Grzech

1.4K 44 3
                                    

-Mamo przestań.- karcę matkę która właśnie prawi mi wykład o tym jak bardzo jestem nieodpowiedzialna wychodząc i nic jej o tym nie mówiąc.

Matka patrzy się na mnie profesorskim wzrokiem.

- Elizabeth, musisz w końcu zrozumieć że wychodzenie w środku nocy, nie jest bezpieczne, dla tak młodej i pięknej osóbki.- mówi matka i klepie mnie przy tym po ręce.

Nienawidzę jak mówi do mnie Elizabeth. Nienawidzę jak prawi mi te swoje morały. Nienawidzę jak mi rozkazuje. Ale co mam zrobić jest moją matką a ja jestem jej córką, muszę się jej słuchać dopuki tu mieszkam.

- Mamo, ale ja chcę tylko wyjść do Avie. - błagam ją.- Przecierz niedługo wrócę.

Matka wzdycha przeciągle i znowu zaczyna swój wywód, a ja potulnie jej słucham. Kiedy kończy nareszcie się zgadza żebym wyszła.

- Och. Dzięki mamuś.- piszczę i pzrytulam mocno matkę.- Niedługo wrócę, obiecuje.

Wybiegam z salonu na korytaż, poczym kieruję się w stronę drzwi. Obok drzwi na krześle siedzi nasz lokaj Lewis. Kiedy potchodzę podrywa się z krzesła i uśmiecha do mnie.

- Witam panienko.- mówi podając mi kurtkę.- Wychodzi panienka na spacer?

Kręce przecząco głową i zawiązuje szalik wokół szyi.

-Nie, idę spodkać się z Avie. - odpowiadam, poczym biorę z wieszaka torebkę. -Dozobaczenia Lewis.

Lokaj skina mi głową na pożegnanie poczym zamyka za mną drzwi.

Jest zimny grudniowy wieczór. Ciemne niebo pokryte chmurami zaczyna sypać na ziemię drobinkami śniegu. Wiatr wieje ze wszystkich stron rozwiewając moje ciemne włosy.

Mogłam poprosić Lewisa o podwózkę, myślę. Idę wąskim chodnikiem przez niezbyt mocno oświetloną ulicę, mijam jakąś starszą panią szamoczącą cię z torbami z supermarketu.

Avie mieszka jakieś dwadzieścia minut drogi stąd. Skręcam do parku, żeby skrucić sobie drogę. Jest tutaj pusto, niema żadnych ludzi. Idę powoli kamienną drórzką, oświetloną przez malutkie lampeczki.

Jestem już w połowie parku, kiedy słyszę za sobą szybkie kroki. Przez głowę przemyka mi myśl ,,Uciekaj!'', ale szybko ją od siebie odpędzam, pewnie ktoś po prostu poszedł na spacer.

-Hej, mała!- słyszę za sobą czyjś głos. Modle się w duchu żeby ten ktoś nie mówił do mnie. Idę i się nie odzywam.

Kroki przyśpieszają.

- Hej, mała dziwko, słyszysz?!- Przyśpieszam kroku i już prawie biegnie.

Ktoś łapie mnie za rękę i ciągnie do tyłu. Nie widzę twarzy mężczyzny, który mnie trzyma. Próbuje się wyrwać i krzyknąć, ale on trzyma mnie mocno i zakrywa mi ręką usta. Serce wali mi szybko, szamoczę sie , próbując się uwolnić. Mężczyzna, ciągnie mnie w stronę gęsto zarośniętej części parku.

Nadal próbuję się wyrwać, ale nic z tego nie wychodzi. Mężczyzna rzuca mnie na ziemię obok krzaka. Otaczają nas drzewa i krzaki, więc nawet jeśli bym krzyknęła nikt by nie wiedział skąd dochodzi mój krzyk.

Mężczyzna siada na mnie okrakiem, jedną ręką trzyma mnie za ręce, a drugą uderza w twarz.

Bije mnie po twarzy i brzuchu, po kilku kolejnych uderzeniach nie mam nawet siły by się opierać, po prostu leże na ziemi i ciężko oddycham. Mężczyzna widzi że nie mam już siły do walki, więc wstaje ze mnie. Kiedy myślę że to już koniec, słyszę jak rozpina się rozporek jego spodni. O nie, krzycze w myślach. Słyszę dźwięk rozdzieranej folii, a po chwili czuję jak mój oprawca ściąga mi spodnie.

Próbuje się poruszyć, ale nie mam na to siły. Mężczyzna unosi moje biodra i... czuję jak we mnie wchodzi. Chcę krzyknąć ale głos uwiązł mi w gardle. Chcę się poruszyć ale wszystko mnie boli. Po kilku mocnych pchnięciach mężczyzna wychodzi ze mnie, wstaje i zapina spodnie. Ja leże bezwładnie na ziemi, a kiedy on podchodzi do mnie i kopie mnie mocno w brzuch, ja wydaje z siebie tylko cichy, zbolały jęk.

- Mała suka.- syczy mi do ucha mężczyzna i kopie mnie jeszcze raz.

Po kilku kopniakach mój oprawca odchodzi, pozostawiając mnie, pobitą i zgwałconą, na ziemi za krzakiem.
Umieram, myślę, Ja umieram. Z wielkim wysiłkiem sięgam do torebki, którą gwałciciel rzucił obok mnie i wyciągam z niej telefon.

Wciskam ostatni numer pod jaki dzwoniłam i włączam głośnik.

Po dwuch sygnałach odbiera Avie.

- Lizz? - pyta.- Lizz, jesteś tam?

Biorę urywany, płytki oddech.

- Avie...-szepczę ostatkiem sił.- Avie, pomocy.

-Lizz! Lizz co się dzieje? Gdzie jesteś?- pyta moja rozchisteryzowana przyjaciółka.

Ostatni oddech.

- W parku... umieram...- szepczę.

Czuję że odpływam. Ostatnią rzeczą jaką słyszę jest głos mojej przyjaciółki w telefonie i ciężkie kroki za moimi plecami. Spadam w ciemność.

ObcyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz