Ten: Bankiet

100 7 5
                                    

Dziś w końcu ma się odbyć bankiet, powiem szczerze że z Dylanem potrafię się dogadać jeśli chcę.

Jednak w tym tygodniu doprowadzał mnie do białej gorączki przez swoje późne wracanie.

Zostawiał mnie samą całymi dniami a dopiero dziś zauważył że w salonie nie ma tych samych kanap, zmieniłam już je na początku tygodnia ale mniejsza.

Planuje przemalować jeszcze naszą sypialnię i chyba zrobię to w poniedziałek gdy wrócimy.

Taylor odwiózł nas właśnie na lotnisko na którego płycie czekał już oczywiście prywatny samolot mojego męża.

Jakżeby inaczej.

Idiota.

Wysiadłam z SUV'a i w mgnieniu oka obok mnie pojawił się inny lokaj rozkładając parasolkę, pogoda dzisiejszego dnia nie dopisywała w Bostonie ale w sumie to dobrze, idealnie pokazuje ona mój dzisiejszy humor gdyż Dylan wkurwia mnie od samego rana.

Jeszcze wczoraj wieczór był na jakimś biznesowym spotkaniu i wnioskując bo jego obecnym nastroju chyba wszystko nie poszło po jego myśli, cały czas wyżywa się na swoich pracownikach co delikatnie mówiąc irytuje mnie to.

Jego ludzie są na każde jego zawołanie i dobrze wykonują swoją robotę a on wyżywa się na nich tak super im za to odpłacając.

Z resztą pewnie i tak dobrze im płaci więc nie powinnam nad tym ubolewać.

Popatrzyłam w stronę samolotu którego bardzo dobrze już znałam a po chwili u mojego boku pojawił się Dylan który przejął od lokaja parasolkę, chwyciłam jego ramię gdyż mi je podał i udaliśmy się w stronę maszyny.

Weszliśmy po schodkach, a do moich nozdrzy od razu dotarł zapach krewetek który pewnie dobiegał z kuchni. Uwielbiam krewetki i aż ślinka mi cieknie na myśl że zaraz je zjem.

Usiadłam na jednym z foteli przed którym znajdował się stolik i jeszcze jeden fotel na którym usiadł przed chwilą mój mąż i popatrzył na mnie naburmuszoną miną.

-Możesz przestać być opryskliwy? Mam tego dość.-powiedziałam zła.

-Teraz ty przejęłaś pałeczkę, poczuj się tak jak ja gdy ty masz swoje humorki.-powiedział.

-Ah tak odgrywasz się?-warknęłam już wściekła.

-Nie, po prostu mam zły dzień a to że to się odbija w jakiś sposób na tobie już nie moja sprawa.-powiedział wrednie a we mnie się zagotowała.

-Pierdol się.-warknęłam do niego przy jego lokajach i wstałam by wyjść z samolotu.

-Julia! Natychmiast usiądź bo pożałujesz!-również wstał, wystawiłam w jego stronę środkowy palec i wyszłam z samolotu.

Poszłam w stronę SUV' a który był jeszcze na płycie gdy poczułam ręce owijające się wokoło mojej talii i już po chwili unosiłam się nad ziemią.

-Puszczaj mnie!-krzyknęłam nie zwracając już nawet uwagi na to że krople deszczu spływały po mnie jak po mokrym psie.

-Ostatni raz zachowałaś się tak przy moich pracownikach!-warknął przerzucając mnie przez ramię jak worek ziemniaków, zaczęłam piszczeć i kopać go by w końcu mnie puścił ale nic to nie dało, po chwili znaleźliśmy się już w środku, widziałam twarze jego pracowników którzy spoglądali tylko na siebie.

Mój tyłek upadł na miękki fotel, oddychałam głęboko zmęczona moim kopaniem i szarpaniem.

Dylan zacisnął pas bezpieczeństwa.

PLAN B (ZAWIESZONE)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz