem, uśmiechnął się delikatnie.
– Tak... Przyjaciółmi – Powiedział, po czym chwiejnie wstał, odsuwając się gwałtownie od Hongjoonga – Zawieziesz mnie? Do domu – Dodał, kiedy tamten spojrzał się na niego pytająco.
Hongjoong otworzył usta, chcąc coś powiedzieć, ale w ostatniej chwili się powstrzymał i wbijając spojrzenie w podłogę, skinął głową.
Zarówno całą drogę do auta jak i do domu Seonghwy przebyli w ciszy. Seonghwa odwrócił się do szyby, udając, że podziwia krajobraz złożony ze zniszczonych bloków, a Hongjoong udawał, że skupia się na kierowaniu. Nie padło między nimi ani jedno słowo.
Kiedy w końcu dotarli pod blok Seonghwy, tamten prędko wyszedł z auta, ale zanim zamknął drzwi, powiedział coś, przez co Hongjoong prawie nie spał tamtejszej nocy.
– Dzięki za podwózkę, przyjacielu.
–––
– Seonghwa? Seonghwa! – Zignorował wołanie matki i szybko zatrzasnął za sobą drzwi, przy okazji zamykając je na klucz. Zsunął się powoli w dół, plecami podpierając się o ścianę.
Przesadził?
Nie. To nie on przesadził.
Przyjaciele?
Spodziewał się tego, ale zabolało o wiele bardziej, niż przypuszczał.
Po tych wszystkich spotkaniach, po ich zwierzeniach, rozmowach, kłótniach...
Przyjaciele.
Uniósł głowę, niewidzącym wzrokiem wpatrując się w jeden punkt i poczuł, jak po jego policzkach płyną słone łzy.
Był żałosny.
Parsknął, ale brzmiało to raczej jak zduszony szloch pomieszany ze śmiechem.
Czy przyjaźń... powinna tak boleć?
CZYTASZ
homophobic - 𝚂𝙷 𝚡 𝙷𝙹
Romance"[...] Musisz mnie pokochać. Inaczej umrę." Seonghwa bardzo kochał Hongjoonga, a Hongjoong kochał jego.