Rozdział piętnasty

5.6K 242 594
                                    

Serio, nie mam weny na dalsze rozdziały -,-

Na dole w Wielkiej Sali czekali już na niego Hermiona wraz z Ronem. Aż dziwne, że rudzielec nie zaczął jedzenia bez niego. Harry powitał przyjaciół.

- Stary, gdzie byłeś? Chciałem Cię o coś zapytać. - przyjacielsko uderzył bruneta w bark, na co tej lekko się zachwiał zasiadając do stołu.

- Byłem na Wieży Astronomicznej. Przewietrzyć się. A o co chciałeś zapytać ? - odparł Gryfon.

Weasley obrzucił wzrokiem Hermionę po czym szepnął przyjacielowi na ucho:

- Nie tutaj, bo jeszcze podsłucha.

Obydwoje zachichotali, a za karę dostali po głowach książką od szatynki.

Wzięli się za spożycie śniadania. Każdy nałożył sobie to co mu pasowało i momentalnie zaczęło znikać z talerza. Potter był ciekaw czy Ślizgon już przybył na śniadanie. Obrócił się do tyłu i ujrzał jak macha do niego ręką Pansy Parkinson w towarzystwie Blaise'a i Dracona. On również im odmachał i powrócił do jedzenia.

Jeszcze nigdy nie widział, że Granger je w tak zawrotnym tempie. Widać było, że śpieszno jej do wyjścia do Hogsmeade.

Trójka przyjaciół dość szybko uporała się ze zjedzeniem posiłku. Podeszli do stołu domu węża, na co zostali obrzuceni spojrzeniami i prychnięciami. Malfoy i Parkinson zgromili ich wzrokiem na co reszta się przymknęła.

- To o której się widzimy? - zaczęła kasztanowłosa.

- Hmm...my jeszcze nie skończyliśmy śniadania, ale myślę, że możemy się zobaczyć za jakieś 40 minut. Co wy na to? - spojrzała się na resztę, na co ci kiwnęli twierdząco głowami.

Platynowłosy prychnął.

- Tylko ubierz się mniej Weasleyowato, Potter. - zaśmiał się ironicznie, a za to dostał kuksańca w bok od samego Rona.

Pozostali wybuchnęli śmiechem, ale najwyraźniej Draco mówił poważnie, mimo swojego śmiechu.

*Time Skip*

Cała szóstka, przebrana i naszykowana, zebrała się przed wejściem do szkoły i ruszyła do wioski. Po drodze podziwiali widoki oraz rozmawiali. O wszystkim, i o niczym.

Jesień zbliżała się wielkimi krokami, a dała po sobie znać spadającymi liśćmi w kolorach żółci, czerwieni i pomarańczy.

Nie było zbyt ciepło, a w dodatku po drodze zerwał się zimny wiatr. Harry, nie jak pozostali, nie posiadał swojego szalika. Miał całą odkrytą szyję. Pech chciał, że zabrał taką kurtkę, której nie mógł zapiąć. Brunet zaczął się trząść.

Draco widząc, jak Potter marznie przystanął na chwilę. Odwiązał że swojej szyi szalik i podał chłopakowi. Zdziwiony Wybraniec przyjął podarunek, ale nie obyło się bez protestów.

- Draco, przecież teraz to ty zmarzniesz. Dam radę dotrzeć do Hogsmeade bez szalika.

- Zamknij się, Potter. Ja przynajmniej mogę założyć kaptur i zapiąć mój płaszcz W przeciwieństwie do Ciebie. - skwitował i ruszył w dalszą drogę zostawiając zdezorientowanego bruneta.

Harry przejechał palcami po naszywce domu węża na szaliku po czym obwiązał go wokół zmarzniętej szyi. Od razu poczuł, jak po jego ciele rozchodzi się mrowiące uczucie ciepła.

Ale czuł coś jeszcze. Mianowicie, gdy biegł w stronę przyjaciół, szalik przysunął mu się do nozdrzy i wtedy poczuł piękne perfumy Malfoya. Mógłby je wąchać już zawsze.

I gotta be your man ||Drarry||Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz