Minęły trzy dni odkąd wylądowaliśmy w Bostonie, Za cztery dni mam zostać żoną Dylana Handersona.
Tak bardzo nie chcę zmuszać się do tego ale dużo rozmawiałam z mamą i obiecałam jej że wyjdę za niego.
To głupia decyzja, w końcu ja mam swoje życie a ich problemy nie powinny mnie interesować skoro do tej pory mi o nich nie powiedzieli.
Ale, nie jestem aż tak egoistyczna bym myślała tylko o sobie.
Choć powinnam...
Jest późny wieczór, jutro ma przyjechać już Madison by pomóc mi w przygotowaniach.
Suknia jest już kupiona ale wybrała ją moja mama i jest okropna.
W końcu raz w życiu wychodzi się za mąż, chcę mieć prawo głosu chociażby w tej kwestii.
Wyszłam na balkon by zapalić papierosa.
Usiadłam na fotelu delektując się smakiem tytoniu.
-To twój ostatni papieros.-usłyszałam lekko zdenerwowany głos Dylana za sobą.
Nawet się nie odwróciłam po prostu parsknęłam.
-Dlaczego nie śpisz?-zapytał siadając na przeciwko mnie.
-Też byś nie spał gdybyś miał wyjść za niecałe cztery dni za kogoś kogo nie kochasz.-powiedziałam zaciągając się.
-Julio, wiem że to trudne.-powiedział przybliżając się krzesłem do mnie, ja patrzyłam jedynie na jego ruchy.-Cieszę się jednak że już oswoiłaś się z tą myślą.-oparł się.
Chyba jest za miło...
-Może i się oswoiłam ale posłuszna nie będę. Nie będziesz dyktował mi warunków Dylan.-burknęłam i gdy chciałam się zaciągnąć papieros został wyrwany mi z dłoni.
-Skończ tą gówniarską gierkę, Dobrze wiesz jak wygląda małżeństwo.-warknął.
-Wiem, za to ty chyba nie jesteś tego świadomy, Małżeństwo to dwoje ludzi których łączy miłość. A mnie z tobą może łączyć jedynie nienawiść.-powiedziałam już zła.
-Kto powiedział że nie może łączyć nas w przyszłości miłość? Julio nie bądź opryskliwa.-powiedział i wstał.
-Oh co za szczęście, w końcu sobie idziesz.-burknęłam od niezadowolenia.
-Owszem, idę bo nie mam zamiaru znosić twojego wiecznego buntu.-warknął po czym wyciągnął z kieszeni słynne czerwone welurowe pudełeczko.-Chciałem dać ci to w spokoju, bez twoich durnych odzywek ale ty po prostu jesteś nie do zniesienia.-postawił przede mną pudełeczko.- Mam widzieć to już od jutra na twoim palcu.-warknął i wyszedł z mojego tymczasowego pokoju.
Trochę mi głupio choć nie powinno.
Chwyciłam go w dłoń i otworzyłam a moim oczom ukazał się piękny zaręczynowy pierścionek z diamentem.
Musiał być bardzo drogi...
Wyjęłam go i ubrałam na serdeczny palec prawej dłoni.
Jest piękny!
Uwielbiam takie błyskotki.
Może potraktowałam go trochę nie fair...
Nie, zasłużył sobie, zmusza mnie do ślubu. Mam prawo być opryskliwa, zbuntowana i zła a poza tym, to tylko Dylan.
Westchnęłam i weszłam spowrotem do pokoju by położyć się w ciepłym łóżku i odpłynąć po chwili do krainy Morfeusza nie przejmując się niczym i nikim.
CZYTASZ
PLAN B (ZAWIESZONE)
RomanceOboje czuli się bardziej spójni niż wcześniej, choć do tej pory nie zdawali sobie sprawy, że brakowało im spójności. Julia Roggers: Dwudziestolatka o zadziornym charakterze, sama dyktuje sobie warunki choć jest gotowa na to by komuś ulec. Strach dla...