Rozdział VI

969 39 0
                                    

Następnego dnia budzę się w całkiem niezłym humorze. Dziś piątek, a to oznacza, że przetrwałam już tydzień stażu w The Hawkins Post. Na dodatek, po pracy idę z Nancy do galerii. Spoglądam przez okno oceniając dzisiejszą pogodę. Słońce schowało się za chmurami, co oznacza odrobinę wytchnienia od upału. Cudownie. Podśpiewując pod nosem wybieram stylizację na dziś. Krótki rękaw w kolorze pastelowego błękitu i długie spodnie jeansowe z wysokim stanem. Do tego niezawodne białe trampki. Zadowolona, schodzę po schodach do kuchni. Przygotowuje sobie jajecznicę, po czym wcinam ją ze smakiem.
- Dzień dobry! - wita się Pani Henderson wchodząc do kuchni, kiedy zmywam po sobie brudne naczynia.
- Dobry! Dobry! - odpowiadam z uśmiechem.
- Jak się spało? - pyta kobieta wlewając sobie wodę do czajnika.
- Dla mnie zawsze sen jest za krótki - żartuje. - Z natury jestem śpiochem. Nawet teraz chętnie bym wróciła do łóżka - mówię ze śmiechem, co zresztą jest prawdą. Snu nigdy dla mnie za wiele. Pani Henderson poprawia okulary na nosie.
- Korzystaj z tego dziecko, bo w moim wieku o sen już trzeba prosić - śmieje się. Przygryzam dolną warge. Postanawiam zagadać o Dustina.
- Wczoraj na spacerze poznałam Pani wnuka - rzucam niby od niechcenia wycierając ręcznikiem umyte talerze. - Nie wiedziałam, że ma Pani tutaj rodzine - drapię się po policzku. Kobieta uśmiecha się smutno.
- Tak - kiwa głową.- Za rogiem mieszka moja była synowa z wnukiem. Niestety odkąd mój syn ich opuścił, ona nie chce mieć ze mną żadnego kontaktu. Myśli że jestem z nim w zmowie. Choć tak naprawdę nie mam nawet pojęcia dokąd wyjechał - wzdycha odpływając gdzieś myślami.
- Przykro mi - mówię cicho. Pani Henderson otrząsa się ze wspomnień. 
- Niepotrzebnie - mówi zaraz. - Mam za to Dustinka. Kochany z niego chłopak. Nadal się do mnie odzywa. Wczoraj bodajże wrócił z jakiegoś obozu naukowego - zastanawia się kobieta. Kiwam potwierdzająco głową.
- Tak. I  z tego co mi powiedział, planuje dzisiaj Panią odwiedzić - mówię z uśmiechem. Staruszka go odwzajemnia.
- Cudownie! - klaszcze w dłonie. - Upiekę dla niego jabłecznik - rzuca, wyciągając z szafy białą miskę.
- Już mu zazdroszczę - uśmiecham się, zabierając jabłko z półki i wrzucając je do torby. Pani Henderson odwraca się do mnie.
- Nie martw się, Tobie też się coś skapnie - mówi puszczając do mnie oczko. Mój uśmiech poszerza się dwukrotnie.
- W takim razie zamawiam dwa kawałki! - wolałam kierując się do drzwi. Gdy wychodzę, słyszę jak się śmieje.

I saved you || Billy Hargrove Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz