Chapter 7

29 3 0
                                    


-Do zobaczenia później kotku- czarnowłosy młodzieniec mrugnął do blondwłosej Puchonki. Odprowadził ją do piwnicy, jak na dobrze wychowanego chłopaka przystało, ale obydwoje wiedzieli, że więcej nie spotkają się w tak przyjemnych okolicznościach. Puchonka, mimo że nie oparła się urokowi szarych oczu Gryfona, nie była naiwna i nie oczekiwała gruszek na wierzbie. Wiedziała, że skończy jak każda inna. Syriusz nigdy nie szukał dziewczyny na dłużej niż parę dni, lub nocy, co było dziwne ze względu na sytuację w jego domu. Mogło by się zdawać, że osoba taka jak on, na każdy możliwy sposób powinna szukać ciepła, trwałości i miłości. Jednak nie Syriusz. Mimo odmienności, w jego żyłach płynie krew Black'ów u których pewien dystans do uczuć jest po prostu dziedziczny. Nigdy nie był taki jak jego brat, Regulus, którego pierwszym słowem prawdopodobnie była Szlama. Kiedy trafił do Gryffindoru niemiał pojęcia czy powinien się śmiać czy płakać. Z jednej strony był przerażony, co jeszcze bardziej podbudował Wyjec, którego otrzymał na śniadaniu następnego dnia. Przerwał rodzinną tradycję nie trafiając do Slytherinu, ale czuł wolność. Od dobrych manier i nietolerancji budowanej w jego domu od wieków. Był przerażony, ale nigdy nie żałował. Poznał tam ludzi, których mógł nazwać rodziną. Uśmiech na jego wargach z każdą myślą czy wspomnieniem, zmniejszał się lub zwiększał. Nie zauważył nawet kiedy nogi doniosły go do Pokoju Wspólnego, który był praktycznie opustoszały, nie licząc dwóch drugoklasistów, którzy szeptali coś do siebie nad podejrzanie wyglądającym krążkiem i Rudowłosej dziewczyny. Lily Evans siedziała przy kominku skulona i wpatrywała się w płomienie. Skierował do niej swoje kroki, nagle rezygnując z pójścia do dormitorium, które prawdopodobnie było puste. James był na treningu, Lupin w bibliotece, a Peter znów pewnie się włóczył. Kiedy podszedł bliżej zrozumiał, że wcale nie wlepiała wzroku w płomienie, a czytała książkę.

-Cześć- pochylił się do niej szeptając do ucha.

Podskoczyła zaskoczona i przyłożyła dłoń do serca. Zwęziła zielone oczy i spojrzała na niego z urazą.

-Zgłupiałeś?- pisnęła- Nie zakrada się tak do ludzi, Black.

-Nudzę się- mlasnął i przysiadł się zaglądając jej przez ramię.-Co to jest nudziaro?

- Książka- burknęła.- Co mnie to obchodzi, wyjaśnisz mi może?

Skrzyżował ręce na piersi oburzony i wyrwał jej książkę z rąk i wstał szybko unosząc rękę do góry.

-Oddawaj- Lily wyciągnęła rękę zmarszczywszy nos.

Pokręcił głową z głupim uśmiechem i odbiegł. Evans fuknęła oburzona i podeszła do niego.

-Ostatni raz proszę, Black- pokręciła z powagą głową mimo, że wgłębi duszy chciało jej się śmiać.

Syriusz zrobił pseudo przerażoną minę.

-A potem co?- schylił twarz w jej stronę wyraźnie rozbawiony jej oburzeniem-Naskarżysz na mnie McGonagall? Albo lepiej, Ślimakowi?

Ruda uśmiechnęła się podstępnie i wyciągnęła różdżkę. Jednak zamiast rzucić zaklęcie, dźgnęła go jej końcem w bok. Pisnął jak mała dziewczynka i odrzucił książkę, która prawie uderzyła wchodzącą Marlene, która obrzuciła ich zaciekawionym spojrzeniem. Lily śmiała się głośno, a Black obrzucał ją spojrzeniem zabójcy.

-Ty małpo! Ale cię zaraz...- zapowietrzył się a jego twarz zrobiła się czerwona, nie wiadomo czy to ze wstydu, czy złości.

-A co mi zrobisz? Naskarżysz na mnie pani Pomfrey, twojej dziewczynie?- uśmiechnęła się złośliwie, ale kiedy wyraz wściekłości na jego twarzy zastąpił ten mściwy, jej uśmiech zaczął się zmniejszać.

She died in the name of loveOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz