s z e s n a ś c i e

495 46 32
                                    

n i c o

Zasnęli na tym cholernym dachu.

Kiedyś Nico pewnie uznałby to za romantyczne, ale teraz czuł tylko obolałe plecy i kończyny. Sytuację ratowała tylko obecność Theo, który oddychał spokojnie przez sen.

Nico pocałował lekko jego policzek i uśmiechnął się wbrew woli. Było mu chłodno, bo słońce nie zdążyło jeszcze na dobre wynurzyć się zza drzew, ale za nic nie chciał znaleźć się gdzieś indziej.

Włosy Theo były rozczochrane, koszula pognieciona, lenonki przekrzywione na nosie. Ten widok w ogóle nie pasował do jego codziennego wyglądu (w końcu flanele Theo były zawsze wyprasowane, miodowozłote kosmyki rozczesane, a okulary starannie wyczyszczone), ale naprawdę mu się podobał. Theo wydawał się jeszcze bardziej uroczy niż zazwyczaj.

Nico nie mógł się na niego napatrzeć. Trudno było mu uwierzyć, że takie szczęście naprawdę go spotkało.

Gładził delikatnie włosy Theo, uśmiechając się do siebie. Nie wiedział, ile tak przesiedział. Już dawno stracił poczucie czasu.

- To już rano? - powiedział cicho Theo, podnosząc się na łokciach.

- Chyba trochę wcześniej - odparł. - Zasnęliśmy na dachu, nie wiem kiedy dokładnie.

- Czuję - Theo skrzywił się, masując powoli plecy.

Nico zaśmiał się cicho i pochylił się, żeby go pocałować. Theo uśmiechnął się lekko, muskając jego usta.

- Ale naprawdę miłe przywitanie. Mógłbym się tak budzić codziennie.

- Mówisz? Z obolałymi plecami?

- Nie tylko plecami - zaśmiał się.

Nico pokręcił rozbawiony głową i po raz kolejny pocałował Theo. Nie mógł się powstrzymać.

Ułożył głowę na ramieniu Theo, wdychając zapach jego szamponu. Blondyn objął go ramieniem, przysunął jeszcze bliżej. Nico musiał się uśmiechnąć, bo chyba by wybuchł. Całe szczęście nikt nie mógł go zobaczyć.

Theo oczywiście się nie liczył. On doskonale wiedział, jak jego obecność działała na Nica.

Ale Nico nie zdawał sobie sprawy z tego, że on naprawdę bardzo podobnie działał na Theodora.

W tym momencie go to nie interesowało. Był szczęśliwy. Gdzieś głęboko wiedział, że Theo czuje się bardzo podobnie.

- Ile mamy czasu do śniadania? - szepnął.

- Nie mam pojęcia. Możemy zacząć się zbierać, kiedy pierwsi obozowicze będą wychodzić z domków.

- Możemy też w ogóle stąd nie iść.

- Wiesz, jednak nie chciałbym zostać zamordowany przez Annabeth - Theo roześmiał się cicho. - Albo Jasona. Albo ich oboje na raz...

- Jason nic ci nie zrobi. Bardziej obawiałbym się Chase.

- Słuszna uwaga.

Zaśmiali się oboje.

- Mogę przenieść nas obu cieniem - powiedział Nico.

- Nie zmęczysz się za bardzo?

- To naprawdę niedaleko... Do Houston bym cię nie przeniósł, ale na śniadanie bez problemu.

- Jesteś pewny?

- Zamknij się, Ward.

Nico musnął jego usta i chwytając dłoń Theodora, osunął się w cień. Po chwili siedzieli już przy stoliku Hadesa, a Theo wyglądał, jakby miał zwymiotować.

wychowanek anioła || nico di angeloOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz