Równo o godzinie jedenastej z peronu 9 i ¾ na stacji Kings Cross w Londynie, ruszył czerwony pociąg, pełen wesołych twarzy. W jednym z przedziałów zajmowanych przez uczniów, tych nowych i tych już bardziej doświadczonych, siedziała niewielka rudowłosa osoba, uśmiechająca się serdecznie do niezbyt miło wyglądającego blondyna.
- Doskonale wiesz jak spędziłem wakacje Evans- odezwał się z grymasem na wąskich ustach- zaszczycałaś mnie swoją obecnością, prawie codziennie.
- Och, mój drogi przyjacielu, nie powiesz chyba, że ci to przeszkadzało.- uśmiech rozświetlił drobną twarz szesnastolatki.
Przyjaźń dwójki zajmującej przedział można było uznać za co najmniej dziwną. Niedopowiedzeniem było by powiedzieć, że się różnią. Oni byli wręcz jak ogień i woda. Podobni byli pod jednym względem jednej rzeczy. Rzecz jasna, checha ta łączyła nie tylko ich, ale także resztę pasażerów. Co to było? Magia. I to wcale nie w przenośni. Zmierzali właśnie do Szkoły Magii i Czarodziejstwa Hogwart.
- Czasem żałuję, że cię poznałem- westchnął i przetarł twarz dłońmi.
Przez twarz rudowłosej przeszedł ponury cień, jednak szybko zniknął, bowiem wiedziała jak jest. Mimo, że może tego nie okazywał, Newt kochał Lily jak siostrę. Na swój pokręcony sposób, ale kochał. To on pomógł jej na pierwszym roku uciec przed Huncwotami wyśmiewającymi jej ogniste włosy i parę piegów odznaczających się na bladej twarzy. Kim byli Huncwoci? A raczej kim są? Huncwoci to grupa rozrabiaków uwielbianych przez uczniów, a skrycie nawet podejrzewa się surową profesor McGonagall o sympatię do tych czterech żartownisiów. Jeden z nich, James Potter od roku biega za Lily proponując jej randki lub mniej moralne układy.
- Żartowałem Lils- mimo, że grymas szybko zniknął jej z twarzy on wiedział, że raz już straciła przyjaciela i mimo, że dla niektórych zabrzmi to absurdalnie to miała prawo do niepokoju.
- Przecież wiem mój ty słodki pączusiu- na jej twarz powrócił głupawy uśmieszek.
Tym sposobem jego skrucha wyparowała, a on znów się skrzywił.
-Idź się lepiej przebierz w szatę Evans, bo zaraz koniec trasy- powiedział i bez większego trudu
chwycił ją za ręce i wypchnął z przedziału.
- Gentleman- mruknęła pod nosem i wyszła na korytarz.
- Słyszałem ruda jędzo!
- Miałeś!
----------------------------------------------------
CZYTASZ
She died in the name of love
FanfictionHucwoci i spółka Lojalnie ostrzegam, że to opowiadanie jest dość stare i publikuję je z czystego sentymentu, więc może być straszne, a nie chcę go poprawiać.