Rozdział pierwszy

491 46 59
                                    


To zaczynamy:) Przed wami pierwszy rozdział w którym zaczniecie poznawać bohaterów tej historii. Mam nadzieję, że się spodoba:) Jak zawsze czekam na wasze reakcje. Miłego czytania.


Rozdział pierwszy

Nowy Jork

Wyjrzał przez okno na ulicę, która wyjątkowo tego dnia nie była zatłoczona. Nagle świat się zatrzymał, może jeszcze nie całkowicie, ale osobiście uważał, że to tylko kwestia czasu. Wiele by oddał, żeby znaleźć się teraz w swoim domu, odetchnąć powietrzem równie zanieczyszczonym jak to, ale jednak dającym poczucie bycia u siebie. Niebo było szare i zachmurzone, a przecież zima odeszła już w zapomnienie, ustępując miejsca wiośnie, królowej nowych początków, życia i miłości. Cóż był przekonany, że gdy to wszystko dobiegnie końca, wiele osób będzie potrzebowało szczególnie tego ostatniego, po dniach ciszy i samotności. W końcu główna zasada życia głosiła, że ludzie potrzebują ludzi, od tak proste i klarowne, nic dodać nic ująć.

Czuł, że zaczyna wariować wśród tych czterech ścian, które otaczały go z każdej strony. Myślał o swoim domu w Londynie, o ogrodzie, w którym uwielbiał spędzać czas, o swoim pupilu. Miał nadzieję, że Coco też o nim myśli, chociaż wiedział, że jego małej dziewczynce niczego nie brakuje w domu jego mamy, która oczywiście wolałaby opiekować się wnukiem, a nie psiakiem, no ale cóż, nie można mieć wszystkiego. Żałował, że przyjechał do Nowego Jorku, ale nie miał wyboru, musiał załatwić kilka spraw. Zresztą miał zagrać tu koncert, ale później ta cała katastrofa zaczęła się dziać, coraz więcej ludzi chorowało, a on nie był takim nieodpowiedzialnym idiotą, by wsiąść do samolotu, przelecieć przez pół świata, a później spotkać się z rodziną, przyjaciółmi i może zarazić jakieś kilkadziesiąt osób po drodze. Wolał przemęczyć się w swoim nowojorskim mieszkaniu, wierząc, że ten koszmar skończy się szybciej niż później. Przynajmniej miał nadzieję, że tak właśnie się stanie.

Jednak ta cała odpowiedzialność i poczucie, że nie chodzi tylko o niego, a o wielu ludzi, nie sprawiały, że czuł się świetnie. Zaczynał wariować w zamknięciu i rozumieć już, jak straszna może być kara więzienia. Każdego dnia bezczynnie przeglądał strony internetowe, udawał, że jest czymś zajęty, by tak naprawdę po raz kolejny czytać informacje o chorych osobach na całym świecie. Wiedział, że takie nakręcanie się w niczym nie pomoże, ale media skutecznie siały panikę i strach, a on z nudów i braku chęci do czegokolwiek czytał i oglądał wszystko, co miało związek z wirusem. Był przekonany, że jego fani oczekiwali od niego czegoś bardziej twórczego. Zresztą to nie tak, że musiał siedzieć w tym mieszkaniu, mógł swobodnie wyjść pobiegać i robił to regularnie, ale w powietrzu czuć było woń lęku i niepewności, która dopadła każdego mieszkańca tego miasta. Nic nie było pewne, zdrowie, praca, ani nawet życie.

Londyn

Panikowała, była tego pewna, gdy tylko patrzyła przez okno i widziała zakorkowane ulice oraz chodniki, na których przepychali się ludzie. Gdy wróciła z Włoch, jedynym sensownym rozwiązaniem wydawała się izolacja. Czuła się dobrze, ale przecież nie była głupia, słuchała tego, co mówią specjaliści, mogła czuć się świetnie i w tym samym czasie zarażać wszystkich dookoła. Dlatego powiedziała swoim pracownikom, że znika z cukierni na co najmniej dwa tygodnie i będzie kontaktowała się z nimi telefonicznie. To był rodzinny biznes, ale obecnie w cukierni zabrakło jakiegokolwiek Stylesa lub Tomlinsona, jak kto woli. Jej mama już od dawna siedziała zamknięta w domu razem z jej młodszym bratem, który jakiś czas temu odpuścił pracę i zaopiekował się synem. Wierzyła, że interes nie upadnie, jeżeli nie będzie ich przez jakiś czas. Zresztą czuła, że niedługo coś zacznie się dziać i ludzie zrozumieją, że narażają siebie i bliskich każdym głupim wyjściem na kawę.

Wieczność i Chwila / Larry i NemmaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz