Marlene obudziła się rano, odczuwając niesamowitą suchość w ustach. Rozciągnęła zasiedziałe kości i rozejrzała się zdezorientowana, dostrzegając, że to duże dormitorium o czerwonych ścianach przyozdobione różnymi zdjęciami i plakatami wcale nie należy do niej. I właśnie jedno z owych zdjęć pomogło jej rozpoznać w czyim pokoju się znajduje.
Nad jednym z niepościelonych łóżek, w nogach którego leżał rozwalony Syriusz, wisiało małe zdjęcie z zaczarowanego aparatu Petera, przedstawiające czarnowłosego chłopaka i rudowłosą dziewczynę, przytuloną do jego torsu.
Zaśmiała się i namierzyła Lily, której tułów i głowa wystawały z pod łóżka Lupina, który chyba jako jedyny znalazł się jak porządny człowiek w swojej pościeli.
-Chłopaki je zrobili.- Podskoczyła słysząc głos, którego raczej się nie spodziewała.
Potter ubrany w świeży podkoszulek i jeansy potrząsnął mokrymi włosami i nałożył na nos okulary.
-Ładne- mruknęła. Nie czuła się komfortowo rozmawiając akurat z nim.
W sumie nie było to nic osobistego, po prostu nigdy nie miała sposobności, żeby zamienić z nim słowo czy dwa.
Zapadła cisza. Może nie niezręczna, bardziej uciążliwa.
-Mam pomysł- przerywając moment ciszy, McKinnon zarechotała.- Macie te nowe piszczałki od Zonka?
James spojrzał na nią z politowaniem, jakby właśnie zadała najgłupsze pytanie na świecie.
-Czy ty wiesz do kogo mówisz, McKinnon?- Nie oczekując odpowiedzi, podszedł do dużej komody, który na pewno nie była w składzie wyposażenia dormitorium i otworzył środkową szufladę.
Podał jej paczuszkę, a brunetka łapczywie rozszarpała szary papier i z satysfakcją uniosła coś, co przypominało różowy pompon, do góry. Już miała go upuścić, kiedy Potter jak poparzony podniósł palca, żeby ją zatrzymać.
Nie zwracając uwagi na jej pytający wzrok, podszedł do łóżka Remusa i schylił się, aby podnieść bezwładne ciało śpiącej Lily. Odłożył ją na wolne łóżko, na którym on musiał wcześniej spać i skinął głową do Marlene.
Uśmiechnęła się ckliwie, a on wywrócił oczami.
-Jesteś jak mały miś, Potter- zachichotała.- A udajesz takiego twardego.
-Jestem twardy- mruknął oburzony.- Tylko Remus miewa gwałtowne reakcję. Mógł ją podeptać.
Brunetka pokiwała głową, nie do końca mu wierząc i nie czekając na dłuższe tłumaczenia upuściła różową zabaweczkę na wykładzinę.
Ta, jakby dostała nóg, potoczyła się po pokoju i wturlała się na szafę.
I kiedy obydwoje zaczynali myśleć, że się zepsuło, kulka zapiszczała tak głośno, że prawdopodobnie obudziła pół wieży Gryffindoru. Ale zadziałało. Pierwszy zerwał się Remus, który jak przewidział Potter, szybko porwał z szafki różdżkę i stanął na ziemie, tam gdzie chwile wcześniej znajdowała się głowa Lily.
Ona za to, ku rozbawieniu żartownisiów sięgnęła po lampkę nocną i zamachnęła się nią i rozejrzała się po pokoju przerażonym wzrokiem.
Zacisnęła usta wkurzona, kiedy zauważyła dwójkę turlającą się ze śmiechu na podłodze i szturchnęła uspokajająco Petera, który automatycznie schował się pod kołdrę.
Tylko Syriusz wydawał się niewzruszony siłą budzika, wciąż śliniąc się na poduszkę Pottera, który przyjął to zdegustowanym grymasem.
-Łapo, przyjechała twoja matka- wyszeptał mu do ucha, a ten zerwał się jak oparzony i sprzedał młodemu Potterowi głośnego liścia.
CZYTASZ
She died in the name of love
FanfictionHucwoci i spółka Lojalnie ostrzegam, że to opowiadanie jest dość stare i publikuję je z czystego sentymentu, więc może być straszne, a nie chcę go poprawiać.