Rozdział XX

735 34 5
                                    

- Wyobrażasz to sobie? Uciekł mu byk! - mama już głośno śmiała się przez słuchawkę telefonu.
- No ale szukają go tak? - pytam też nieco rozbawiona.
- Od rana - komentuje. Kiedy Nancy wróciła do domu postanowiłam zdać mamie relacje z całego tygodnia. Musiałam usłyszeć też jej głos. I zająć czymś głowę. Problemy sąsiadów w naszej wiosce od zawsze sprawdzały się w tej roli. Oczywiście nie wspomniałam jej o Jake'u, bo kazałaby mi wrócić do Polski. A Jake nie będzie powodem dla którego zrezygnuje z USA.
- To lepiej im pomóżcie - mówię bawiąc się kosmykiem włosów.
- Tak tak, cała wioska już go zresztą szuka - zapewnia mnie mama - Nawet twój ojciec poszedł - dodaje- Dobra córuś. Cieszę się że wszystko gra. Już nie będę Cię męczyć. Idź sobie odpocznij i powodzenia na kolejny tydzień!

Uśmiecham się pod nosem i w głębi duszy cieszę się, że niczego się nie domyśliła.
- Kocham Cię, pa! - odkładam słuchawkę na miejsce. Wracam z powrotem do pokoju i znów wślizguję się pod koc. Spoglądam na zegarek. 16.47. Nancy siedziała u mnie całkiem długo. Niemal siłą wygoniłam ją z domu. Zarzekała się że zostanie na noc, ale jeszcze chcę zostać sama. Jakoś to sobie poukładać.
Przeczesuję wzrokiem pokój i zatrzymuję oczy na przewieszonej przez krzesło kurtce Billego. Mam wrażenie, że całe pomieszczenie przeszło już jej zapachem. Woda po goleniu i tytoń. Podoba mi się. Wzdycham ciężko zsuwając się z łóżka. Muszę mu ją oddać. Lepiej mieć to jak najszybciej z głowy. Idę do łazienki i podchodzę do lustra. Marszcze nos. Wyglądam strasznie. Potargane włosy, cienie pod oczami i blada twarz. Jak mnie Billy zobaczy to się przestraszy. Układam włosy w niesfornego koka i przemywam twarz letnią wodą. Delikatnie tuszuję rzęsy i nakładam na usta bezbarwny błyszczyk. Wzruszam ramionami. Lepiej nie będzie.
Zabieram kurtkę blondyna i zbiegam po schodach. Wsuwam na nogi tenisówki i narzucam na siebie swoją kurtkę. Kurtkę Billego zarzucam na ramię i wychodzę na zewnątrz.
~~~
Kiedy pukam do drzwi Hargrova, nie mam w głowie żadnego planu. Po drodze układałam sobie kilka scenariuszy. Jak zacząć rozmowę kiedy otworzy jego mama, tata, Max lub w końcu sam Billy. Czekając pod drzwiami w duchu modlę się żeby nie otworzył chłopak. Jak go widzę zawsze brakuje mi języka w gębie. I wiem, że on ma z tego ubaw. Widzę to. Najchętniej zostawiłabym tą kurtkę pod drzwiami. I kiedy już jestem blisko temu pomysłowi, drzwi otwiera Max.
- O! - mój widok ją zaskakuje - Anastazja! Cześć! - otwiera drzwi szerzej.
- Część Max! - jak ja się cieszę, że to ona otworzyła. Od razu zmierzam do puenty
- Mam tutaj kurtkę Twojego brata - podaję ją rudowłosej - przekazałabyś mu ją i podziękowała? - pytam już powoli odchodząc.
- Anastesia? - słyszę niski baryton z głębi domu. Wzdycham po cichu.
- Część Billy - mówię kiedy się pokazuje. Poprawia na sobie czarny T-shirt jakby dopiero co go włożył.
- Anastazja przekazuje Ci kurtkę i dziękuję - mówi Max z lekkim rozbawieniem dając kurtkę bratu. Teraz to ona zaczyna odchodzić. Billy odwiesza kurtkę na pobliski wieszak i odprowadza siostrę wzrokiem aż znika w jednym z pokoi.
- Jak się czujesz? - podchodzi do progu i przygląda mi się uważnie. Nie wiem co odpowiedzieć.
- Lepiej - uśmiecham się blado, mając nadzieję, że nie wychwyci kłamstwa.
- Boli Cię coś? - Billy wertuje mnie wzrokiem od stóp do głów. Powtarzam w głowie pytanie, zastanawiając się czy na pewno dobrze je usłyszałam. Tak właściwie to boli mnie w paru miejscach, głównie nadgarstki. Mimowolnie dotykam dłonią lewego. Billy dostrzega to.
- Naprawdę mi przykro, że Ci to zrobił Anastezjo.
Nie patrzę mu w oczy.
- I żałuję że nie zjawiłem się tam wcześniej. Żałuję że w ogóle pozwoliłem Ci wstać z tej pieprzonej kanapy - kontynuuje lekko zbliżając się w moja stronę. Zauważyłam że zacisnął pięści. Łapie jego spojrzenie. Nieco zdziwiły mnie jego słowa.
- Możliwie że za dużo wypiłam... - zastanawiam się na moment, spuszczając wzrok. Billy podchodzi do mnie gwałtownie i wyciąga dłoń w  kierunku mojego podbródka. W ostatniej chwili ją jednak cofa, a ja spoglądam w jego błękitne oczy.
- Nie szukaj winy w sobie Anastezjo. To tylko i wyłącznie ten dupek za to odpowiada - mówi przez zaciśnięte zęby a jego tęczówki nieco się rozszerzają. Kiwam w milczeniu głową.
- Dziękuję - mówię w końcu po chwili ciszy. Blondyn nie odrywa ode mnie wzroku.
- Pójdę już - rzucam robiąc krok w tył.
- Dlaczego zawsze ode mnie uciekasz? - pyta Billy krzyżując ręce na klatce piersiowej. Przyglądam mu się z uniesieną brwią.
- Zawsze jak się widzimy, zamieniasz ze mną dwa zdania i ucieszaksz.
Marszczy brwi. Przygryzam usta.
- Bo mnie stresujesz - wypaliłam a zaraz potem ugryzłam się w język. Ja pierdole. Dostrzegłam uśmiech jaki wkradł się na jego usta, ale dyskretnie go zbył.
- Zauważyłem, ale nie wiem dlaczego tak na Ciebie działam - powiedział powoli, wzruszając ramionami. Gówno prawda. Dobrze wiedział dlaczego. Ja też wiedziałam. Przy facetach którzy mi się podobają zawsze brakowało mi języka w gębie. Billy podrapał się po nosie.
- Może jakbyś mnie lepiej poznała to przestałabyś się denerwować w moim towarzystwie. Bo zapewne słyszałaś dużo rzeczy. I zapewne nie wszystkie są prawdziwe - przechylił lekko głowę na bok.
- Nie interesują mnie plotki na Twój temat - rzuciłam chociaż to głównie one wypełniały właśnie moje myśli.
Billy uśmiechnął się.
- Czyli nie masz za wiele informacji.
Uśmiechnęłam się lekko.
- Jeśli chcesz możemy raz się wybrać na spacer, a powiem Ci wszystko co chcesz wiedzieć.
Zerknęłam na niego.
- Skąd pewność, że chcę Coś wiedzieć? - znów się uśmiechnął. Btw, czy on zaproponował właśnie wspólny spacer? Billy zamilkł na chwile co było dziwne.
- Najwyżej sprzedasz komuś te informacje - błysnął białymi zębami. Spojrzałam na swoje buty.
- Możesz mnie odprowadzić do domu - rzuciłam zanim to dokładniej przemyślałam. Chłopak uśmiechnął się od ucha do ucha i nim zdążyłam cokolwiek dodać zamknął drzwi swojego domu i stanął obok mnie. Super Anastazja. Super.

I saved you || Billy Hargrove Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz