Rozdział dwunasty

3.6K 219 127
                                    

-------

Witaaam! Udało się xD

Można powiedzieć, że jestem w miarę zadowolona z tego rozdziału.

Po południu dostałam trochę napływu weny, więc zabrałam się do pisania.

Enjoy♡



Całowali się przez dłuższą chwilę, przy czym każdy z nich oddawał pocałunek drugiego. Oboje chłopców chłonęło każde doznanie, które miało miejsce podczas złączania ich warg. Zapach, jaki utworzył się z mieszanki ich perfum drażnił ich nozdrza, ale nie zważali na to.

W pewnym momencie Draco odsunął się od Pottera i spojrzał mu w oczy. Patrzył się na niego przez dłuższą chwilę.

- Potter. Nie możemy. - spuścił głowę i nieco się wachając, ruszył do wyjścia z Pokoju Życzeń.

Wychodząc, gorączkowo i wielokrotnie poprawiał swój nienagannie założony krawat. Dracona oblał zimny pot i ogarnąło go uczucie stresu. Czuł, jakby jego gardło ściskały więzy, które w dodatku go przyduszały.

W uspokojeniu nie pomagało mu również pieczenie lewego przedramienia. Przez ramię białej koszuli można było dostrzec wiercącego się węża.

Zdążył opuścić mury szkoły a na niego czekał już ojciec. Złapał Lucjusza za ramię i obaj zniknęli, apportując się do siedziby Czarnego Pana.

Dracon zniknął, natomiast Harry nadal stał jak wryty w Pokoju Życzeń. Zatkało go. Nie mógł uwierzyć, że dosłownie przed chwilą całował się ze Ślizgonem, który w dodatku oddawał pocałunki (a nawet jeden zainicjował sam), a teraz najzwyczajniej w świecie go spławił. Było mu przykro i dziwnie pusto. Musiał z nim to jak najszybciej wyjaśnić, ale teraz postanowił udać się do dormitorium, bo był już trochę zmęczony. Poza tym jutro wybierają się do Hogsmeade, więc chce być wypoczęty.

Kiedy wyszedł z pomieszczenia zorientował się, że musi być już bardzo późno. Przeklął siebie w duchu, że nie zabrał ze sobą peleryny niewidki a tylko (chociaż na ten moment: aż) Mapę Huncwotów. Wyjął ze swojej torby złożony pergamin.

- Uroczyście przysięgam, że knuję coś niedobrego. - wyszeptał przykładając różdżkę do mapy.

W mgnieniu oka zaczęły pojawiać się kropki z podpisami nauczycieli oraz nielegalnie szwędających się uczniów. Harry musiał uważać przede wszystkim na Argusa Filcha - najwredniejszego (no, może poza Snape'em) człowieka jakiego znał. Na jego szczęście w pobliżu go nie było, więc ruszył swobodnie korytarzem do wieży Gryfonów.

Zastanawiał się, czego Malfoy się wystraszył? W sumie, to głupie pytanie, Malfoy'owie się nie boją. Jeśli już, to tchórzą.

Może nie był pewien co robi? W końcu, jeszcze parę dni temu byli wrogami.

Tak naprawdę to Harry nigdy nie uważał go za wroga. Tak, denerwował go i sprawiał przykrość jego przyjaciołom, ale nie traktował go jako nemezis. To wcale nie znaczyło, że jeśli komuś sprawia przykrość to ma go nienawidzić.

Szczerze, to nawet go podziwiał. Nie mógł zrozumieć, jak łatwo przychodzi mu dokazywanie innym. Z jaką łatwością posługuje się sarkazmem i ironią. Może to właśnie cecha charakterystyczna dla Ślizgonów. A może i nie? W końcu, Tiara Przydziału chciała, aby Potter znalazł się właśnie w domu węża, a on nie był taki jak Draco. Przynajmniej tak nie uważał.

Szybko znalazł się pod portretem Grubej Damy, która smacznie spała. Wyszeptał hasło, a kobieta przebudziła się i wpuściła go do środka.

Harry wparował do dormitorium. Rzucił się na łóżko i nie zważając na to, że nie przebrał się w piżamę, zasnął w towarzystwie chrapania Ronalda.

I gotta be your man ||Drarry||Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz