Ze snu budzi mnie szczekanie psa, dobiegające z za uchylonego okna. Sąsiadka Pani Henderson - niejaka Panna Morffin, ma rasowego białego pudla. Pewnie musiała go wypuścić niedawno na dwór, a ten, znudzony bieganiem po trawie, domaga się wejścia z powrotem do domu. Przeciągam się na mojej bladoróżowej pościeli i spoglądam na niewielki szary zegarek ustawiony na nocnym stoliku. Dochodzi 19.00. Opuszczam miękkie posłanie i wychodzę z pokoju. Postanawiam jeszcze wyjść na krótki spacer zanim zajdzie słońce. Schodząc po schodach słyszę jak Pani Henderson ogląda u siebie w sypialni telewizję. Ubieram buty i zakładam skórzaną kurtkę na sukienkę, po czym wychodzę z mieszkania. Kiedy tu przyjechałam Pani Henderson powiedziała, że nie muszę jej się tłumaczyć gdzie, po co i z kim idę. Mam ją tylko uprzedzić w razie gdybym nocowała poza domem oraz mam zakluczać mieszkanie gdy nie ma jej w pobliżu. Dostałam nawet własne klucze. Muszę przyznać, że to bardzo wygodne. Ta wolność. Nie to co w Polsce, gdzie zazwyczaj musiałam tłumaczyć się z każdego wyjścia.
Kieruję się w stronę pobliskiego lasku, pozostawiając za sobą szczekanie pudla Panny Morffin. Słońce schyla się ku zachodowi, a na dworze zrobiło się przyjemnie chłodno. Spaceruję z przyjemnością wdychając czyste powietrze. Nagle słyszę trzask i zza drzewa, tuż przed moim nosem, wyjeżdża ktoś na rowerze.
- Szlag by to - syczy przez zęby rowerzysta, z trudem mnie wymijając, po czym przewraca się na trawę.
- O rany nic Ci nie jest?! - wołam podbiegając do poszkodowanego. Chłopak poprawia swoją beżową czapkę z czerwonym daszkiem na swoich brązowych kręconych włosach i podnosi z ziemi plecak, który upuścił. Spogląda na mnie swoimi ciemnymi oczami i uśmiecha się nieśmiało ukazując swoje ubytki w uzębieniu. Nie ma więcej jak 14 lat.
- Jestem cały, przepraszam, nie zauważyłem Cię - mówi w specyficzny sposób, lekko sepleniąc.
- Daj spokój, to ja przepraszam, przeze mnie oberwałeś. - Pomagam mu podnieść jego rower.
- Za szybko jechałem, wszystko przez Mike'a... wzywał mnie przez radio - tłumaczy się chłopak, chociaż nic z tego nie rozumiem. - Tak w ogóle jestem Dustin Henderson. - Wyciąga do mnie dłoń. Ściskam ją.
- Zaraz - mówię. - Jesteś spokrewniony z Emilią Henderson? - pytam z zaciekawieniem.
- Tak - kiwa głową - To moja babcia - odpowiada przyglądając mi się. Unoszę w górę brwi.
- Jestem Ansatzja, Anastazja Figurska, zatrzymałam się u niej na czas stażu w gazecie Hawkins - mówię z podekscytowaniem. Dustin robi wielkie oczy.
- To Ty jesteś tą Polką? - pyta. Kiwam potwierdzająco głową. - Wyypas - rzuca z uśmiechem. - Miło mi Cię poznać - dodaje.
- I wzajemnie. Nie wiedziałam, że Pani Henderson ma wnuka - drapię się po policzku.
- Cóóż, pewnie się nie chwali, moja mama się do niej nie przyznaje, odkąd jej syn nas zostawił i wyjechał, mama nie chce mieć z babcią kontaktu. Ja wiem, że babcia nie ma z tym nic wspólnego i chętnie ją odwiedzam - wzrusza ramionami. - Planowałem nawet jutro do niej wpaść, bo właśnie wróciłem z obozu naukowego - dodaje znów poprawiając czapkę. Długo tutaj jesteś? - pyta.
- Dziś mija dokładny tydzień - odpowiadam. - Przyjechałam tu w czwartek wieczorem, chociaż staż rozpoczęłam w poniedziałek. Chciałam się trochę oswoić z miastem - stwierdzam odgarniając włosy, którymi wiatr zasłonił mi oczy.
- I jak jest? - pyta Dustin ukazując swój niepełny uśmiech.
- Miło. Hawkins to spokojne miasto -wzdycham wkładając ręce do kieszeni. Chłopak robi nagle dziwną mine, z której nie potrafię jednak nic wyczytać. << Dustin, Dustin, gdzie jesteś? Zgłoś się, odbiór. >> dobiega nas czyjś głos z plecaka nastolatka. Dustin wyciąga z niego krótkofalówkę i wciska jakiś guzik.
- Niedługo będę, bez odbioru - mówi do urządzenia, po czym chowa go z powrotem do plecaka. Patrzy się na mnie przepraszająco.
- Muszę już jechać - informuje mnie wsiadając na rower.
- Jasne, jasne, bezpiecznej drogi i do zobaczenia pewnie niedługo - mówię z uśmiechem. Chłopak odwzajemnia go.
- Pewnie tak, narka! - rzuca mijając mnie rowerem. Obserwuję jak się oddala, aż w końcu chowa się za zakrętem. Ja również postanawiam wracać do domu. Tym bardziej, że słońce schowało się za drzewami i zrobiło się szaro. Wracając myślę o Dustinie. Całkiem miły dzieciak.