s z e ś ć

560 58 8
                                    

n i c o

Na śniadaniu Theo znowu usiadł przy jego stoliku. Nico spojrzał na niego zdziwiony, ale Theo machnął tylko ręką.

- Nawet nic nie mów - odgryzł kawałek kanapki z żółtym serem i rukolą. - Powiedziałem Chejronowi, że musisz się przystosować do życia w Obozie, i tak dale... Stwierdził, że mogę tu siedzieć, przynajmniej tymczasowo.

- Okay - Nico wrócił do wpatrywania się w swoją owsiankę.

- Wiesz, że musisz jeść? - Theo spojrzał na niego zaniepokojony. - Niby znamy się krótko, ale byłoby mi przykro gdybyś kopnął w kalendarz.

- Postaram się, jak to mówisz, nie kopnąć w kalendarz - uśmiechnął się lekko pod nosem. - Jeżeli tak ci zależy.

- I dobrze.

Nico czuł na sobie jego wzrok, kiedy nakładał na łyżkę paćkę z płatków owsianych. Wsadził ją do ust i przełknął. Nie smakowała źle, co lekko go zdziwiło. Przypominała mu śniadania, które jadał z mamą i Biancą - brakowało tylko chleba z masłem i cukrem.

Uśmiechnął się na to wspomnienie. Właściwie nigdy go nie lubił. Jadł go, bo mamy nie było stać na lepsze przysmaki. Wiedział, że chciała sprawić im przyjemność.

- Widzisz? - słysząc głos Theo, wyrwał się z zamyślenia. - Od razu wyglądasz lepiej. Teraz tylko zjedz do końca.

- Skoro nalegasz...

Nawet nie zauważył, kiedy opróżnił całą miseczkę. Theodore siedział naprzeciwko, przypatrując mu się w ciszy.

- Chodzisz czasem na obozowe zajęcia? - zapytał, kiedy oboje wstali od stolika.

- Nie? - mruknął niepewnie.

- Doskonale! - rozpromienił się Theo. - Zabieram cię dzisiaj na zajęcia praktyczne. To chyba moje ulubione, zaraz po łucznictwie.

- Okay... - kiwnął lekko głową. - A co się tam robi?

- Zobaczysz.

Nico wzruszył ramionami. Nie wydawało mu się, żeby Theodore chciał dla niego źle. Mógł mu zaufać w wyborze zajęć. Chyba...

* * *

- Chyba żartujesz.

Te słowa opuściły usta Nico, kiedy przekroczyli próg pracowni zajęć praktycznych. Theo zaśmiał się lekko.

- To są zajęcia plastyczne.

- Nie tylko - odparł, uśmiechając się promiennie.

- Co nie zmienia faktu, że jestem w to koszmarny.

- Zawsze można się nauczyć - uśmiech nie schodził z twarzy Theo. - Jeden raz, Nico. I dam ci spokój.

- No dobra...

Nico wziął spory kawałek gliny i usadowił się na stanowisku obok Theo, który rozłożył kartkę na niewielkiej sztaludze. Skupiony już coś szkicował.

Nie chciał mu przeszkadzać. Chwilę mu się przypatrywał - wyglądał cholernie dobrze. Chociaż dla niego Theo zawsze tak wyglądał. Blond włosy związał z tyłu głowy w niewielki koczek, ale parę pofalowanych kosmyków opadało mu na twarz. Okrągłe okulary zsunęły mu się na nos, szare oczy w skupieniu śledziły ruch lewej ręki. Podwinął do łokci rękawy ciemnozielonej flanelowej koszuli. Na jeansach widoczne były ciemne smugi, pozostawione tam przez trzymany w dłoni węgiel. Wysunął lekko koniuszek języka, co wydawało się Nico na swój sposób urocze.

Otrząsnął się i przeniósł wzrok na kupkę gliny leżącej przed nim. Skrzywił się. To nie mogło się skończyć dobrze.

Po niecałej godzinie Nico był cały w glinie, a przed nim leżało coś, co przypominało niezbyt kształtną kulę ulepioną przez pięciolatka. Przeklął pod nosem po włosku.

wychowanek anioła || nico di angeloOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz