15

104 11 5
                                    

Na szczęście lub może i nie, Jack od razu popchnął mnie, abym upadła, i w ten sposób ucierpiała tylko ściana.

?— dom wariató-

Nie zdążył dokończyć zdania, ponieważ Jeff go zadźgał.

E.J— nieźle..
J— nawet nas nie zauważył!
O— tak, teraz tylko trzeba czekać, aż kolejni tu przyjdą.
E.J— nawet nie żartuj, nie warto się brudzić.
S— ale rzeczywiście, trzeba mieć oko na wszystko.

Wszyscy spojrzeliśmy po sobie i bez słowa wróciliśmy na górę. Bardzo szybko zasnęłam, czy chłopaki również nie mam pojęcia.

Następnego dnia w telewizji usłyszałam następujące wiadomości-

Czy legendy są prawdziwe?
Noc nie obeszła się bez wrażeń. Zabito policjanta, którego ciało odnaleziono obok rzeki. Na brzuchu wycięte miał dwa imiona, a mianowicie Jeff oraz Toby.
Jak każdemu wiadomo Toby umarł kilka lat temu, więc czy ktoś robi sobie z nas żarty? Tak samo, jak Jeff, nie wiadomo, co jest grane, ale uważajcie na siebie. To na tyle.
~Joanna W.~

O— jesteście nienormalni. — zaśmiałam się —
J— czasem trzeba się pobawić!

Coś mi tu nie gra, nie żyją? Może rzeczywiście odebrano im życie. Postanowiłam przyjrzeć się sytuacji. Od razu po śniadaniu sięgnęłam telefon i wpisałam w google Ticci Toby. Znalazłam każdą potrzebną informację, przy czym dowiedziałam się wielu ciekawych rzeczy, nie wiedziałam, że Toby miał siostrę, i miał inne imię, problemy... może rzeczywiście nie dostrzegłam tego, jacy są naprawdę.

Odłożyłam telefon i spojrzałam w sufit. Nagle drzwi od mojego pokoju otworzyły się. Do pokoju wparowała Sally razem z Jeffem.

Sa— pobawisz się z nami?

Niechętnie wstałam i uśmiechnęłam się.

O— mam pomysł, Sally. — spojrzałam na dziewczynkę —
Sa— hmm?
O— jeśli chcesz, pójdziemy na dwór!
Sa— taaak!
J— ratujesz mnie, mała.

Sally zeszła na dół, a Jeff przyciągnął mnie do siebie z uśmiechem pedofila, zresztą, jak zawsze.

Wyrwałam się i posłałam mu groźny uśmiech znaczący, iż go zabije. Odwróciłam się, a za sobą usłyszałam jedynie "miłego dnia". Zawsze mam totalną wyjebke, kto mi życzy czego.

O— dzięki.

I zeszłam na dół do Sally, założyłam buty i pospiesznie wyszłam z domu, gdy szłyśmy znów wpatrzyłam się w dom, który był naprzeciwko.

Sa— coś się stało?
O— nie, nic, chodź, nie martw się.

Za wszelką cenę dostanę się ponownie do domu nie zważając na to, co może się stać. Mimo tego, że przyjaciele będą strasznie źli, raczej mi wybaczą, przynajmniej mam wielką nadzieję.
Przypomniałam sobie słowa Slendermana i zaśmiałam się cicho, a Sally tylko pokiwała głową. Wyszłyśmy z lasu, spośród tłumu ludzi niezauważalnie dostałyśmy się na pasy. Przed nami nagle pojawił się samochód, który by nas potrącił, gdyby nie to, że odepchnęła mnie Sally z mojego wiecznego zamyślenia.

O— dziękuję..
Sa– uważaj, okej?
O— no dobrze, nie złość się.

Znów weszła do nas Carla.

Sa— oh, to ty? Chodź, pobawimy się!
C— nie mam ochoty. — stwierdziła głosem bez uczuć —
O— Carla, a może zdradzisz nam swoje pełne imię?

Dziewczynka podeszła bliżej i szepnęła-
Coonie. -

O— co?
C— nie jestem tym, kim myślisz.

Dziewczynka złapała nas za nadgarstek i pociągnęła w głąb lasu. W pewnym momencie nie było widoczne zupełnie nic, oprócz jej cienia. Nagle ja z Sally ujrzałyśmy wysoką kobietę z czarnymi włosami za pas, pustym, czarnym wzrokiem, bladą cerą oraz czarną sukienką do kolan. Dokładnie tak wyglądała mama mojego przyjaciela.

O— Coonie..
C— gdzie jest mój syn? — srogo odniosła się do nas —
O— w rezydencji, jak zawsze, chyba, że wyszedł na łowy.

Mama Toby'ego dała gest ręką, abyśmy ruszyły za nią, dalej, w środek lasu, a generalnie - do rezydencji.

Ofiara || Jeff The KillerOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz