Rozdział 10

263 17 29
                                    

Elena

— Damon! Gdzie są moje kluczyki od samochodu? Widziałeś je może? — Danny drze się z holu.

— Danny — upominam go — nie wrzeszcz.

Przechodzi jakiś kolejny okres buntu i znów od kilku dni nazywa Damona, Damonem, nie tatą. Ma osiemnaście lat, kolczyk w uchu i szaleje za nim połowa dziewczyn w Nowym Yorku. Żeby tego było mało, Damon kupił mu samochód. Rozpieścił go jak panicza. Danny'emu wydaje się, że może wszystko, a ja się chyba ostatnio zgubiłam w tym wszystkim, albo w sumie to już dawno?

— Mamo, widziałaś moje kluczyki — wrzeszczy znów z holu.

— Pewnie masz je w kieszeni kurtki — odkrzykuję do niego — i nie krzycz tak. Jeśli masz sprawę, to przyjdź, proszę, a nie wrzeszczysz na cały dom.

— Ok, ok — burczy, ale po chwili znów drze się jak oszalały — DAMOOOON! GDZIE MOJE KLUCZYKI! Brałeś je ostatni!

Nie wytrzymuję.

— DANNY! Przyjdź tu, proszę! — nakazuję.

Wycieram ręce o ścierkę, bo właśnie piekę ciasto, a on zjawia się skruszony w drzwiach. Krótkie ciemnoblond włosy sterczą mu na głowie, niebieskie oczy iskrzą jak u diabła. Ubrany jest cały na czarno. W rozciągniętą koszulkę, której nie wolno mi prasować i wąskie jeansy. Na to wszytko skórzana kurtka, z której kieszeni właśnie wyciąga.... kluczyki, a jakże. Patrzę na niego w górę z krzywą miną. Jest bardzo wysoki i szczupły. Podobny do Damona jak dwie krople wody.

Robi do mnie przepraszającą minę, że zrobił raban o kluczyki, które miał w kieszeni.

Damon z popłochem w oczach zjawia się tuż za nim. Widzi, że jestem niezadowolona, więc przechodzi obok Danny'ego i staje za mną. Kładzie mi dłoń na ramieniu. Chyba myśli, że uda mu się mnie tym uspokoić. Nic z tego.

— Danny, nie uważasz, że mówienie do ojca po imieniu jest lekko nie na miejscu? — mówię karcąco i patrzę na niego groźnie.

Tylko ja jeszcze mam trochę władzy nad tym krnąbrnym chłopaczyskiem. Damon rozpieścił go jak dziadowski bicz.

Danny zerka na mnie spod byka i zwęża oczy jak wąż. Już wiem, że bez pyskówki się nie obejdzie.

— A co to za ojciec? — wybucha — NIGDY NIE OŻENIŁ SIĘ Z MOJĄ MATKĄ! — wydziera się na całe gardło — A ja jestem bękartem! — zarzuca Damonowi.

Odwraca się na pięcie i wychodzi do holu.

— DANNY! Natychmiast tu wracaj! — wrzeszczę za nim, ale nie wraca.

— Wyjdziesz za mnie? — słyszę za plecami głos Damona.

— Damon, nie wyjdę za ciebie, bo nagle Danny'emu coś strzeliło do głowy. Czyś ty też oszalał? — odpowiadam upominająco.

Mam wrażenie, że gdyby Danny kazał mu skoczyć w ogień, Damon zrobiłby to bez zastanowienia.

Odwracam się do niego przodem, a on stoi z pierścionkiem w rękach.

Patrzy na mnie i uśmiecha się kącikiem ust.

— Chyba już czas, nie sądzisz? — pyta.

Ukartowali to.

Chwytam się za boki, ale nie jestem w stanie powstrzymać uśmiechu.

W drzwiach pojawia się Danny z szyderczym uśmiechem.

— Co powiedziała? — pyta.

— Nie zgodziła się — zaprzecza Damon, przekrzywiając z przekorą głowę.

— Czyli chce — mruga okiem Danny i znika znów w holu — TEORIA ODWROTNOŚCI, yeahhhhh! Macie wolną chatę, WYCHOOOOODZĘ! Nie wracam na noc! CHCĘ SIOSTRĘ, NIE BRATA! — rechocze i trzaska drzwiami.

— To jak? — pyta Damon i wyciąga pierścionek z pudełka. — Dasz się namówić? — parska śmiechem.

— No, nie wiem — przewracam oczami. — Chyba nie — krzywię się i też parskam śmiechem, ale zerkam na pierścionek.

Jest prześliczny. Srebrny z niebieskim kamyczkiem.

Brwi Damona wędrują w górę.

— Na pewno? — pyta podejrzliwie.

— A czym mnie przekupisz? — pytam i wieszam się mu na szyi.

— Znam kilka sztuczek, które lubisz i nie są całkiem przyzwoite — obejmuje mnie i szepcze mi do ucha.

— To może się zgodzę, zobaczę, jak już mi je pokażesz — śmieję się i całuję go w usta. — a tak naprawdę, to dlaczego to robisz? — pytam wprost.

Już jakiś czas temu nauczyłam się, że Damona trzeba pytać wprost.

Zamyśla się na chwilę. Widzę, że waha się z odpowiedzią, czyli coś go dręczy.

— Od dwunastu lat... codziennie rano wstaję i czuję, coś, czego nie umiem zdefiniować. To nie jest nic przyjemnego, ale wiąże się bezpośrednio z tym, co do ciebie czuję. Zupełnie niedawno zdałem sobie sprawę z tego, co to jest. Elena, ja się boję. Boję się, że rano, gdy się obudzę, to ciebie nie będzie przy mnie — głos ma zdławiony. — Pamiętam, jak to było bez ciebie i nie chcę już się bać, to trudne do zniesienia, teraz gdy zdałem dobie z tego sprawę. Nigdy ci się nie oświadczyłem, bo tego, że mi odmówisz, bałem się jeszcze bardziej. Zdaję sobie sprawę, że nigdy na ciebie nie zasługiwałem. Zawsze żartowałaś tak jak dziś, że nie chcesz, a ja bałem się, że za twoim żartem kryje się prawda — przełyka głośno i podnosi na mnie oczy — powiedz, że tak nie jest — prosi. — Ja naprawdę chcę być wart...

Ciepło znów rozlewa się po moim ciele. Czuję je nieustannie od chwili, gdy spotkałam Damona w drzwiach biura Salvatore's Wood Company. Czasem czai się i ukrywa, żeby znów rozbłysnąć jak teraz. Obejmuję go za kark. Przyciągam i całuję krótko.

— To nieprawda, nie bój się, jeśli się kogoś kocha, to nie powinno się bać. Strach jest okropny. Kocham cię i chcę za ciebie wyjść — mówię cicho i przyciągam go do siebie.

— Kocham cię — mówi wprost do moich ust.

Nasze serca płoną.

Znów.

Cały czas.

***********************************************************************************************

Kochani, jak Wam się podoba prawdziwy koniec? Pomyślałam, że chcielibyście wiedzieć, co u nich słychać za jakiś czas ^^ Udało mi się? Mam nadzieję, że tak :)

Chciałam Wam ogłosić, że od dziś robię sobie przerwę, ale... wrócę z końcem wakacji. Piszę już coś, ale muszę też odpocząć. Trochę czuję się wypalona. Działam z Duro, żeby go wydać i piszę dwa kolejne opowiadania. Postaram się dokończyć Barmana i Miłość w koronie.

Wrócę na pewno ;)

Trzymajcie się i miłych wakacji :*

Sev.

HEARTBURN 2Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz