Oczami Billego
- Billy! - słyszę przerażony krzyk Jessiki. Twarz Jake'a jest już cała we krwi, mimo to nadal obkładam go pięściami. Powinienem go zabić. Czyjeś dłonie odciągają mnie od bruneta. Wyszarpuję się z nich, głośno dysząc. To Ben. Najwyraźniej usłyszał zamieszanie.
- Przestań! Zabijesz go! - Ben kładzie mi ręce na ramionach. Staram się wyrównać oddech. On naprawdę powinien zginąć. Jak w ogóle mógł się do niej przystawiać! Dotykać jej! Wstrzymuję na moment oddech i odwracam się gwałtownie w stronę łóżka, gdzie jeszcze przed chwilą widziałem Anastazje. Nie ma jej. Rozglądam się dziko po pomieszczeniu. Musiała wybiec. Zrywam się szybko do wyjścia, mijając już sporą grupkę gapiów. Przeczesuję wzrokiem pomieszczenie, zauważam nawet Nancy z Jonathanem, ale nigdzie nie widzę JEJ ciemnych blond włosów. Wybiegam na zewnątrz od razu kierując się w stronę auta. Nie mogła odejść za daleko. Wskakuję do Chewrlota. Dopiero kiedy muszę ruszyć wycieraczkami do szyb, orientuję się, że pada deszcz. Ruszam z piskiem opon, w głowie mając jej przerażone, opuchnięte od łez oczy. Przysięgam że jeszcze nie skończyłem z tym skurwysynem. Pożałuje, że się urodził.
Po chwili dostrzegam ją w oddali. Biegnie. Zwalniam by zrównać się z nią tempem. Jest już przemoczona do suchej nitki. Obejmuje się mocno ramionami, by zcalić rozdartą koszulę. Spuszczam w dół szybę od pasażera.
- Wsiadaj - mówię, na tyle głośno by usłyszała, jednocześnie staram się być delikatny. Nawet nie patrzy w moim kierunku. Dalej biegnie, choć widać, że jest już zmęczona. Zatrzymuję auto, wysiadam i doganiam ją.
- Ana! - zdrabniam jej imię i zatrzymuję ją, kładąc rękę na jej ramieniu. Odwraca się do mnie i spogląda tymi swoimi czystymi, szaro-niebieskimi oczami. Jej łzy zmieszały się z kroplami deszczu na jej policzkach. Jej mokre długie włosy, splątały się, niektóre pasma przykleiły się do czoła i karku. Głośno oddycha, a jej ciałem targają pojedyńcze szlochy. Nadal mocno się obejmuje, by zakryć swoje ciało błękitną tkaniną. Patrzy na mnie przerażona.
Bez słowa przyciągam ją do siebie i obejmuję ramionami.
Na początku jest tak jakbym przytulał posąg. Anastazja stoi nieruchomo, wstrzymując oddech. Jednak po chwili delikatnie opiera swój policzek o moją pierś. Dopiero teraz czuję jak cała drży. Kładę moją brodę na jej włosach i jeszcze przez chwilę pozwalam sobie na ten moment. Deszcz jednak nie daje o sobie zapomnieć, dlatego obejmuję ją ramieniem i prowadzę do auta. Po drodzę narzucam na nią swoją (jeszcze nieprzemoczoną) kurtkę, mając nadzieję, że da jej choć odrobinę ciepła. Wdzięczna, otula się nią najciaśniej jak potrafi.
Otwieram jej drzwi chevroleta, a ona wślizguje się na miejsce pasażera. Wsiadam za kółko i w milczeniu ruszam w stronę jej domu.
~
Anastazja, skulona na fotelu, z zaciśnietymi ustami obserwuje swój widok za oknem. Czuję, że nie jest jej komfortowo. Zresztą zawsze jej zestresowana w moim towarzystwie, co nawet mi się podoba. Jednak teraz zależy mi na jej wygodzie. Ciekawe jak ma się przy Tobie wyluzować, dupku, co? Przecież siedzisz pół nagi, z niedoszłą ofiarą gwałtu, sam na sam aucie. Karcę się w głowie.
Po chwili dziewczyna odwraca się w moim kierunku. Otwiera i zamyka usta, jakby chciała coś powiedzieć.
- Nawet nie próbuj - uprzedzam ją, bo wiem o co jej chodzi. Przygląda mi się przez chwilę.
- Nie dziękuj mi - dodaję, patrząc na drogę. Kątem oka, widzę jak spuszcza wzrok i przygryza dolną wargę. Ranyy, wiem że to nie na miejscu, ale uwielbiam gdy ją tak przygryza. Pewnie sobie nie zdaje sprawy jak często to robi. Ana wraca do obserwowania swojego widoku za oknem. Resztę drogi spędzamy w milczeniu.
Kiedy podjeżdżamy pod jej dom, zauważam, że nieco się rozluźnia. Zatrzymuję się na podjeździe i gaszę auto. Anastazja odwraca się do mnie. Delikatnie się uśmiecha choć jej oczy nadal są smutne.
- Jeśli mogę w jakikolwiek sposób Ci pomóc... - zaczynam, patrząc jej w oczy. Kręci powoli głową.
- Dość już zrobiłeś - mówi cicho, po czym wzdryga się na dźwięk grzmotu pioruna. Przez chwilę patrzy na moje dłonie, zaciśnięte na kierownicy. Podąrzam za jej wzrokiem. Moje knykcie są całe we krwi bruneta. Zaciskam je mocniej. Anastazja przełyka głośno śline.
- Dziękuję Billy - mówi zachrypniętym głosem, po czym wychodzi z auta. Patrzę za nią tak długo, dopóki nie znika w drzwiach domu. Cóż, zabrała mają kurtkę, a to oznacza, że prawdopodobnie będę miał powód by znów ją zobaczyć. Uśmiecham się do siebie, na tę myśl, po czym odpalam auto. Ruszam z powrotem na domówkę. Jake Skurwysun musi dziś jeszcze pożałować, że przyszedł na świat.