Rozdział siódmy

3.9K 242 131
                                    

Takie wstępne info.
Napisanie rozdziału zajmuje mi ok. 2 dni, ale czasem jest to szybciej. Wszystko zależy od tego, czy mam wenę do pisania xD. Nie wiem ile będzie w sumie rozdziałów, ale przewiduję drugą część książki. Właściwie to całą akcję chce właśnie podzielić na dwie książki.
To było tylko takie info, a teraz, zapraszam do czytania ^^

***

Malfoy już od dłuższego czasu nie mógł spać. Była dopiero piąta trzydzieści nad ranem, więc do śniadania zostały dwie i pół godziny.

Chłopak siedział na łóżku i bazgrolił jakieś rysunki na pergaminie. Na myśl przyszedł mu szkic jego osoby. Otworzył szafkę nocną i wyjął z niej rysunek. Oddany był na nim każdy szczegół. Nawet pojedynczy kosmyk włosów był narysowany z dokładnością. Widać było, że ktoś w tę pracę tchnął swoje uczucia. Delikatnie schował pracę z powrotem do szuflady i zamknął ją. Wstał z ogromnego drewnianego łoża małżeńskiego i lekko się przeciągnął.

Nagle lewe przedramię blondyna zaczęło go swędzieć i to mocno. Mroczny znak, a właściwie wąż na nim, zaczął się poruszać. Z początku było to do wytrzymania, ale potem swędzenie zamieniło się w ból. Draco złapał się za nie mocno i syknął z bólu. Wiedział teraz, że w taki sposób Czarny Pan go wzywa.

W pewnej chwili w jego pokoju zjawił się nie kto inny jak jego ojciec, Lucjusz. Był bardzo zdenerwowany, a jego nieogolona broda i opuchnięte oczy wskazywały na nieprzespaną noc lub nawet kilka.
- Synu, musimy iść. Natychmiast! Czemu nie jesteś ubrany?! Przecież Czarny Pan wzywa, nie możesz iść w...tym stroju! - krzyknął w stronę Dracona na co ten w odpowiedzi szybko się przebrał.

Ojciec wyciągnął rękę do góry. Draco jej dotknął i apportowali się prosto do siedziby Toma Riddle'a.

Blondyn nie wiedział, gdzie się znajdują, bo Voldemort przez praktycznie cały czas zmieniał miejsce spotkań. Uczestniczył dopiero w trzech lub czterech, i za każdym razem w innym miejscu.

Wraz z ojcem szli ciemnym korytarzem, aż znaleźli się w ogromnej sali jadalnianej. Było tam okropnie ciemno, a jedynym źródłem światła był kryształowy żyrandol wiszący nad długim, mieszczącym na oko 40 osób mahoniowym stołem. Gdzieś w oddali palił się kominek, ale był on ledwo widoczny. Krzesła, bardzo wysokie, obite były czarnym aksamitnym materiałem w szare wzory.

Stół był pusty, a jedyne co się na nim znalazło to ogromny wąż Nagini, która właśnie ucinała sobie w najlepsze drzemkę.

Draco nie pierwszy raz widział te twarze zasiadające przy stole. Patrzyły na niego z odrazą, czyli tak samo jak od początku jego obecności wśród grona Śmierciożerców.

Wraz z ojcem zajęli miejsce obok matki, Narcyzy, która siedziała obok swej siostry.

Ten, Którego Imienia Nie Wolno Wymawiać odsunął się delikatnie na krześle i wstał.

- Witam wszystkich zgromadzonych. - pozdrowił "poddanych" ręką i ponownie usiadł. - Chciałbym powiedzieć, że zwołałem was tu, w jakże istotnej sprawie.

Wzrok Dracona utkwił na twarzy nauczyciela eliksirów.

Natomiast Tom kontynuował.
- Obmyśliłem plan, który pomoże mi w zwycięstwie. Jednakże jest...pewien problem. Moja różdżka i Pottera mają taki sam rdzeń. Czyli są w pewnym sensie...bliźniacze...Potrzebuję więc nowej...Lucjuszu?

Malfoy senior obrócił głowę lekko w stronę Sami-Wiecie-Kogo i cicho szepnął:
- Panie...

Voldemort wstał i wziął od niego jego różdżkę. Przyjrzał jej się dokładnie i postanowił zatrzymać.

Wzrok Czarnego Pana spoczął na młodym Malfoyu.
- Drogi Draconie, wiesz, jakie zadanie zostało ci przydzielone, nieprawdaż?

Po ciele blondyna popłynęła fala gorąca i przeszedł dreszcz.
- T-tak Panie...
- Doskonale - odpowiedział Ridde. - W takim razie chyba możesz już wrócić do swej szkoły. Przecież, nauka jest najważniejsza, prawda ?

Na to pytanie nie została udzielona odpowiedź. Ojciec pociągnął syna za kołnierz i apportowali się z powrotem do Hogwartu.

Lucjusz zostawił syna bez pożegnania i zniknął.

Draco nawet nie wiedział, że cały się trząsł. Spojrzał na zegar wiszący nad drzwiami i zdecydował się wyjść, ponieważ za niecałe 10 minut miało rozpocząć się śniadanie. Zdążył jeszcze zarzucić szatę i wyparował z lochów w stronę Wielkiej Sali.

-----------------

Może wstawię dzisiaj jeszcze jeden rozdział, bo już prawie skończyłam. Dziś, mam dzień dobroci xD

♡♡♡♡

I gotta be your man ||Drarry||Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz