Po zakończonej lekcji Transmutacji spakowałam książki i wybiegłam na korytarz, chcąc znaleźć przyjaciela, z którym swoją drogą długo już nie rozmawiałam. Znalazłam go koło wejścia na szkolne Błonia, znowu rozmawiającego ze współlokatorem. Podeszłam do niego i delikatnie się uśmiechnęłam.- Ostatnio spędzacie ze sobą tyle czasu, że niedługo zacznę myśleć, że ktoś oprócz mnie potrafi cię lubić.
-Ty mnie zaniedbywałaś, więc musiałem znaleźć kogoś, z kim mógłbym porozmawiać o nogach Cynthii Bones- powiedział pokazując jej język.
Roześmiałam się cicho i popatrzyła na chłopaka stojącego obok Newt'a. Na twarzy miał uśmiech, jednak w jego oczach czaiło się zmieszanie. Najwyraźniej nie był przyzwyczajony do tego rodzaju przyjaźni.
- Jestem Lily- kulturalnie wyciągnęłam rękę przed siebie przedstawiając się.
- Dan- uścisnął moją rękę.
-Chciałaś czegoś specjalnego Krasnalu?- spytał Newt, pytająco przekrzywiając głowę na prawą stronę.
- Nie mogę już porozmawiać z przyjacielem?- szturchnęłam go w ramię.
- Właściwie to muszę biec na Zielarstwo, zanim Sprout potraktuje mnie jakimś krwiożerczym zielskiem.
Chwilę później Dan i Newt zniknęli jej z zasięgu wzroku.
- I znowu zostałam sama. Wolny strzelec, samotna dusza.
- Masz schizofrenię?
Odwróciłam się gwałtownie, stając twarzą w twarz z wysoką, szczupłą brunetką. Moje policzki oblał zdradliwy rumieniec, kiedy brązowowłosa przeszywała mnie rozbawionym spojrzeniem brązowych oczu.
-Marlene McKinnon, a tobie jak na imię Samotna Duszo?
- Lily Evans- odpowiedziałam wciąż zmieszana i zawstydzona spojrzeniem ciemnowłosej.
Nie zauważyłam nawet kiedy sala wejściowa całkowicie opustoszała, a ja zostałam z dziewczyną sama. Starając się odzyskać spokój odchrząknęłam. Uśmiech Marlene poszerzył się jeszcze bardziej, kiedy zauważyła moje usilne próby.
- W jakiej sprawię się do mnie zgłaszasz?- zapytałam starając się zmienić temat.
- Jeżeli już pytasz to potrzebuję pomocy.
- W porządku. Z jakiego przedmiotu ci nie idzie? Eliksiry, Zaklę...
-Nie, nie chodzi o naukę- przerwała mi szybko.
- A więc o co?
Ładną twarz brunetki przeszedł dziwny, szatański uśmiech.
- Jest pewien chłopak, który podle się mną zabawił. Chcę się zemścić, a te tępe idiotki z mojego dormitorium, na pewno mi w tym nie pomogą, więc zastanawiałam się nad kimś innym, i wtedy zobaczyłam ciebie, gadającą samą do siebie, i pomyślałam sobie, że będziesz idealna.
Uniosłam brwi, czując małe skrępowanie obecnością tak pewnej siebie osoby. Brunetka aż emanowała rezonem i wyniosłością.
- Czemu musisz od razu się mścić, może ma coś na swoją obronę, może coś źle zrozumiałaś?
- Więc zobaczenie najlepszej przyjaciółki z moim chłopakiem w łóżku może być dwuznaczne?- teraz wydawała się trochę rozdrażniona, ale wciąż łaknęła zemsty.
- O Boże- wciągnęłam powietrze przez zaciśnięte zęby i wściekle zmarszczyłam piegowaty nos czując się teraz w poczuciu obowiązku, żeby jej pomóc .- Gdzie i kiedy?
CZYTASZ
She died in the name of love
FanfictionHucwoci i spółka Lojalnie ostrzegam, że to opowiadanie jest dość stare i publikuję je z czystego sentymentu, więc może być straszne, a nie chcę go poprawiać.