Rozdział 6

581 38 31
                                    

Perspektywa; Dylan

Sangster schował ręce w kieszeniach spodni i dalej szedł przed siebie. Było widać, że jest mu cholernie zimno. Od czasu do czasu przez jego ciało przechodził dreszcz, ale blondyn bagatelizował to. 
Szliśmy już 10 minut w stronę mojego domu. Nie wiem czemu, ale mu nie odmówiłem. Nie potrafiłem spojrzeć mu w oczy i powiedzieć ,,Pierdol się, Sangster, nigdzie z tobą nie pójdę''. W połowie drogi myślałem, że zrobiłem to co chciał, ponieważ się go bałem. Była to bardzo możliwa opcja, zważając na to, że znęcał się nade mną praktycznie dzień w dzień. Jednak z drugiej strony... po prostu nie chciałem mu odmówić. Nie wiem z jakiej racji.
Ponownie zerknąłem na Sangstera i westchnąłem. Ściągnąłem z głowy kaptur  i rozpiąłem zamek kurtki, zsuwając ją z ramion. Ścisnąłem w dłoni materiał i wręcz wcisnąłem czarną kurtkę w ręce Thomasa.
- Co ty odwalasz? - wysyczał i cofnął się parę kroków, jakby kurtka była zakażona. - Niczego od ciebie nie chcę. - popatrzył na mnie i zmarszczył brwi.
- Bierz. - odpowiedziałem z powagą i podszedłem do Sagnstera. - Zaraz zamarzniesz i potem to będzie moja wina. Poza tym skoro niczego ode mnie nie chcesz, to po jakiego grzyba idziesz do mojego domu? Obejrzeć mój pokój, czy jak?
Thomas wzruszył ramionami i odwrócił wzrok na chodnik.
- Nie interesuj się. - warknął i jeszcze bardziej się ode mnie odsunął. Szedł praktycznie po ulicy. - Jeśli się nie przymkniesz, to ci przyłożę.
Zacisnąłem usta w wąską kreskę i opuściłem rękę, w której trzymałem swoją kurtkę. Narzuciłem ją po chwili na siebie. Czego mogłem się spodziewać po egoistycznym dupku? Tego, że nagle weźmie moją kurtkę, dziękując mi na kolanach? 
Na kolanach...
Na moje policzki wszedł delikatny rumieniec, więc spuściłem głowę. Jeszcze takich myśli mi brakowało. Ewidentnie potrzebuję dziewczyny. Albo chłopaka. 
/*/
Miałem szczęście, że była wczesna godzina. W domu, tak jak od początku przypuszczałem, nikogo nie było, dzięki czemu mogłem uniknąć wszelkich pytań. Kiedyś zresztą wymsknęło mi się coś o tym, jak ja nienawidzę jakiegoś Thomasa i takie tam. Pominąłem znaczącą część dlaczego nim tak gardzę. Powód raczej był dość oczywisty.
Odwiesiłem kurtkę na wieszak, dalej stojąc w butach na środku korytarza. Patrzyłem na niepewnie na blondyna, nie wiedząc co dalej robić.
Właśnie wpuściłem do mojego domu osobę, która się nade mną znęca. Brawo, Dyl.
- I co zamierzasz teraz zrobić? - zapytałem i przygryzłem policzek od środka. W głębi duszy na prawdę się stresowałem. Nie przemyślałem dokładnie tego co robię i teraz byłem w dupie.
Sangster wzruszył ramionami i pociągnął nosem. Wyglądał coraz gorzej.
Zmarszczyłem brwi i ściągnąłem wreszcie buty. Kiwnąłem Thomasowi, że ma iść za mną i poszedłem do swojego pokoju. Działałem instynktownie. Stanąłem obok swojego łóżka (Bogu niech będą dzięki, że pościeliłem je przed wyjściem) i popatrzyłem na nie sugestywnie.
- Chcesz skorzystać i się ze mną przespać? - prychnął Sangster i złapał za koniec swojej koszulki, podwijając ją. - Ja bardzo chętnie.
Mimo wolnie się zarumieniłem i złapałem zdenerwowany za jego koszulkę.
- Nie pieprz głupot, cymbale. Masz się położyć, pewnie masz gorączkę. - chrząknąłem i popchnąłem go na łóżko. - Czekaj tu. - powiedziałem z powagą, na co blondyn wywrócił oczami i położył się, opierając wygodnie głowę o poduszkę.
Wyszedłem szybko z pokoju i poszedłem do kuchni. Odkręciłem kran i przemyłem twarz zimną wodą. Powinienem go wywalić z tego domu, a nie mu kurna pomagać.
Po dłuższej chwili ogarnąłem dupę i nalałem wody do szklanki, biorąc przy okazji jakieś tabletki przeciwgorączkowe. Lekarzem nie byłem, ale stwierdziłem, że to będzie najlepszą opcją. Poszedłem znów do pokoju i stanąłem zdziwiony w drzwiach.
Sangster spał. Leżał na boku i po prostu spał. A może nie żył? 
Odłożyłem rzeczy, które trzymałem na biurko i kucnąłem obok łóżka.
Oddycha. Żyje. 

Pojedyncze kosmyki włosów spadły na jego przymknięte powieki, przez co Sangster zmarszczył delikatnie brwi. Przełknąłem ślinę i położyłem rękę na kolanie z zamiarem wstania. Patrząc jednak na jego spokojną twarz nie byłem w stanie ruszyć się z miejsca. Zjechałem wzrokiem na jego usta. Nawet podczas snu były takie... bez wyrazu? Ale czego się spodziewać, przecież śpi.
Westchnąłem i wstałem wreszcie, czując nagły ból w kolanach, przez co stęknąłem pod nosem. Przeciągnąłem się i postanowiłem usiąść przy biurku. W sumie, tylko to mi zostało do zrobienia. Chyba, że do możliwych opcji zaliczamy siedzenie na ziemi i patrzenie się na tego przystojnego dupka.
W chwili, gdy zebrałem się do zrealizowania mojego planu, poczułem zaciskające się palce na moim nadgarstku. Zdziwiony spojrzałem na blondyna.
- Gdzie się wybierasz? - zapytał i otworzył oczy.
- Um... usiąść przy tym... no, biurku. - wydukałem, czując dziwne mrowienie na skórze w miejscu, na którym Sangster zaciskał swoje palce. 
- Siadaj. - wymruczał i pociągnął za moją rękę, dając mi tym znak, że mam usiąść przy nim. Zrobiłem to ociągając się lekko. 
- A teraz powiedz mi, czemu mi się podobasz? - wymamrotał sennie, a mi chyba stanęło serce.

/*/

Ee tak, uwinęłam się w tydzień, wow. 

Totalnie nie mam pomysłu na tego dylmasa, więc wychodzi jak wychodzi. Na początku miało ty wyglądać inaczej, ale wszystko się posypało i teraz muszę sama dociągnąć to ff do końca XD

Modlę się o wenę. Może rozdział będzie za tydzień, ale luj wie.

Dzięki za przeczytanie, miłego dnia (:


Fuck off, Sangster (Dylmas)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz