n i c o
Kolejne przedpołudnie spędzone w infirmerii wcale nie poprawiło humoru Nico. Wręcz przeciwnie, dziwna nadwrażliwość Willa Solace'a tylko go zirytowała, tak samo jak jakaś głupia, dziesięcioletnia córka Aresa ze złamanym nosem. A te wszystkie zadrapania wcale nie były tak bardzo głębokie. Z siniakami też by sobie poradził.
Zresztą, samo wysłuchiwanie narzekań Willa nie byłoby takie złe. Zdążył już do nich przywyknąć, a nawet wydawały mu się nieco urocze. Wszystko zepsuł ten bachor od Hebe, który wbiegł do infirmerii wszem i wobec ogłaszając, że Obóz odwiedził wspaniały Percy Jackson.
Niezapowiedziana wizyta Percy'ego i Annabeth była lekkim wstrząsem. Sam nie wiedział, czemu cały czas reagował tak na obecność chłopaka. Zazwyczaj kiedy miał go zobaczyć, po prostu przygotowywał się do tego już parę dni wcześniej. Odkąd wyznał Percy'emu co do niego czuł, zrobiło się między nimi strasznie niezręcznie - syn Posejdona bardzo chciał zrozumieć Nico i pomóc mu najlepiej jak umiał. Problem polegał na tym, że niezbyt mu to wychodziło.
Właśnie dlatego Nico bez słowa wybiegł z izby chorych, zostawiając za sobą zdziwionego i rozbawionego zarazem Willa, który swoją drogą wyglądał cholernie dobrze w swoim podkoszulku. Był na siebie wściekły - w końcu blondyn był jednym z jego niewielu przyjaciół. To, że od jakiegoś czasu podobał mu się niemal tak samo jak Nick Robinson w tym filmie, który pokazał mu Jason wcale tego nie zmieniało. Nico nauczył się żyć z odrzuceniem, ale to nie zmieniało faktu, że cały czas go bolało.
A Jackson jak zwykle musiał coś zepsuć. Nico wsunął dłonie do kieszeni przydużych spodni i mruknął z niezadowoleniem.
- Hej, Nico! - usłyszał za sobą wesoły głos. - Zaczekaj!
- Cześć, Percy - odwrócił się niechętnie w stronę roześmianego szatyna.
- Wyglądasz jak duch w tych ciuchach - stwierdził Percy, przystając przy nim. - Serio, cały na czarno, a jeszcze jesteś taki blady chudy... No, ale jak tam w Obozie? Żyjesz jeszcze?
- Jak widać - mruknął. - Will nie pozwala mi umrzeć mimo, że czasem naprawdę bym chciał.Percy zdawał się wcale go nie słuchać i zaczął paplać coś o college'u do którego wybierze się z Annabeth w przyszłym roku, jeśli tylko zda egzaminy. Nico westchnął przeciągle, wyciszając się na tyle, na ile było to możliwe w towarzystwie Percy'ego. Chłopak zaciągnął go na obiad, cały czas opowiadając o planach na przyszłość, które Nica w ogóle nie interesowały.
Kiedy wchodzili do Pawilonu Jadalnego zauważył Annabeth śmiejącą się czegoś z Malcolmem Pacem, który pełnił funkcję grupowego domku Ateny, kiedy jej nie było w Obozie. Obok nich szedł jakiś blondyn w okularach i flanelowej koszuli w kratę narzuconej na obozową koszulkę. Nico kojarzył go z widzenia, musiał być jednym z rodzeństwa Chase.
Oderwał wzrok od dzieci Ateny siadających przy przypisanym im stoliku i już po chwili blondyn opuścił jego myśli. Spojrzał z utęsknieniem w stronę swojego stolika i odezwał się do Percy'ego:
- Wiesz, Jackson, chyba musimy się już rozdzielić.
I zanim chłopak zdążył cokolwiek odpowiedzieć, Nico już siedział na swoim miejscu z uwagą przyglądając się leżącym na talerzu żeberkom. To najwyraźniej wystarczyło, bo Percy wzruszył tylko ramionami i usiadł przy stoliku Posejdona.
Kiedy przyszedł czas na składanie ofiar bogom, Nico, choć niechętnie, podszedł razem z resztą obozowiczów do dużego ogniska palącego się pośrodku pawilonu. Wyrzucił większą część posiłku do ognia mamrocząc pod nosem niewiele znaczące modlitwy i obrócił się na pięcie by wrócić do swojego stolika.
CZYTASZ
wychowanek anioła || nico di angelo
Fanfiction[zakończone] oboje w głębi duszy byli samotni. dopóki się nie spotkali, nie zdawali sobie z tego sprawy. gatunek: fluff (lekki smut w dodatku) słowa: 19k (+ dodatek 8k; razem 27k) początek: 05052020 koniec: 23062020 (+ dodatek 04122020) (nico di ang...