- A ta? - pyta Nancy wychodząc z przymierzalni. Tym razem założyła niebieską sukienkę w białe kwiaty. Wygląda tak samo pięknie jak w poprzednich trzech.
- No co mam powiedzieć? Cudna! Tak jak poprzednie - wzdycham z uśmiechem, opadając na żółty pobliski fotel.
Nancy idzie dziś ze swoim chłopakiem Johnatanem do kina, świętować jego urodziny. Od dwóch godzin krążymy po sklepach w poszukiwaniu najlepszej kreacji. Nie powiedziałam jej, że nie znoszę zakupów. To pierwszy nasz taki wypad, więc dziś jej podaruję. Nie miałam jeszcze okazji poznać Johnatana, ale nie sądzę żeby przywiązywał wagę do sukienki Nancy. Dziewczyna za dużo się przejmuje.
- Przepraszam, że Cię tak męcze... - odpowiada smutno, siadając na poręczy fotela. - Chodzi o to, że to nasze pierwsze oficjalne wyjście w miasto. Chcę żeby było idealnie - wzrusza ramionami bawiąc się swoją srebrną bransoletką. Uśmiecham się blado.
- Po prostu bądź sobą. Jestem pewna, że to mu wystarczy - mówię. - No chyba, że zapomniałaś o prezencie... wtedy kicha - dodaję żartując.
Nancy uśmiecha się od ucha do ucha.
- O to się nie martw. Mam dla niego najnowszy model lustrzanki - unosi dumnie głowę. Kiwam z podziwem swoją. Z tego co mówiła Johnatan zajmuje się fotografią. Pewnie będzie wniebowzięty z takiego prezentu.
- Zatem pójdzie jak po maśle - stwierdzam.
Nancy wstaje i przygląda się swojemu odbiciu w lustrze.
- Wezmą tą - mówi stanowczo, a ja niemal oddycham z ulgą.
Gdy dziewczyna płaci za sukienkę, ja oglądam stylizację na manekinach. Muszę przyznać, że niektóre są zjawiskowe, ale jakoś szkoda tracić mi pieniądze na coś co nie jest mi potrzebne. Zapatrzona w kolorowe ubrania nieświadomie przechodzę do działu męskiego.
- Proszę proszę. Wiedziałem, że jeszcze się spotkamy - słyszę za sobą znajomy, niski, męski głos. Odwracam się spłoszona. Billy Hargrove ubrany w jasne jeansy i bordową koszulę- u której rozpietych jest wiecej guzikow niż zapietych- stoi z rękami w kieszeni, przyglądając mi się z uśmiechem.
- Billy! - rzucam nerwowo - wystraszyłeś mnie - mówię poprawiając swoje niesforne włosy.
- Doprawdy? Płochliwa jesteś - stwierdza swoim niskim głosem, przyglądając mi się uważnie. - Masz coś na sumieniu? - pyta z zadziornym uśmiechem. Rzucam okiem na jego umięśniony tors, wyłaniający się z rozpiętej koszuli. Chyba to zauważa, bo nagle błyska swoimi białymi zębami. Czuję jak robi mi się gorąco.
- Właśnie zamierzałam okraść ten sklep, przeszkodziłeś mi - rzucam żartem i udając pewną siebie, krzyżuję na piersi ramiona. Billy uśmiecha się szeroko, poprawiając okulary na swoich kręconych blond włosach.
- Hmm... I co teraz mam z Tobą zrobić? - zniża swój głos jeszcze bardziej, przybliżając się.
Odruchowo się cofam, przez co wpadam na plastikowego manekina, przyodzianego w kolorowy kombinezon. Ten upada z hukiem na ziemię, gubiąc przy tym rękę. Wszystkie oczy zebranych klientów i ekspedientek kierują się na mnie. Moje policzki rożowieją. Mruczę pod nosem ciche "przepraszam" i dopadam do przewróconego manekina. Nieporadnie próbuję go postawić do pionu. Słyszę za sobą cichy chichot, po czym czyjeś ręce pomagają mi posprzątać bałagan. Spoglądam w błękitne oczy Billy'ego.
- Dziękuję - szepczę. Chłopak nic nie mówi, choć cały czas powstrzymuje się od śmiechu. Gdy manekin już stoi, Nancy podbiega do naszej dwójki.
- W porządku? - pyta niby mnie, chodź groźnym spojrzeniem mierzy Billy'ego. Ten tylko uśmiecha się do niej lekko.
- Tak, tak. Cała ja, zawsze coś wywinę - śmieję się bardziej z nerwów niż z siebie. Billy rozbawiony unosi w górę brew.
- Zapłaciłam, możemy już iść - mówi Nancy nie spuszczając z chłopaka wzroku.
- Jasne - kiwam głowa i kieruję się za nią do wyjścia.
- Do zobaczenia Anastezjo! Do następnego razu! - macha mi na pożegnanie ręką Billy. Posyłam mu jeszcze nieśmiały uśmiech, po czym opuszczam sklep.
![](https://img.wattpad.com/cover/223370932-288-k399152.jpg)