- Królowa wróciła.
Newt oderwała wzrok od książki i podniósł zdziwiony wzrok na twarz Lily, która z różowej przechodziła w białą i na odwrót.
-Jaka znowu królowa, Lil?- rudowłosa nie przestawała się kręcić, więc zirytowany jej zachowaniem usadził ją na swoje łóżko- Usiądź i mi odpowiedz. Teraz.
-Calypso, Newt- pokręciła rozpaczliwie głową.- Cholerna Calypso Rene siedzi w moim cholernym dormitorium na cholernym łóżku i kradnie moje cholerne powietrze.
Blondyn zbladł i zaklął cicho pod nosem. Nie tylko Evans, nie cieszyła się z powrotu Calypso. Rene była ostatnią osobą z której powrotu ktokolwiek mógł by się cieszyć.
-To nienajlepsze wieści.
-Mówisz?- zgromiła go wzrokiem i znów zerwała się na równe nogi- Myślałam, że pomożesz mi urządzić przyjęcie powitalne.
-Nie dramatyzuj- popatrzył na nią z nutą urazy.- Przecież już byłaś z nią w jednym pokoju, a wciąż masz wszystkie szczęśliwe wspomnienia, co wyklucza moją teorie, o tym, że jej ojciec jest dementorem.
W innej sytuacji najprawdopodobniej by się zaśmiała, ale teraz miała ogromny problem, żeby wydawać inne dźwięki niż jęki i westchnienia.
-Nie chcę skończyć jak Maureen- szepnęła i znów pokręciła głową, tak mocno, że jeszcze chwila i spadła by jej z karku.
Wstał i łagodnie pogłaskał jej włosy, co widocznie trochę ją uspokoiło, bo nie krążyła już po pokoju jak zepsuta zabawka.
-I nie skończysz. Maureen nie miała mnie, tej twojej dziwnej przyjaciółki i nawet tych czterech idiotów- uśmiechnął się uspokajająco, a chwilę później zaburczało mu w brzuchu.- Jestem potwornie głodny, a jak się pośpieszymy to zdążymy na kolację. Co ty na to? Usiądziemy sami w jakimś kącie i zjemy cały półmisek babeczek śliwkowych.
Wykrzywił dziwnie twarz i wyciągnął do niej dłoń, którą złapała w delikatny uścisk.
-Przez wszystkie te osoby dostałam dzisiaj szlaban- zauważyła bez grama złości w głosie.
-To nie twój pierwszy, co?- powiedział z czystej złośliwości, wiedząc jak bardzo nie lubi gdy przypomina jej się o żenującej sytuacji z trzeciego roku.
-Och, zamknij się i chodźmy już po te babeczki- złapała się za brzuch.- Ja też jestem piekielnie głodna.
*
Wedle planu, zjedli wszystkie babeczki i wrócili, a może raczej dotoczyli się, do pokoju wspólnego i usiedli na podłodze blisko kominka. Przez dłuższą chwilę siedzieli w milczeniu, które przerwała brązowowłosa Gryfonka. Marlene uwaliła się na koc Lily, przygniatając jej rękę.
-Au, Marlene- jęknęła, a ta przeturlała się niezgrabnie wypowiadając ciche przeprosiny.
Położyła się na plecach i pociągnęła ich w dół za dłonie.
- Jakie piękne dziś mamy niebo- westchnęła radośnie i wgapiła oczy w sufit, który bynajmniej nie był przeźroczysty.
- Czemu jesteś taka szczęśliwa?- Lily posłała jej podejrzliwe spojrzenie- Piłaś coś albo brałaś jakieś witaminowe pigułki od Black'a? Powiedz mi, że nie, proszę.
Zaśmiała się zbyt wesoło jak na nią i pokręciła przecząco głową. Evans westchnęła z ulgą.
-Mam wrażenie, że to przez jej dzisiejsze knucie z nim. Wyglądali na całkiem podekscytowanych- Newt stwierdził i szturchnął Marlene w ramie.
CZYTASZ
She died in the name of love
Fiksi PenggemarHucwoci i spółka Lojalnie ostrzegam, że to opowiadanie jest dość stare i publikuję je z czystego sentymentu, więc może być straszne, a nie chcę go poprawiać.