7. Wpadłam

374 30 33
                                    

Obudziłam się zdyszana, a po polikach ciekły mi łzy. Praktycznie od razu wstałam, podeszłam do okna i otworzyłam okno. Cicho. Pusto. Wręcz jeszcze ciemno, ale nie najciemniej.

Ale... Co się dzieje?

Spojrzałam w drugą stronę. I już wiedziałam dlaczego mimo nocy nie jest tak ciemno. Kolejny las płonął. Najgorsze jest to, że nie był on najbliżej nas, a widziałam płomień ponad dachami domów.

I już wiem, że będziemy miały więcej roboty...

Wyszłam z pokoju i skierowałam się do kuchni. Tylko po cichu, żeby nikogo nie obudzić. Nalałam sobie do szklanki chłodnej wody i usiadłam na parapecie, mając widok na chmury zasłaniające gwiaździste niebo.

3:56... I chyba już nie zasnę.

~*~

- A może sobie taką kuokę albo koalę do domu? Wiem, nie ten klimat, ale może by było dobrze? - zagaiła mnie Kaśka, gdy akurat owijałyśmy łapki jednej z biednych koal po tej nocy.

- Nie wiem... - odparłam niemal apatycznie.

- Dobra, Oliwia, dość - oparła ręce o biodra i spojrzała na mnie gniewnie. - Od rana snujesz się, jak smród po gaciach, prawie nic nie mówisz, a nawet jeśli to bez wyrazu. To denerwujące, że nagle nic nie wiem co się z tobą dzieje! - No przykro mi, że nagle czegoś nie wiesz. - Mogłabyś mi łaskawie powiedzieć o co chodzi?!

- Nie krzycz przy koali... - odparłam, a ta po skończeniu roboty podniosła ręce w moim kierunku i wzięłam ją na ręce, jak niemowlę.

Tamta za to wzruszyła ramionami bezradnie i nie zdążyła mi nic powiedzieć, kiedy odeszłam od niej na paręnaście metrów i odstawiłam miśka do kolegów i koleżanek.

- Mam cię dość powoli, Oliwia - powiedziała, gdy tylko znalazła się nagle obok mnie. - Wiesz dobrze, że kiedy coś jest nie tak, masz mi wszystko mówić!

- Kate, jesteśmy w pracy - westchnęłam bezradnie. - Nie mam siły na rozmowy dzisiaj, a teraz muszę się skupić, bo pożar trwający całą noc i zresztą nada gaszony spowodował wręcz tutaj natłok. Każdy ma tu jakieś zadanie, więc pomogłabyś mi na razie uczynkiem, a nie słowem?

Starałam się w tych słowach nie zawrzeć ani krzty sarkazmu czy niemiłego tonu, ale chyba patrząc na min dziewczyny mogę wywnioskować, że wyszło nieco inaczej. Nie wiem jedynie czy to tylko jej własna interpretacja czy jestem głucha na siebie.

- Dobra. Pogadamy kiedy indziej. - i poszła w tylko sobie znanym kierunku.

Westchnęłam ciężko. Nie łatwo się mówi o problemach miłosnych czy o koszmarach o których chce się zapomnieć... Dodatkowo zmęczenie daje mi nieco popalić. Nie jestem, jak Chris, żeby móc nie przespać nocy i nie zauważyć tego za bardzo. U mnie to tak nie działa.

Postanowiłam się przewietrzyć, więc wyszłam tylnym wyjściem...

- Annie! Mark! - krzyknęłam od razu, wbiegając wręcz do namiotu.

- Co jest? Co się stało? - spytała mnie blondynka, na co ja ją pociągnęłam na zewnątrz i pokazałam co się stało.

Drzewo rosnące nieopodal, a konkretnie po drugiej stronie drogi, zwaliło się i ogień zaczął się rozprzestrzeniać dostosowuje z dziesięć metrów od wejścia do namiotu. Wszystkie okoliczne krzewy zaczęły płonąć w zastraszającym tempie.

- Jezus... Mark! - Annie szybko poszła do wnętrza namiotu.

Słychać było powoli zgiełk wewnątrz, więc zostałam na zewnątrz i patrzyłam, jak ludzie, widząc co dzieje się w okolicy, zaczynają dzwonić do odpowiednich władz.

Pamiątka w pamięci || Bang Chan SKZOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz