Four: Zaręczyny

104 8 1
                                    

Minęły trzy dni odkąd wylądowaliśmy w Bostonie, Za cztery dni mam zostać żoną Dylana Handersona.

Tak bardzo nie chcę zmuszać się do tego ale dużo rozmawiałam z mamą i obiecałam jej że wyjdę za niego.

To głupia decyzja, w końcu ja mam swoje życie a ich problemy nie powinny mnie interesować skoro do tej pory mi o nich nie powiedzieli.

Ale, nie jestem aż tak egoistyczna bym myślała tylko o sobie.

Choć powinnam...

Jest późny wieczór, jutro ma przyjechać już Madison by pomóc mi w przygotowaniach. 

Suknia jest już kupiona ale wybrała ją moja mama i jest okropna.

W końcu raz w życiu wychodzi się za mąż, chcę mieć prawo głosu chociażby w tej kwestii.

Wyszłam na balkon by zapalić papierosa.

Usiadłam na fotelu delektując się smakiem tytoniu.

-To twój ostatni papieros.-usłyszałam lekko zdenerwowany głos Dylana za sobą.

Nawet się nie odwróciłam po prostu parsknęłam.

-Dlaczego nie śpisz?-zapytał siadając na przeciwko mnie.

-Też byś nie spał gdybyś miał wyjść za niecałe cztery dni za kogoś kogo nie kochasz.-powiedziałam zaciągając się.

-Julio, wiem że to trudne.-powiedział przybliżając się krzesłem do mnie, ja patrzyłam jedynie na jego ruchy.-Cieszę się jednak że już oswoiłaś się z tą myślą.-oparł się.

Chyba jest za miło...

-Może i się oswoiłam ale posłuszna nie będę. Nie będziesz dyktował mi warunków Dylan.-burknęłam i gdy chciałam się zaciągnąć papieros został wyrwany mi z dłoni.

-Skończ tą gówniarską gierkę, Dobrze wiesz jak wygląda małżeństwo.-warknął.

-Wiem, za to ty chyba nie jesteś tego świadomy, Małżeństwo to dwoje ludzi których łączy miłość. A mnie z tobą może łączyć jedynie nienawiść.-powiedziałam już zła.

-Kto powiedział że nie może łączyć nas w przyszłości miłość? Julio nie bądź opryskliwa.-powiedział i wstał.

-Oh co za szczęście, w końcu sobie idziesz.-burknęłam od niezadowolenia.

-Owszem, idę bo nie mam zamiaru znosić twojego wiecznego buntu.-warknął po czym wyciągnął z kieszeni słynne czerwone welurowe pudełeczko.-Chciałem dać ci to w spokoju, bez twoich durnych odzywek ale ty po prostu jesteś nie do zniesienia.-postawił przede mną pudełeczko.- Mam widzieć to już od jutra na twoim palcu.-warknął i wyszedł z mojego tymczasowego pokoju.

Trochę mi głupio choć nie powinno.

Chwyciłam go w dłoń i otworzyłam a moim oczom ukazał się piękny zaręczynowy pierścionek z diamentem.

Musiał być bardzo drogi...

Wyjęłam go i ubrałam na serdeczny palec prawej dłoni.

Jest piękny!

Uwielbiam takie błyskotki.

Może potraktowałam go trochę nie fair...

Nie, zasłużył sobie, zmusza mnie do ślubu. Mam prawo być opryskliwa, zbuntowana i zła a poza tym, to tylko Dylan.

Westchnęłam i weszłam spowrotem do pokoju by położyć się w ciepłym łóżku i odpłynąć po chwili do krainy Morfeusza nie przejmując się niczym i nikim.

PLAN B (ZAWIESZONE)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz