Rozdział XVI

767 38 1
                                    

Naprawdę nie wiedziałam która godzina. Nie chciałam nawet wiedzieć. Byłam przyjemnie wstawiona i zadowolona. Gdy Nancy wróciła z łazienki wypiłyśmy jeszcze po kieliszku. Nie ukrywam, że chciałam też tym zrobić trochę na złość Billemu, który polecił mi przestać już pić. Co mogę powiedzieć. Pijany człowiek nigdy nie ma dobrych pomysłów. Piłyśmy jakieś wino. Nancy przez przypadek poplamiła nawet swoją białą sukienkę. Znalazł się również Jonathan, który nadal nabijał się z naszego stanu. Tak właściwie wcale nie wypiłyśmy dużo. Po prostu obydwie miałyśmy słabe głowy.
- Idź ze mną na parkiet! - Nancy uwiesza się na Jonathanie i robi oczy szczeniaczka. Przechyliłam z zaciekawieniem głowę. Nancy wspominała wcześniej, że Byers nienawidzi tańczyć, dlatego byłam ciekawa kto wygra tę bitwę. Jonathan zrobił minę męczennika.
- Naancy... - przeciąga błagalnie jej imię. Ta tylko zamrugała niewinnie. Jonathan spogląda na mnie, szukając ratunku. Wyrzucam ręce w górę, w geście kapitulacji, powstrzymując śmiech. Jonathan nawet nie podejmuje walki. Przewracając oczami bierze dziewczynę za rękę i razem kierują się na parkiet.
Zostając sama szukam na stole czegoś do picia, ale omijam alkohol. Raczej mam już dość. Powoli muszę zacząć trzeźwieć nim wrócę do domu Pani Henderson. Podstawiam różne butelki pod nos wąchając ich zawartość. W końcu w jednej z nich wyczuwam tylko maliny. Zaciągam duży łyk, ale szybko, ze szkwaszoną miną wypluwam go spowrotem do butelki. Widocznie alkohol wpłynął na mój zmysł powonienia bo już nie odróżniam soków od procentowych trunków. Rozglądam się wokół, w nadziei że nikt tego nie widział i spotykam się ze wzrokiem wysokiego bruneta. Na jego twarzy pojawia się leniwy uśmiech, stoi oparty o framuge drzwi.
- Widziałem - mówi bezgłośnie i powoli rusza w moim kierunku.
- Przeprszam, zaraz to wyleję - mówię zakłopotana, kiedy jest już przy mnie.
- Daj spokój, to będzie nasza tajemnica - mówi pochylając się w moją stronę. Bierze butelkę malinowego trunku z mojej ręki i upija łyk, oblizując usta. Okeej. To wcale nie jest dziwne. Rozglądam się ukradkiem za Nancy i Jonathanem. Brunet pochyla się nade mną, opierając łokcie o stół. Lekko się odsuwam, wzrokiem nadal szukając czegoś bez procentów.
- Jestem Jake - wyciąga dłoń w moim kierunku. Widać że jest bardziej pijany ode mnie.
- Anastazja - odpowiadam, ale nie podaję mu dłoni. Zamiast tego sięgam po coca cole, którą dostrzegam nieopodal i łapczywie oprożniam całą  butelkę. Jake przygląda mi się uważnie. Znów rozglądam się za Nancy i Jonathanem, ale nigdzie ich nie widzę.
- Bardzo ładne imię, musisz być nowa, bo nie przypominam sobie żebym widział Cię gdzieś wcześniej - zagaduje brunet, a ja mimo że wcale nie jest tak blisko, czuję wręcz na języku smak alkoholu, który przed chwilą pił. Uśmiecham się tylko głupio, nic nie odpowiadając, licząc, że ignorowany sobie pójdzie. Ten jednak się nie poddaje i pyta dalej.
- Sama tu jesteś? Takie ładne dziewczyny nie powinny być tutaj same - upija kolejny łyk z butelki, przyglądając mi się pijanym wzrokiem.
- Nie jestem tu sama - mówię rozglądając się wokół. Gdzie do licha jest ta Nancy.
- Wiesz, mógłbym się Tobą zaopiekować... - mówi jakby mnie nie słuchał, obejmując mnie swoim ciężkim ramieniem. Automatycznie je z siebie zrzucam.
- O tam są! - mówię, udając, że widzę swoją paczkę. Biorę do ręki moją kurtkę i odwracam się w obranym kierunku. Jake łapie mnie za nadgarstek i przytrzymuje.
- No nie idź... daj się poznać - mówi przyciągając mnie do siebie.
- Puść mnie! - próbuję się wyrwać z jego uścisku. Kilka par oczy zatrzymuje się na nas, ale nikt nie oferuje mi pomocy. Jake nadal niewzruszony mamrocze coś pod nosem.
- Puść ją debilu! - ni z tego, ni z owego pojawia się przy nas Stevie i wyplątuje moją dłoń z uścisku Jake'a.
- Harrington - brunet znów bierze łyk trunku.
- Twoja zguba?- pyta zaciekawiony.
- Tak. A teraz spadaj stąd - rzuca w jego stronę. Jake spogląda na mnie ostatni raz i odchodzi z butelką w dłoni.
- Dzięki - mówię z uśmiechem. - Strasznie nachalny gościu - kręcę zniesmaczona głową.
- Nie ma za co. Lubię ratować dziewczyny z opresji - Steve uśmiecha się dumnie. Przeczesuję dłonią moje splontane kosmyki długich włosów.
- To wszystko przez Nancy - cmokam ustami - zniknęła gdzieś z Jonathanem.
Steve zapina skórzaną kurtkę.
- Jeśli chcesz to właśnie wracam do domu, mogę Cię gdzieś podrzucić - wzrusza ramionami. Cóż tak naprawdę Jake popsuł mi humor i też chciałabym już wracać. Ale nie mogę po prostu pojechać ze Stevem, nie mówiąc nic o tym Nancy.
- Niee... dzięki, poszukam jej, bo się wścieknie - uśmiecham się słabo.
- Rozumiem - chłopak odwzajemnia uśmiech. - W takim razie do zobaczenia - macha mi na pożegnanie. - I uważaj na tego łajzę Jake'a - dodaje, po czym znika mi z oczu. Od razu rozglądam się wokół, by namierzyć bruneta, jednak na szczęście nigdzie go nie dostrzegam. Postanawiam iść do łazienki, a potem poszukać Nancy i Jonathana. Spoglądam na zegar. Dochodzi 00.00. Czas zwijać stąd manatki. Narzucam moją kurtkę na ramiona i kieruję się w stronę schodów na górę.
Po drodzę wpadam na jakąś niską szatynkę.
- Uważaj jak chodzisz - rzuca ostro w moją stronę. Mamroczę ciche przeprosiny i mimo, że ta coś jeszcze mówi, już jej nie słucham. Coś przykuwa moją uwagę nad jej głową. Parę metrów za nią, pod ścianą, ale nie całkiem na uboczu, Billy całuje się z jakąś blondynką. Zaraz, to ta blondynka z kanapy. Jedną dłoń trzyma zanurzoną w jego lokach. Drugą ma opartą o jego klatkę piersiową. On z kolei, pochylony, obie dłonie trzyma na jej pośladkach. Oboje mają przymknięte oczy. Nic nie mogę poradzić na narastającą we mnie zazdrość, mimo to nie odwracam wzroku. Szatynka, na którą wpadłam już zdążyła odejść. Ja nadal tkwie w tym samym miejscu. Nagle Billy otwiera oczy. Pech chce, że akurat spogląda w moje. Jakaś moja cząstka ma nadzieję, że przerwie teraz pocałunek. On jednak tego nie robi. Cały czas wpycha jej język w usta, tylko teraz nie zamyka oczu, patrzy się na mnie. Zaraz. Czy mi się wydaję, czy on się nawet uśmiecha? Rzuca mi wyzwanie?? W końcu otrząsam się i obracam napięcie. Czuję na twarzy rumieńce. Co ja właściwie do niego czuję?- zastanawiam się wchodząc do łazienki.

I saved you || Billy Hargrove Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz