Rozdział 5

206 14 62
                                    

Elena

Kolejnych kilka dni upływa spokojnie, bo bez wizyt Damona. Dałam mu swój numer telefonu i dzięki niemu odwołał, a właściwie przełożył wczorajszą wizytę na dzisiaj. Nie wyjaśnił powodu, ale ja chyba tego nie oczekiwałam, że będzie mi się spowiadał. Przecież nigdy tego nie robił i choć mnie to znów boli gdzieś wewnątrz, to wiem, że teraz nie mam prawa tego od niego wymagać. Zresztą czy kiedykolwiek mogłam? Chyba nie. Psycholog mówiła, że tak, że miałam prawo, ale ja chyba do dziś w to nie wierzę. Ten człowiek naprawdę zachwiał całą moją percepcją życia w związku. To chore, dlatego nie mam zamiaru znów tego analizować. Powiedział, że nie przyjdzie, bo nie może, to nie przyjdzie, bo nie może. Tyle. Koniec. Kropka. Nie chcę i nie będę go z tego rozliczała. 

Poza tym nie zapytałam o jego prywatne życie, bo i po co? To nie mój biznes. I niech tak zostanie. Już i tak wyznał mi za dużo, a ja naprawdę nie chcę nic wiedzieć.

Pijemy z Elijahem kawę w kuchni. Ja przy tym zmywam, a on krąży w tę i z powrotem od drzwi do okna z rękami założonymi za plecami. Od chwili, gdy rozmawialiśmy w parku przez telefon, nie wspomniał o kwestii parku i tego, że poszłam tam z Damonem, ani słowa.

Za to ja czuję potrzebę z nim o wszystkim rozmawiać. Potrzebuję jego aprobaty lub rady, a nawet sprzeciwów. To mi bardzo pomaga podjąć wszystkie decyzje. Nie chcę ich więcej podejmować bez niego. Elijah to ktoś ważny dla mnie, chcę, żeby o tym wiedział, dlatego mówię mu o przełożonej wizycie.

— Zaczyna się — złości się natychmiast.

— Co masz na myśli? — dopytuję.

— Zaczyna cię wodzić za nos. Już mu nie pasują daty wizyt. Za niedługo przestanie przychodzić, zobaczysz. Dobrze, że nie namieszał Danny'emu w głowie, jaki to z niego cudowny tatuś — syczy przez zęby i ogląda się za siebie, czy Danny go nie słyszał ze swojego pokoju.

Wzdycham ciężko. Z rezygnacją.

— Nie namieszał, bo mu zabroniłam, a on się ze mną zgodził. Chyba zbyt surowo go oceniasz.

— Nawet go nie broń! — zatrzymuje mnie od razu.

— Elijah, nie bronię go, ale ty jesteś za surowy. — argumentuję. — To nie ja ustalam, kiedy przyjdzie...

— A kto? — pyta z niedowierzaniem.

Patrzę na niego jak na ducha.

— On, a kto?

— Ty chyba sobie żartujesz, że to on tobie dyktuje warunki? — pyta roszczeniowo.

— To nie są warunki, tylko kompromis. Mówi, kiedy przyjdzie, a ja się zgadzam, albo nie. Na razie spotykamy się spontanicznie, zanim ustalimy stałe widzenia...

— Jeszcze tego nie zrobiliście? — znów pyta z niedowierzaniem.

Zwieszam ramiona.

— Elijah, przecież widzieliśmy się raptem kilka razy, czyś ty oszalał?

— A alimenty? Rozważałaś?

Wytrzeszczam na niego oczy.

— Teraz to chyba naprawdę zwariowałeś — argumentuję i chwytam się za boki.

Elijah nie ma o pewnych sprawach pojęcia, dlatego mu daruję.

— Nie masz zamiaru wyegzekwować alimentów? — przystaje i pyta, patrząc na mnie szeroko otwartymi oczami. — Przecież to się Danny'emu należy!

Wzdycham znów z rezygnacją.

— Widzieliśmy się raptem kilka razy, poza tym nie po to ukrywałam się pięć lat, żeby teraz nagle chcieć alimentów, bo się spotkaliśmy.

— A moim zdaniem, właśnie dlatego powinnaś! Zobaczysz, ulotni się jak mgła! — argumentuje zaciekle. 

— Chyba sam nie wierzysz w to co mówisz. Wiesz, że Damon tego nie zrobi, nawet gdyby musiał łożyć najwyższe alimenty na świecie. Poza tym, musisz mnie zrozumieć... Eli, ja wiem, że ty już o wszystkim pomyślałeś, ale dla mnie to za szybko. Wszystko jest w zupełnym nieładzie, to dla mnie zupełnie nowa sytuacja i jeszcze się w niej nie odnajduję. Wręcz odwrotnie. Gubię się coraz bardziej i mnie to przeraża — skarżę się.

— Boże, Elena, przepraszam — wzdycha ciężko. — Wiem, przepraszam, przepraszam — opamiętuje się i bierze mnie w objęcia. Całuje kilka razy w skroń. Pachnie swoimi perfumami. Znajomo. Obejmuję go w pasie. — Ale szlag mnie trafia, gdy o tym wszystkim myślę. Chcę ci pomóc, a nie wiem jak, chyba też się zgubiłem.

Odchylam się i patrzę na niego z kpiącym uśmieszkiem.

— Ty? Zagubiony? — prycham.

Patrzy na mnie z góry. Uśmiecha się kącikiem ust, ale po chwili poważnieje. Jego oczy ześlizgują się na moje usta. Ma nieodgadnioną minę. Ściska mnie mocniej.

Serce podchodzi mi do gardła, sztywnieję, a on pochyla się i całuje mnie delikatnie. Jego usta smakują kawą i budzą we mnie... pożądanie. Ciało mi się rozluźnia. To takie zaskakujące, ale niesamowite uczucie. Odpowiadam na pocałunek. Całuje mnie zachłanniej. Kończy i wzdycha. Opiera czoło o moje czoło.

— Czuję się zagubiony, przez ciebie. Kocham cię Elena, od zawsze, nie chcę dłużej tego ukrywać, a od zawsze muszę. Dlaczego? Dlaczego, kiedy jestem tak blisko, on musiał się pojawić... — wyznaje z zamkniętymi oczami. 

HEARTBURN 2Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz